Foxx Foxx
59
BLOG

Rekonkwista: "Oceniać, ale nie na sali sądowej"; napaść przy uci

Foxx Foxx Polityka Obserwuj notkę 15
Wydawałoby się, że po zeszłorocznych wyborach obóz "oryginalnej III RP" bez większych problemów przeprowadzi rekonkwistę wszystkiego, co utracił jesienią 2005. Trzeba przyznać, że spręża się mocno. W ostatnich dniach obserwujemy dwa klasyczne sposoby działania "obozu".

21.11.2008 pokaźna grupa osób wystosowała list w obronie wolności słowa. Była to reakcja na wyrok sądu, który wydał wyrok skazujący na prof. A. Zybertowicza za następującą opinię: Adam Michnik wielokrotnie argumentował: ja siedziałem w więzieniu, to teraz mam rację. Celowo przytaczam tak obszerne cytaty. Warto zwrócić uwagę na sposób myślenia obu stron.

Pełna treść listu:

Socjolog prof. Andrzej Zybertowicz został skazany prawomocnym wyrokiem za zdanie, które pojawiło się w jego publicystycznym artykule w "Rzeczpospolitej".

Brzmiało ono: "Adam Michnik wielokrotnie powtarzał: ja tyle lat siedziałem w więzieniu, to teraz mam rację". Jest rzeczą oczywistą, że zdanie to nie miało charakteru cytatu, ale parafrazy. Miało ono, zdaniem autora, ilustrować sposób argumentacji Michnika. My, niżej podpisani, bez względu na to, czy zgadzamy się z takim podsumowaniem argumentacji Michnika, czy uważamy je za przesadne, twierdzimy, że publicysta ma prawo formułować tego typu, również błędne, opinie na temat uczestników publicznej debaty. Sytuacja, gdy sąd rozstrzyga trafność publicystycznego artykułu, a jeśli nie zgadza się z nim, skazuje jego autora, jest absolutnie nie do przyjęcia. Jest aktem cenzury i łamaniem wolności słowa. Nie pierwszy raz Adam Michnik pozywa swoich krytyków przed sąd i nie pierwszy raz uzyskuje wyrok za głoszenie nieprzychylnych mu opinii. Problemem nie jest jednak osoba redaktora "Gazety Wyborczej", ale praktyka, która daje sądom władzę skazywania autorów za ich opinie. Jako osoby piszące i formułujące swoje oceny nie możemy się zgodzić, aby wpływowe postacie wykorzystywały sądy w naszym kraju dla zamykania ust swoim krytykom. Dlatego stwierdzamy publicznie: podpisujemy się pod zdaniem, które wygłosił prof. Andrzej Zybertowicz. Powtarzamy: Adam Michnik wielokrotnie argumentował: ja tyle lat siedziałem w więzieniu, to teraz mam rację.

(źródło oraz lista sygnatariuszy)

"Gazeta Wyborcza" oczywiście zareagowała, publikując "własny" list:

W "Rzeczpospolitej" z 22-23 listopada 2008 ukazał się "List otwarty w obronie wolności słowa", podpisany przez szereg osób, w tym także znanych w życiu publicznym, a zawierający powtórzenie oszczerstwa Andrzeja Zybertowicza pod adresem Adama Michnika. Ubolewamy, że są w Polsce osoby z tytułami naukowymi, publicyści telewizji i centralnych gazet, którzy nie rozumieją sprawy dla demokracji tak podstawowej, jak ta że wolność słowa ma granice, a wyznacza je m.in. prawo innych osób do godności i dobrego imienia; dlatego wygłaszanie kłamstw nie jest chronione żadnym prawem - ani stanowionym, ani moralnym.

Nie rozumieją też rzeczy dość oczywistej, że wypowiedziane zdanie, obojętne czy stanowi cytat, czy parafrazę, jeśli ma wartość logiczną (jest prawdziwe lub fałszywe) nie jest w sposób oczywisty opinią - ta ostatnia bowiem nie ma wartości logicznej. (...)

