We
wczorajszej notce toyah zaprezentował sekwencję wydarzeń w tej sprawie oraz zacytował wypowiedź J. Kaczyńskiego dla "Sygnałów dnia". Konkluzją postu tego ciekawego blogera jest stwierdzenie, że cała "afera" jest "dęta" przez media oraz, niewiadomo dlaczego, L. Dorna i jego żonę. Czytelnicy mojego bloga dobrze wiedzą, że w ocenie meiów głównego nurtu z toyah się zgadzamy - wystarczy zajrzeć w zakładkę
Matrix. Sytuacja ta jednak należy do nieco innej kategorii. Przypomnijmy kluczowy fragment wywiadu J. Kaczyńskiego:
Jacek Karnowski: Panie premierze, Ludwik Dorn z kolei, wciąż poseł Prawa i Sprawiedliwości, został wybrany w rankingu tygodnika Polityka najlepszym posłem roku 2008. Jest to ranking opracowywany przez dziennikarzy na podstawie wypowiedzi dziennikarzy sejmowych. Czterdziestu dziennikarzy brało udział w ankiecie. Najlepszy poseł, który dziś jest na marginesie Prawa i Sprawiedliwości.
Jarosław Kaczyński: No cóż, to się już zdarzało przedtem Ludwikowi Dornowi, nie chcę tego kwestionować, nie chcę twierdzić, że tutaj były jakieś dodatkowe motywy, chociaż nie można ich wykluczyć, znając „życzliwość” tego środowiska dla Prawa i Sprawiedliwości. Niemniej Ludwik Dorn jest człowiekiem, który złamał pewne reguły gry w sposób drastyczny. No, łamie je niestety także w innych dziedzinach życia i to być może doprowadzi do dalszych konsekwencji. I tyle mogę w tej sprawie powiedzieć.
(
źródło)
Wypowiedź ta zawiera dwa znaczące elementy: insynuację ("podrzucanie" tematu bez jednoznaczej "kropki nad i", ale w sposób pozwalający słuchaczowi / czytelnikowi / nieprzychylnemu dziennikarzowi na jego swobodne rozwinięcie) oraz zapowiedź nieokreślonych "konsekwencji" odnoszących się do przedmiotu insynuacji, leżącego w sferze prywatnej - co warto dodać. No i "kropka nad i" się znalazła, zresztą przy pomocy autorki programu o tym tytule:
Monika Olejnik: : No właśnie, a [zawieszenie w PiS - Foxx]
Ludwika Dorna strasznie długo trwa, dlaczego?
Jacek Kurski: : Dlatego, że Ludwik Dorn ma kłopoty może nie z tożsamością, ale z umiejscowieniem siebie na scenie politycznej i ma jakąś taką traumę osobowościową po tym, jak został marszałkiem i wcześniej wicepremierem i chciał rozliczać Jarosława Kaczyńskiego za porażkę wyborczą, no nie mając do tego poparcia partii. Więc ja myślę, że to jest kłopot osobowościowy samego Ludwika Dorna.
Monika Olejnik: : Może przejść?
Jacek Kurski: : Trwa dosyć długo, martwię się tak samo jak pani.
Monika Olejnik: : Ale czy są jakieś środki zapobiegawcze, można coś zrobić?
Jacek Kurski: : Nie wiem, nie wiem.
Monika Olejnik: : Jak wyleczyć Ludwika Dorna?
Jacek Kurski: : Zastanówmy się, może doktora G. spytamy, to jest świetny pomysł.
(...)
Monika Olejnik: : Tak, ale prezes mówi jeszcze tak: łamie zasady w różnych dziedzinach życia i to być może doprowadzić do dalszych konsekwencji, co znaczy w różnych dziedzinach życia.
Jacek Kurski: : No chodziło chyba o...
Monika Olejnik: : życie prywatne
Jacek Kurski: : tak, tak, sprawy uregulowania zobowiązań związanych z poprzednim małżeństwem.
Monika Olejnik: : Aha, że nie chce płacić alimentów.
Jacek Kurski: : Tak, rozumiem intuicję pana prezesa, który jest na tym tle, na tym punkcie bardzo czuły i słusznie. (...)
