Powiedział
J. Hausner, "minister d.s. beznadziejnych" w rządzie L. Millera, jak go w
opublikowanej w 2003 roku w "Polityce" laurce przedstawiła J. Solska. Sama ta laurka jest zresztą ciekawą lekturą. Na przykład fragment:
Na razie rząd przygotowuje zieloną księgę, nad którą społeczeństwo będzie przez trzy miesiące dyskutować. Niech samo wskaże, które wydatki trzeba ograniczać, bo że trzeba, to pewne. Władza zacznie od siebie, zrezygnuje z części służbowych samochodów z kierowcami, których liczba sięgnęła już 50 tys. To taka mała hausnerowska socjotechnika.
świetnie uświadamia, kto był faktycznym autorem praktykowanego przez obecny rząd pomysłu na kontaktowanie się ze społeczeństwem oraz "styl" rządzenia, który możemy okreslić, jako "liberalny populizm", a także: jak bardzo taka filozofia przypomina komunistyczną propagandę - dotyczy to zresztą również języka, jakim autorka laurki rzecz opisuje. "Raport" J. Pitery, laptopy, itd. - a z drugiej strony premier (nie)latający rejsowymi samolotami. Za kulisami tymczasem - kiedyś A. Barcikowski, którego gwarancją kwalifikacji na objęcie stanowiska szefa ABW była praca w wydawnictwie "Muza" W. Czarzastego, więc "zneutralizował" polecenie L. Millera, by sprawdzić plotki opowiadane przez A. Michnika w ramach prowadzonego przez niego "śledztwa dziennikarskiego" - dzisiaj A. Barcikowski - jako doradca aktualnego szefa ABW, K. Bondaryka, za którego
doświadczenie zdobyte w "Erze", płaci mu ona do dzisiaj, gdy forsuje on zapisy prawne korzystne dla operatorów komórkowych; M. Dyduch - kiedyś Sekretarz Generalny SLD - dzisiaj szef rady nadzorczej, zaproszony do niej przez PO, który rzecz całą skwitował z właściwym sobie wdziękiem:
Spytali, czy chcę radę nadzorczą, to się zgodziłem
(
cały tekst na ten temat oraz obszerny cytat)
W tle nóżkami przebiera
cała kupa małych braci w tzw. "terenie",
dyplomacji, wojsku i służbach specjalnych.
Jak widać - nie skorzystałem z "samograja", jakim były słowa J. Hausnera. Prawda jest taka, że sam
program Hausnera nie był "programem lewicy" (sorry za to źródło, ale - "jaka lewica takie redakcje" ;) . Nieuczciwe byłoby więc twierdzenie czegoś innego. W istocie jest on podobnym "liberałem", jak politycy PO - z tą różnicą, że co tydzień nie zmieniał zdania w zależności od wyników sondaży. No, ale w końcu stawiał pierwsze kroki w "małej socjotechnice" - nie to, co dzisiejsi "wyjadacze".
W każdym razie, trudno się spodziewać, by ustawa o emeryturach nie biorąca pod uwagę np. kryterium szkodliwości wykonywanej pracy na dłuższą metę została przyjęta przez "społeczeństwo" bez echa. Podobno ostateczna decyzja SLD zależała właśnie od zaprezentowanych jego negocjatorom (W. Olejniczakowi?) wyników badań społecznych, druzgoczących dla postkomunistów w przypadku poparcia postawy prezydenta.
Zważywszy na przebieg konfliktu między W. Olejniczakiem i G. Napieralskim - ciekawe info w dzisiejszym papierowym wydaniu "Dziennika", warunkami Olejniczaka miał być brak rozmów z Napieralskim oraz pomysł, by to Olejniczak był sprawozdawcą projektu dot. emerytur dla nauczycieli - trudno uwierzyć w wersję z sondażami. PO dobrze rozegrała to okładanie się łopatkami przez liderów SLD. Nie na tyle dobrze jednak, by wprowadzić w życie pomysł B. Sawickiej na "kręcenie lodów" przy obowiązkowej "komercjalizacji" jednostek służby zdrowia, z najmniejszymi "prowincjonalnymi" ZOZ-ami włącznie. Z poparcia tego pomysłu nawet "liberalny" W. Olejniczak nie byłby w stanie się wytłumaczyć. Być może do momentu, gdy negocjatorzy z PO zaprezentują mu kolejne sondaże...
Albo do jakiejs innej "wiekopomnej chwili" - wszak "liberalizm" ma w Polsce tzw. "dobrą prasę" od niemal 20 lat, gdy reformy gospodarcze autoryzował były wykładowca w Instytucie Podstawowych Problemów Marksizmu i Leninizmu przy KC PZPR. Guru polskiego "liberalizmu" i "niezależny prezes NBP", który nieco wcześniej szefował partii politycznej. Swoją drogą, gdyby Rada Polityki Pieniężnej przez ostatnie lata słuchała jego
histerycznych nawoływań do podnoszenia stóp procentowych, mielibyśmy obecnie podwójną powtórkę z osławionego "schładzania gospodarki", które wszyscy nieźle odczuliśmy na przełomie wieków - rynek kredytów wyglądałby dzisiaj (w czasie kryzysu), jak z wizji Kononowicza - "nie byłoby niczego".
Tak to musi wyglądać w "liberaliźmie" polegającym m.in. nie tylko na ambicjach do maksymalnego wpływu instytucji centralnych (NBP) na najdrobniejsze wahania kursu obowiązującego w państwie pieniądza, ale wręcz na oddaniu tego narzędzia (polityki monetarnej) metropolii - UE, której bank centralny siłą rzeczy będzie bronił interesów największych państw Unii - sprzecznych z polskimi (wystarczy spojrzeć na wskaźniki dot. dynamiki PKB oraz różnice w ogólnej sytuację gospodarczej). Cóż - egzotyka taka. "Liberalna". Z wolnorynkową nie mająca wiele wspólnego. Przynajmniej na pierwszy, drugi... i trzeci rzut oka.
Test na liberalizm gospodarczy dwóch największych partii na przykładzie reformy finansów publicznych