(źródło, całość oraz lista sygnatariuszy)

Zwraca uwagę zwłaszcza końcowy fragment listu opublikowanego przez "G.W.". Konsekwentnie rozwijając tę myśl istnieje opozycja między opinią, a zdaniem. W takiej sytuacji jedynymi dopuszczalnymi formami wyrażania opinii pozostają teksty składające się z równoważników zdań lub wołaczy - np. "O! Michnik!".

Kuriozum to dopełnia fakt, że przy takim podejściu nie jest możliwa żadna debata publiczna - np. J. Gross za swoją rasistowską publicystykę, czy M. Cichy za tekst o Powstańcach, którzy en-bloque zajmowali się wyżynaniem Żydów powinni po prostu siedzieć. Pomijam tu kwestię zaplecza finansowego Agory, które daje A. Michnikowi potężne wsparcie w wytaczaniu kolejnych procesów ludziom wyrażających opinie nieprzychylne twórcy "Gazety Wyborczej". Zwłaszcza, że on sam kreując własny wizerunek wydaje się nieco gubić. Na przykład, gdy w programie T. Lisa, 04.11.2008, wypowiada rzecz następującą:

jak mnie w sądzie pytają czy tam świadek czy oskarżony był karany sądowo, ja odpowiadam: tak, byłem karany sądowo, za działalność antykomunistyczną, prawdę mówię.

(źródło i całość)

Trzeba powiedzieć, że "antykomunizm" ten musi budzić zdumienie. Począwszy od prezentowanego przez A. Michnika trockizmu - w młodości (warto przypomnieć, że Lew Trocki nawoływał do globalnej, permanentnej rewolucji komunistycznej - a fakt, że Stalin polecił go zgładzić w najmniejszym stopniu nie czyni z niego... "antykomunisty"), przez postulaty rewizjonistyczne ("polepszanie" komunizmu) - po działania po '89 roku. Na przykład "apel", by W. Jaruzelskiego "osądzili" historycy, a nie sąd.
Oceniać, ale nie na sali sądowej

(...) Cała prawda o historii najnowszej musi być ujawniona. Jednak uporczywe stawianie gen. Jaruzelskiego przed kolejnymi sądami to droga wiodąca w narodowy ślepy zaułek. Ocena Jaruzelskiego nie powinna odbywać się na sali sądowej. Apeluję do prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i do parlamentu, by znaleźli formułę prawną, która to zagwarantuje. (...)
("Gazeta Wyborcza" z 12.12.2001 [nr 290. 3894])

Zresztą tak niedawno, w październiku, pisząc o swoim ojcu, działaczu Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, próbuje udowodnić, że powstała pod Moskwą partia mająca na celu utworzenie z Polski kolejnej sowieckiej republiki była po prostu nielegalnym stronnictwem opozycyjnym do rządzącej sanacji, którego sytuację stara się porównać do sytuacji anty-PRL-owskiej opozycji.

Gdzie w tym wszystkim "antykomunizm", naprawdę trudno dociec. Czy faktyczni antykomuniści, uznający ustrój ten za zbrodniczy (a W. Jaruzelskiego i Cz. Kiszczaka za zbrodniarzy), powinni teraz pozwać A. Michnika do sądu za takie opinie? Pewnie nie. Wiadomo jednak, że nie zrobią tego z innych powodów. W przeciwieństwie do przedstawicieli postkomunistów i lewicowo-liberalnej części dawnej opozycji, nie dysponują żadnym zapleczem finansowym.


Wczoraj miało miejsce nieco inne wydarzenie, typowe dla III RP sprzed roku 2005. Otóż po rozprawie L. Wałęsa - G. Braun, szef Instytutu Lecha Wałęsy podszedł do jednego z kamerzystów i go uderzył. Policja nie dość, że nie zareagowała, to jeszcze unikała osób chcących formalnie zgłosić zdarzenie.

Oba powyższe wątki świetnie ilustrują "demokratyczność" "oryginalnej III RP". W wykonaniu dwóch jej największych "symboli".
Foxx
O mnie Foxx

foxx@autograf.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (15)

Inne tematy w dziale Polityka