(
źródło i całość)
Powyższa wymiana zdań oraz brak jakiejkolwiek reakcji na nią ze strony tzw. władz PiS mówi bardzo wiele. Mamy tu manifest oportunisty, który znany jest z tego, że w jednej kampanii wyborczej, należąc do LPR, robił miażdżącą kampanię przeciw Kaczyńskim, by w kolejnej ich marketingowo wychwalać - "tylko Kura nie zmienia poglądów"? Co więcej - wydaje się, że zgadza się on z krytyczną oceną Dorna dot. kampanii 2007, uważa jednak, że bez politycznego wsparcia lepiej milczeć.
Idźmy dalej - na protekcjonalne pytanie dot. byłego marszałka Sejmu, czy należy go leczyć z takich "przypadłości", pada świetny "żarcik" z doktorem G (w PiS uważanym conajmniej za zabójcę, jeżeli nie mordercę); zaś w kwestii dot. braku
woli płacenia alimentów - potwierdzenie. Również bez reakcji władz PiS. Żadne wraże media nie miały tu nic do roboty. Cała ta sytuacja dobrze ilustruje, na kim zamierza się opierać J. Kaczyński oraz na ile pozwala sobie i swoim "słupom" wobec dawnych długoletnich przyjaciół oraz współpracowników w opozycji w czasach PRL. Jako wyborca PiS uważam, że na poziomie elementarnej przyzwoitości jest to nie do przyjęcia - zwłaszcza w sztafażu moralizatorskich "połajanek" ze strony kogoś, kto postępuje w podobny sposób.
W tym miejscu dwa uzupełnienia - jedno do zwolenników PiS, którzy uważają, że nielojalność L. Dorna (publiczne podnoszenie wewnętrznych problemów tej partii) uzasadnia praktycznie wszystko, a fakt że obecnie - w przeciwieństwie do J. Kaczyńskiego - jest to polityk bez znaczenia automatycznie narzuca motyw poparcia strony silniejszej.
Moją ocenę byłego "trzeciego bliźniaka" wyraziłem w
poprzedniej notce. Dla porządku dodam więc tylko, że również krytycznie oceniam złamanie przez L. Dorna, P. Zalewskiego i K.M. Ujazdowskiego uzgodnień z J. Kaczyńskim o czasowym wstrzymaniu się z publicznymi wystąpieniami na temat wewnętrznych spraw ich partii. Wygrał "ciąg na szkło". Nie ma to jednak żadnego związku z oceną sposobu, w jaki jest obecnie traktowany, jako człowiek - nie polityk. Jeżeli jako konserwatyści deklarujemy, że należy mówić "tak, tak - nie, nie", nie możemy relatywizować podobnych spraw. W przeciwnym wypadku nie będziemy się niczym różnić od przeciwników politycznych, którzy są w stanie zrelatywizować wszystko, co podobno uważamy za rzecz bardzo szkodliwą społecznie.
Drugie uzupełnienie - do przeciwników PiS, przypominających przy tej okazji "dziadka w Wehrmachcie" z komentarzem, że wtedy dla sympatyków tej partii "Kurski był OK". Chciałbym więc przypomnieć swoje stanowisko w tamtej sprawie. Nie zrobiła ona na mnie większego wrażenia, bo akurat wtedy media sfałszowały obraz sytuacji, a jednocześnie do Kurskiego, jako do polityka, straciłem szacunek znacznie wcześniej, o czym napisałem wyżej. Dla porządku, sekwencja publikacji:
P.Najsztub: Czy pana dziadek służył w Wehrmachcie?
D. Tusk: Obaj dziadkowie wojnę spędzili godnie, jeden w dwóch obozach koncentracyjnych, a drugi…
P. Najsztub: Pytam, bo huczą czarne plotki, pomówienia. Może za chwilę ktoś coś takiego o pana dziadku będzie kolportował i zanim pan się przebije ze skutecznym sprostowaniem, może minąć tydzień i to wtedy pan będzie ofiarą prowokacji.
D. Tusk: To jest jedna z 20 paskudnych plotek, jakie moi konkurenci rozsiewają na mój temat.
"Przekrój" 3, 41/2005
Kurski: Poważne źródła na Pomorzu mówią, że dziadek Tuska zgłosił się na ochotnika do Wehrmachtu. Na Pomorzu zdarzało się często wcielanie do Wehrmachtu, ale siłą. Cokolwiek było z jego dziadkiem - nie winię za to Donalda Tuska. Winię go jedynie za tolerowanie plotek na ten temat.
