Akurat upływał rok rządów poprzedniej kadencji. Wystarczy porównać ówczesny klimat z dzisiejszym, by w pełni uświadomić sobie skalę repostkomunizacji państwa dokonanej przez PO. A przecież, gdy zerkniemy na tamten tekst, zmiany polegające np. na usunięciu ponad setki niezweryfikowanych SB-ków, którzy do tamtej chwili spokojnie funkcjonowali sobie w Komendzie Głównej Policji, czy przewietrzenie biura Rzecznika Praw Obywatelskich z prokuratorów wojskowych za komuny oskarżających z ramienia Prokuratury Wojskowej (pracujących dotąd dla prof. Zolla) wydawały się jedynie pierwszymi krokami na drodze wyjścia z postkomunizmu. Przypominam:
W III RP było to najlepsze miejsce pracy dla osób takich, jak: Karol Koch, Krzysztof Marczuk, Jan Malinowski, Sławomir Kaźmierczak, czy Józef Medyk (oskarżający akurat w stanie wojennym). Jak pisał Piotr Nisztor w "Gazecie Polskiej", zespół złożony z prokuratorów służących poprzedniemu reżimowi odpowiedzialny jest za "zagadnienia prawa karnego i postępowania karnego, sprawy dotyczące orzecznictwa sądowego w sprawach karnych, w tym wnioski o wniesienie kasacji, sprawy przedterminowego warunkowego zwolnienia i zarządzenia wykonania kary warunkowo zawieszonej, skargi na przewlekłość postępowania przygotowawczego i sądowego, a zwłaszcza na długotrwałość tymczasowego aresztowania, sprawy dotyczące działalności prokuratury, organów Policji i innych służb bezpieczeństwa publicznego oraz ochrony praw ofiar przestępstw".
Ten początek czyszczenia administracji z podobnych indywiduów - o obecności których "media głównego nurtu" milczały przez kilkanaście lat ( i robią do do dzisiaj) - budził nadzieje osób odrzucających postkomunistyczny ustrój "oryginanej III RP", które corocznie spotykały się w nocy z 12 na 13.12. pod willą Jaruzelskiego. Tak własnie wyglądało to dwa lata temu.
Wczoraj było zupełnie inaczej.
W sytuacji, gdy na wiceszefa policji jest obecnie awansowany były ZOMO-wiec - uczestnik pacyfikacji kopalni "Wujek", głównym doradcą premiera jest dawny TW SB przez lata ukrywający ten fakt przed kolegami z opozycji i dzieje się to wszystko, o czym na blogach piszemy codziennie - w przeciwieństwie do medialnego "mainstreamu"... Można było odczuć pewną rezygnację. Faktycznie, jeżeli na rzecz spojrzeć z większego dystansu, łatwo zauważyć, że aktualne "czerwone wahnięcie" jest znacznie większe, niż po którymkolwiek zwycięstwie SLD - nawet czystki Z. Siemiątkowskiego po likwidacji UOP, by otworzyć drogę do służb byłym SB-kom nie różnią się niczym w porównaniu z planowaną, i nieudaną na szczęście, akcją politycznego zniszczenia CBA, czy działaniami K. Bondaryka,
co zresztą było do przewidzenia. W końcu, w odniesieniu tym razem do służb wojskowych, we wrześniu 2007 sam pytałem:
czy oni wrócą? Wrócili. Postarał się o to w dużym stopniu B. Komorowski.
Sytuacja bardzo przypomina czasy prezydentury L. Wałęsy, nawiasem: krótko lecz ciekawie
podsumował ją wczoraj R. Mazurek.
Staliśmy więc na ul. Ikara wczoraj. I, jako forma odreagowania bezradności wobec czerwonej rekonkwisty, pierwszy raz w tym miejscu został powszechnie podjęty okrzyk:
Byłem ZOMO, byłem w ORMO, dzisiaj jestem za Platformą!Pojawił się on pierwszy raz rok temu, wzniesiony przez podchmielonego zwolennika PiS i nie podchwycony przez nikogo.
Przez ten rok jednak, bardzo wiele się zmieniło.
Rezygnacja i bezradność nie jest jednak najlepszym pomysłem. Nawet w przypadku tak symbolicznych kwestii, jak wczorajsza demonstracja. W takiej sytuacji najgłośniej krzyczy ten, "kto pierwszy wstanie". A stawka jest zbyt duża. I tyle do zrobienia...
PS. Jedno się przez te dwa lata nie zmieniło. Obecność transparentu "Gazety Polskiej". I, podobnie jak inni jej uczestnicy - również w 2006 - odebrałem ją z niesmakiem. Ofiary stanu wojennego nie sponsorują "czasu reklamowego". Wstyd.