TVN.24.pl zauważa bardzo dużą rozbieżność między ostatnimi sondażami:
Spada poparcie dla PO, rośnie dla PiS - wynika z najnowszego sondażu GfK Polonia dla "Rzeczpospolitej". Na PO głosowałoby tylko 40 proc. badanych. To zaskakujące, bo jeszcze w środowym sondażu PBS GDA dla "Gazety Wyborczej", Platforma miała aż 58 proc. poparcia.
Wynik 40 proc. oznacza, że w ciągu dwóch tygodni partia Donalda Tuska straciła 7 punktów procentowych, chociaż wciąż jest na pierwszym miejscu. Drugie przypada PiS-owi - na tę partię chce głosować 22 proc. badanych, czyli o 4 punkty procentowe więcej niż dwa tygodnie temu.
Sondaż pokazuje też, że do Sejmu weszłyby tylko trzy partie - oprócz PO i PiS znalazłoby się w nim jeszcze SLD z wynikiem 6 proc. Progu wyborczego nie przekroczyłoby natomiast PSL, na które chciało głosować 2 proc. ankietowanych.
Więcej niezdecydowanych
Wzrasta liczba wyborców, którzy nie wiedzą, na kogo głosowaliby w najbliższych wyborach. Miesiąc temu było to 17 procent, dwa tygodnie temu - 21 procent, a teraz 26 procent.
Co sondaż, to inny wynik
Dlaczego spada poparcie dla PO? Wg "Rzeczpospolitej", z powodu przejęcia przez partię "populistycznej retoryki PiS". Na spadek notowań PO wskazywał ostatni sondaż OBOP, chociaż środowy PBS GDA dla "GW" dawał partii Tuska bezdyskusyjne zwycięstwo.
(
źródło i całość)
Chciałbym zwrócić uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze - różnice między wynikami kolejnych sondaży zaczynają przypominać sytuację z prezydenckiej kampanii wyborczej 2005. Mamy tu jednak ciekawy smaczek. GFK Polonia, to osrodek dotąd tradycyjnie przeszacowywujący PO i niedoszacowujący PiS - słynny sondaż dający D. Tuskowi 30% przewagi przeprowadzony przed drugą turą wyborów.
PBS dla odmiany wtedy się sprawdził w największym stopniu sporód wszystkich ośrodków, myląc się w prognozie wyników o kilka punktów procentowych.
Co z tego wynika? Trudno stwierdzić nie dysponując wiedzą "od kuchni". Może poza jedną kwestią. Zdecydowanie, po raz kolejny, ośrodki badania opinii społecznej wydają się prowadzić raczej medialną grę z elektoratem, niż badania jego preferencji politycznych.
Czyżby pogłoski o przyśpieszonych wyborach na wiosnę nie były wyłącznie palikoterią? W proste "robienie wyników" na zamówienie redakcji, których sympatie polityczne są ogólnie znane dość trudno uwierzyć - zbyt kosztowne dla renomy ośrodków i jednocześnie trudne do utrzymania w sekrecie. Chyba, że nasza "demokracja" dojrzała już i do tego...
Przypomnienie: