Poniższy tekst otwiera serię trzech notek nt. aktualnej sytuacji międzynarodowej, jakie otrzymałem od jednego z najbardziej regularnych komentatorów mojego bloga, który własnego nie prowadzi - Kontrrewolucjonisty. Gorąco polecam.
----------------
Po siedmiu latach wojny
Globalna wojna z terroryzmem toczona między USA i państwami zachodu a Al. Quaidą i sprzymierzonymi z nią grupami islamistycznymi z całego świata trwa już ponad 7 lat. Dla zachodu celem tej wojny jest zniszczenie organizacji terrorystycznych, atakujących ludność cywilną w USA i Europie a w dalszej perspektywie wykorzenienie ideologii islamizmu, szerzącej się w krajach muzułmańskich. Osama bin Laden i kierowana przez niego Al. Quaida mają równie dalekosiężne i radykalne plany. Dla nich celem tej wojny jest wyparcie wszelkich wpływów zachodu (tak politycznych jak i przede wszystkim kulturowych) ze świata islamu, obalenie świeckich rządów, dominujących dziś w krajach muzułmańskich i zastąpienie ich odrodzonym po setkach lat Kalifatem – teokratycznym państwem wszystkich muzułmanów, które ma objąć nie tyko tereny zamieszkałe dziś przez ludność islamską ale także dokonać podboju post-chrześcijańskiej Europy i zdominować świat.
Amerykańskie sukcesy
Przez ostatnich kilka lat opinia publiczna na zachodzie straciła zainteresowanie, toczącą się na kilku frontach jednocześnie wojną, co było spowodowane zarówno jej spowszednieniem w oczach opinii publicznej jak i amerykańskimi sukcesami w walce z Al. Quaidą , które wskazywały, że wojna, choć może potrwać jeszcze kilka lat, jest już wygrana a siatka terrorystyczna została nieodwracalnie rozbita i nie jest zdolna dokonywać nowych spektakularnych ataków na kraje zachodu.
Wiele faktów potwierdzało do tej pory tę tezę. Przede wszystkim USA, dzięki nowej strategii zastosowanej w Iraku w 2007 r., całkowicie zdusili tamtejszą rebelię. Dziś już nikt nie pamięta o „sunnickim trójkącie śmierci” albo bojówkach Muktady As Sadra. W Iraku panuje obecnie prawie całkowity spokój, liczba zamachów i ginących w nich żołnierzy i cywilów spadła 5-krotnie a Amerykanie mogą sobie pozwolić na przekazywanie kolejnych prowincji pod kontrolę władz irackich. Skrajnie lewicowa i nienawidząca prezydenta Busha i USA opinia publiczna na zachodzie po cichu zaprzestała więc mówić o tym dawniej najbardziej medialnym froncie walki z terroryzmem.
Wciąż nieustabilizowany Afganistan
Al. Quaida odniosła w ostatnich 3 latach pewne sukcesy na innych ważnych frontach w wojnie z terroryzmem. Urosła w siłę w Afganistanie i to mimo zwiększenia tam kontyngentu wojsk NATO i USA z 20 tysięcy do 50 tysięcy żołnierzy. Fakt ten sprawił, że media na zachodzie od czasu do czasu próbują obecnie straszyć „afgańskim piekłem” w zastępstwie utraconej nadziei na klęskę Amerykanów w Iraku. Ataki na wojska koalicji międzynarodowej zdarzają się dziś w Afganistanie częściej niż w Iraku i objęły swym zasięgiem do tej pory spokojne tereny w środkowym i zachodnim Afganistanie a nie tylko pogranicze z Pakistanem jak to miało miejsce we wcześniejszym okresie. O ile na początku obecnej wojny, w latach 2002-2004 w Afganistanie zginęło łącznie zaledwie około 300 żołnierzy państw NATO, to w roku 2007 zginęło ich już 220 a roku obecnym 250. Talibowie stanowią więc dziś poważniejsze zagrożenie niż kiedyś, jednak ich wzmożona aktywność nie spowodowała jakiegoś drastycznego załamania sytuacji w kraju. Wojna wciąż znajduje się pod amerykańską kontrolą a na jednego zabitego żołnierza sił międzynarodowych dalej przypada 10-15 zabitych talibów. Amerykanie zresztą zamierzali wkrótce rozprawić się ostatecznie także z taliami powtarzając w Afganistanie zwycięską strategię z Iraku (zwiększenie liczby wojsk o kolejne 20 tysięcy żołnierzy oraz nawiązanie współpracy i uzbrojenie do wspólnej walki plemion wrogich talibom). Można by oczekiwać że strategia ta przyniosłaby równie błyskawiczny efekt i pozwoliłaby ostatecznie rozprawić się z talibami i ich sojusznikami z Al. Quaidy.
