Foxx Foxx
123
BLOG

Satanizm cyrkowy - mroczny clown w lateksie

Foxx Foxx Polityka Obserwuj notkę 51

Zaduszki czasami inspirują do dość zaskakujących motywów. W S24 Gniewko pisze o "sataniźmie urojonym", polemizując z ks. dr Aleksandrem Posackim SJ, który m.in. napisał:

(...) liberałowie (w tym lewicujący, powierzchowni i niedouczeni katolicy), ateiści, wolnomularze, materialiści i sataniści - wszyscy zgodnie i od lat z uporem maniaka, jak nakręceni - serwują naszym dzieciom (w tym coraz częściej przedszkolakom) okultystyczne i satanistyczne rytuały (...)

(źródło i całość)

Autor przytacza jako przykłady takich działań promowanie książek o Harrym Potterze oraz film "Włatcy Móch". Gniewko "z pozycji racjonalnych" wykpiwa te opinie. Moim zdaniem obaj nie mają racji, opisując rzeczywistość w taki sposób, by pasowała do wybranej wcześniej tezy. A. Posacki robi to, gdy z "Biblii Szatana" A.S. La Veya przywołuje wyłącznie dobrane z przyjętego przez siebie klucza cytaty oraz, gdy powtarza swój pogląd o masonerii. W tym miejscu mała dygresja na ten temat.

Znany jezuita zajmujący się zagrożeniami duchowymi już w książce "Okultyzm, magia, demonologia" upatrywał "odwieczny cel masonerii" w "osłabianiu autorytetu Biblii i Kościoła" oraz, znów ignorując podstawowe fakty, łączył wolnomularstwo en-bloque z satanizmem (czy też tym, co za satanizm potocznie uważane jest obecnie). Pominął wtedy na przykład fundamentalne reguły, The Consitutions of the Free-Masons ("Konstytucje masońskie") Jamesa Andersona. Szczególnie artykuł "O Bogu i religii", który – za T. Cegielskim ("Sekrety masonów") warto przytoczyć w całości:

Mason stosownie do swego stanu winien być posłuszny prawu moralnemu. Jeśli prawdziwie pojmuje Sztukę, nie będzie nigdy głupim ateistą ani niereligijnym libertynem. Jakkolwiek w dawnych czasach masoni zobowiązani byli wyznawać religię swojego kraju, lub swojego narodu, jaką by ona nie była, uważa się dziś za bardziej stosowne, by wyznawać religię, co do której zgadzają się wszyscy ludzie, poszczególne sądy zachowując dla siebie; wystarczy więc by byli dobrymi i prawymi ludźmi honoru i uczciwości, nie zważającymi na dzielące ich wyznania i wierzenia. Dzięki tym zasadom masoneria staje się ośrodkiem związku i sposobem zjednywania przyjaźni pomiędzy osobami, które pozostają w stałym od siebie oddaleniu.

Wprawdzie, delikatnie pisząc, nie wszystkie loże były (i są) równie konserwatywne. W końcu najsilniejszy nurt masonerii stanowi "osławiony"lewicowo-liberalny antychrześcijański Wielki Wschód Francji (Grand Orient de France) i jego narodowe klony (np. Wielki Wschód Polski). Jednak – ogólnie rzecz biorąc – wolnomularstwo stanowi opozycję dla Kościoła rzymskokatolickiego, opartą na wielu tradycjach; począwszy od misteriów hellenistycznych, przez gnozę, herezje chrześcijańskie po koncepcje hermetyczne i ezoteryczne. Nie ma w niej jednak śladu filozofii satanistycznej, którą A. Posacki próbował masonerii przypisać, jako jednorodnej całości. Zresztą przykładem podejścia jedynego poza La Veyem autorytetu satanizmu do masońskich eksperymentów okultystycznych w okresie, gdy były one najpopularniejsze (XIV w.) może być potraktowanie Societas Rosicruiciana przez Aleistera Crowleya, twórcę tzw. satanizmu ezoterycznego. Crowley pisze:

... Należy tutaj poważnie ostrzec przed licznymi fałszywymi zakonami, które zuchwale przyjmują nazwę Rożokrzyżowców. Najbardziej szczerym i nieszkodliwym spośród nich jest masońskie Societas Rosicruiciana. Nie rości sobie przy tym pretensji do bycia czym innym niż jest. A że jego członkowie są pompatyczni, obnoszą się filakteriami i dokładnie pucują puchar i tacę, a maski Oficerów podczas misteriów wydają się przypominać sowę, kota, papugę i kukułkę, podczas gdy ich naczelny Mag posiada szatę z lwiej skóry, to już ich własna sprawa.

(Aleister Crowley, "Magija w teorii i praktyce").

Krótko mówiąc A. Crowley uważał te wszystkie zabawy za cyrk na kółkach. Podstawową wadą tekstów A. Posackiego jest więc swoista selektywność omawianych faktów. Nic oryginalnego, jak wiemy.