"Angora" nr 42/2005
Bulterier PiS poległ za Wehrmacht
Paweł Wroński
2005-10-12, ostatnia aktualizacja 2005-10-12 00:00
Dziadek Donalda Tuska zgłosił się na ochotnika do Wehrmachtu - powiedział Jacek Kurski, bliski współpracownik Lecha Kaczyńskiego. Tusk: - To podłe kłamstwo. Moi dziadkowie nie byli w Wehrmachcie, tylko w obozie koncentracyjnym.
Po dniu gwałtownych komentarzy biuro prasowe PiS ogłosiło, że Kurski został wyrzucony ze sztabu wyborczego Lecha Kaczyńskiego i stanie przed sądem partyjnym.
"Gazeta Wyborcza" (
źródło i całość)
Dziadek Tuska wcielony do Wehrmachtu
Kandydat PO na prezydenta Donald Tusk zapewnił, że nie wiedział o tym, że jego dziadek Józef Tusk został wcielony do Werhmachtu. "Gdybym miał taką wiedzę, nie ukrywałbym jej" - oświadczył.
"Wprost" z 14.10.2005 (
źródło i całość)
Kuzynka Tuska wiedziała...
"Rodzina Tusków ma już dość zamieszania wokół wojennych losów dziadka. Tym bardziej, że jak twierdzi jego wnuczka i kuzynka kandydata na Prezydenta RP w jednej osobie, służba dziadka w Wehrmachcie, akurat dla niej, nie była tajemnicą" - słyszymy w niedopuszczonym do emisji nagraniu telewizji TVN, które zdobyła nasza redakcja.
"Dla mnie to nie było zaskoczeniem. Ja wiem przecież, co się działo, z moim dziadkiem" - mówi Sylwia Pietrzykowska, która nie potrafi wyjaśnić, dlaczego wiedziała o przeszłości swojego dziadka, a jej kuzyn Donald, nie.
Hotnews.pl, 19.10.2005 (
źródło, całość i film)
I tak rzecz wyglądała naprawdę. Jeżeli więc możnaby komukolwiek czynić zarzut kłamstwa w tej sprawie - z pewnością nie byłby to J. Kurski, a raczej historyk będący autorem publikacji o dziejach mieszkańców Gdańska, "nie znający" dla odmiany historii własnej rodziny.
Reasumując - nie zgadzam się więc ani z tymi, którzy uważają, że "wszystko jest OK", a sprawę nakręcają media i L. Dorn, ani z tymi, którzy twierdzą, że PiS zawsze działało w podobny sposób, przywołując wątek dziadka aktualnego premiera. W tej pierwszej kwestii zresztą zwraca uwagę fakt, że były marszałek po wypowiedzi J. Kaczyńskiego milczał do chwili, aż się wypowiedział Kurski, a najgłośniej do tamtego momentu komentowanym wątkiem z wywiadu szefa PiS dla "Sygnałów dnia" była krytyczna ocena tzw. akcji "widelec" - działań policji wobec kibiców Legii. Przy okazji - ponad 750 spraw prowadzą w prokuraturze dwie osoby i bałagan jest tam taki, że osoby, które otrzymały zarzuty do dzisiaj nie mają wglądu w akta dot. własnych spraw. Powinien o tym powstać film. Propozycja: "Zaćwiąkani".
Jeżeli chodzi natomiast o kwestię drugą - rozbrajają "argumenty" przeciwników PiS, że skoro natychmiast wyciągnięto konsekwencje wobec Kurskiego, to jednak "za coś". Zrobiono to tego samego dnia, w którym rozpoczęło się polowanie z nagonką, a gdy sprawa się wyjaśniła, został przywrócony do partii przez sąd koleżeński, który stwierdził - zgodnie z prawdą - że nie było mowy o żadnym "fałszywym oskarżaniu" kogokolwiek.
Dzisiaj taka natychmiastowa reakcja byłaby niemożliwa - nikt przytomny już bezkrytycznie nie zaufa mediom głównego nurtu. Więdząc to wszystko nie możemy jednak rozgrzeszać polityków, cokolwiek by nie zrobili tylko dlatego, że reprezentują "naszą" stronę.