Pogranicze pakistańskie
Al. Quaidie udało się „ożywić” jeszcze jeden front – Pakistan. Do tej pory po pakistańskiej stronie granicy z Afganistanem Al. Quaida posiadała bezpieczne schronienie na górzystych terytoriach plemiennych, od pokoleń nie kontrolowanych przez rząd w Islamabadzie. To na tych terenach narodził się w latach 90-tych ruch talibów i tu też przetrwali najcięższe lata klęsk zadanych im przez Amerykanów w latach 2001-2004. Stąd też, mogąc spokojnie przenikać przez niestrzeżoną granicę, rozpoczęli swoje obecne ofensywy w Afganistanie. Rząd USA od lat, oskarżał Pakistan - swego sojusznika w walce z terroryzmem o to, że po cichu toleruje a nawet chroni talibów i Al. Quaidę na pograniczu afgańsko-pakistańskim, gdzie prawdopodobnie ukrywa się też kierownictwo Al. Quaidy. Rząd Busha naciskał na rządzącego Pakistanem gen. Muszarafa, aby w końcu przywrócił władzę na terytoriach plemiennych Pakistanu i zlikwidował tamtejsze kryjówki talibów. W latach 2004-7 armia pakistańska toczyła intensywne walki partyzanckie z lokalnymi bojówkami plemiennymi i islamistami, w których zginęło kilka tysięcy bojówkarzy i terrorystów oraz około 1 tyś. żołnierzy. Prezydent Muszaraf próbował tymczasowego rozwiązania konfliktu poprzez zawieranie rozejmów z taliami, jednak taka polityka prowadziła do przejmowania faktycznej władzy w regionie przez islamistów.
Ostatecznie w 2007 r. polityka negocjacji całkowicie się załamała i armia pakistańska przystąpiła do zdecydowanej ofensywy, zadając talibom ciężkie straty. Na dłuższą metę jednoczesna walka na dwa fronty z dwoma wielokrotnie silniejszymi wrogami (USA w Afganistanie i pakistańską armią) musiałaby się skończyć dla talibów i Al. Quaidy klęską.
Tym co uratowało Al. Quaidę był upadek władzy Muszarafa do czego pośrednio przyczynili się sami Amerykanie, naciskając na ugodę niepopularnego w kraju prezydenta z opozycją i powrót do rządów demokratycznych. Muszaraf zgodził się na demokratyczne wybory i podział władzy z przywódczynią opozycji, byłą premier Benazir Bhutto. Jednak tuż przed wyborami Bhutto zginęła w zamachu terrorystycznym w grudniu 2007 r. co spowodowało falę sympatii dla opozycji i jej wielkie zwycięstwo wyborcze, zarazem jednak pozbawiło lidera. Opozycja po zwycięskich dla siebie wyborach szybko zajęła się wewnętrznymi walkami a jednocześnie zmusiła gen. Muszarafa do rezygnacji z urzędu prezydenta i odejścia z polityki. Zajęcie się innymi sprawami przez nowy rząd dało w tym roku nieco wytchnienia Al. Quaidzie i jej sojusznikom na terytoriach plemiennych, jednak nie zmieniło jej ogólnie ciężkiej sytuacji w obliczu kolejnych ofensyw armii pakistańskiej oraz ataków lotniczych ze strony USA, które rozpoczęły w lecie politykę częstego nękania talibów poprzez naruszanie granicy pakistańskiej i ataki z powietrza na zlokalizowanych dowódców islamistów.
Słabnący dżihad
Sytuacja Al. Quaidy stała się trudna nie tylko na tych najgłośniejszych frontach wojny z terroryzmem ale również w krajach, gdzie jej wpływy były mniejsze ale mimo to zaznaczała ona swoją obecność. Dziś siatka Al. Quaida została praktycznie rozbita w sercu świata islamskiego - Arabii Saudyjskiej. Ciężkie straty poniosły też związane z nią grupy islamistyczne w Indonezji, na Filipinach oraz w Algierii. Al. Quaida nie zdołała też od lat dokonać żadnego spektakularnego ataku terrorystycznego na kraje zachodu, choć ostatnie ataki w Bombaju dowodzą, że może uderzyć w biedniejszych i słabiej strzeżonych krajach. Najcięższym jednak ciosem dla Al. Quaidy jest jednak to, że stopniowo traci ona sympatię opinii publicznej w krajach muzułmańskich. Bezlitosne atakowanie cywilów, także muzułmanów, wysyłanie dzieci do dokonywania zamachów samobójczych i ideologia nienawiści doprowadziło do tego, że coraz więcej ludzi potępia metody i cele organizacji bin Ladena. Utrata poparcia i przerwanie napływu nowych ochotników byłaby ostatecznym ciosem dla ciężko wykrwawionej Al. Quaidy.
Dotychczasowy przebieg wojny z terroryzmem był więc pomyślny, wbrew temu co można usłyszeć z przekazów światowych mediów, nienawidzących Ameryki i jej republikańskiego rządu. Na przekór rzesz skrajnie lewicowych dziennikarzy, szczerze życzących Bushowi i zachodowi klęski, szala zwycięstwa przechylała się na stronę USA. W Iraku już nastąpiło nawet zwycięstwo i dlatego temat ten starannie wyciszono w ostatniej kampanii wyborczej, choć wcześniej szykowano się do użycia go jako głównego tarana wyborczego w walce z republikańskim kandydatem na prezydenta.
Teraz jednak to postępujące i wydawało się nieuchronne zwycięstwo może ulec gwałtownemu odwróceniu w katastrofę. Splot kilku czynników może doprowadzić do tego, że los tej wojny wymknie się spod kontroli i to co do tej pory wydawało się niemożliwe stanie się rzeczywistością – Al. Quaida nie tylko nie pozwoli się zniszczyć, nie tylko odzyska siły ale wręcz zatriumfuje i postawi pierwsze wielkie kroki na drodze do swego upragnionego celu odbudowania wielkiego Kalifatu.
----------------
Inne tematy w dziale Polityka