Co pomija Gniewko? Ano trzy kwestie. Po pierwsze, aż dziwne że nie wspomina o tym A. Posacki, zarówno sam La Vey, jak i liczni współcześni "artyści" (np. Marilyn Manson) otwarcie deklarują używanie sztafażu okultystycznego jako bodźca mającego oddziaływać na odbiorców. Paradoksalnie akurat bodźce odwołujące się do okultyzmu czy satanizmu stanowią dzisiaj jedną z podstaw pop-kultury i rzeczywiście wydawałoby się, że dość trudno racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego w jej centrum są zombie z lateksu, a nie np. postacie z Doliny Muminków. A jednak...

Wszyscy ci "helloween'owi racjonaliści" odwołujący się do motywów okultystycznych po prostu wpisują się w wielowiekową tradycję polegającą na nadaniu "pikantnego sztafażu" spotkaniom towarzyskim, których finalnym celem była najczęściej wzajemna konsumpcja seksualna (chyba tak można nazwać "racjonalistyczne" podejście do uprawiania seksu? ;). Pustka powoduje potrzebę coraz mocniejszych bodźców i okazuje się, że na końcu zawsze jest wielki czarny... zombie z gumy. Ot, i cała wielka filozofia.

Druga rzecz - A. Posacki ma rację pisząc np., że filozofia La Veya wywiera wpływ na rzeczywistość. Omówiłem to kiedyś dość dokładnie w notce:

Słowo na wtorek, czyli krótki tekst o kłamstwie "tak, możesz"

O ile nie zgadzam się z "satanizowaniem" Harrego Pottera (swoją drogą ciekawe, że zupełnie inaczej jest traktowana twórczość J.R.R. Tolkiena, zachowując proporcje jakościowe oczywiście, ze względu na gorący katolicyzm autora), uważając że jest w nim mniej "ciemności", niż np. w oryginalnych tekstach bajek H.CH. Andersena (polecam: wielu "moralizatorom" literatury fantasy pospadałyby kapcie) - trudno zignorować fakt, że rozmaite odwołania do okultyzmu oraz relatywizacji zła są w pop-kulturze bardzo wyraźne. Rodzi to konkretne konsekwencje. Jakie? To jest właśnie trzecia rzecz przez Gniewka pominięta. A szkoda, bo psychologowie caraz częściej biją na alarm. Przykład pierwszy z brzegu.

W kształtowaniu zachowań dziecka, prócz podawania wzorów i ich naśladowania, duże znaczenie ma trening, czyli powtarzanie samodzielnie wykonywanych zachowań. Na skutek wielokrotnego powtarzania jakiejś czynności staje się ona łatwiejsza, jest wykonywana bardziej sprawnie, niemal automatycznie. Przy korzystaniu z telewizji, trening ogranicza się do wielokrotnego oglądania podobnych obrazów. W grach komputerowych gracz sam dokonuje czynów agresji. Mimo że jest to agresja symulowana, a nie dokonywana w rzeczywistości, gracz oswaja się z nią i nabiera w niej wprawy. Żeby grać i wygrywać, musi się identyfikować z agresorem, czyli osobą dokonującą czynów przemocy.

Przemoc przejawiana w grach nie jest karana, ale przeciwnie - nagradzana punktami, poczuciem sukcesu. Często jest usprawiedliwiana tym, że walka toczy się w "słusznej sprawie", chociaż są i takie gry, w których uczestnik może wybierać, czy będzie walczyć po stronie dobra, czy zła.
W tym ostatnim przypadku musi dochodzić do identyfikacji ze "złymi mocami".
Jeżeli, jak podaje literatura przedmiotu, dziecko w okresie aż do wieku dorastania ogląda w telewizji kilkanaście tysięcy morderstw, to - korzystając z gier - samo dokonuje kilkunastu tysięcy symulowanych morderstw. Jest nie tylko obserwatorem przemocy, ale i jej egzekutorem. Można więc sądzić, że skoro oglądanie scen przemocy w telewizji wpływa na agresywność dzieci, to korzystanie z gier o podobnej treści ma na nie jeszcze silniejszy wpływ.

(Maria Braun-Gałkowska - źródło i całość)

Autorka przytacza dalej wyniki pierwszych w Polsce badań dot. tendencji do zachowań agresywnych oraz zaburzeń w postrzeganiu "dobra" i "zła" w zestawieniu z częstotliwością korzystania z gier komputerowych zawierających motywy przemocy. Badano chłopców w wieku 12 - 15 lat.

A. Posacki ma więc rację wskazując problem i, szczerze pisząc, nie jest on specjalnie śmieszny. A już na pewno w porównaniu z lateksowymi zombie. Natomiast, jak widać z przytoczonego tekstu A. Crowleya, są oni bliżej masonerii, niż mogliby się spodziewać ;)
Foxx
O mnie Foxx

foxx@autograf.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (51)

Inne tematy w dziale Polityka