Ciekawe mamy czasy. Poseł Kłopotek z dawnego ZSL "dopisuje" L. Wałęsę do listy twórców Wolnych Związków Zawodowych, W. Jaruzelski przed sądem powtarza swoją mantrę o groźbie interwencji sowieckiej, której rzekomo "przeciwdziałał", więc M. Gorbaczow apeluje do polskich władz, by "architekta stanu wojennego" nie sądzić, a polskiemu sądowi ironicznie zaleca lekturę swoich listów. Nawiasem jest to dobra okazja, by przypomnieć inną lekturę -
stenogram rozmowy Jaruzelskiego z Breżniewem z 19.10.1981. Co ciekawe, stanowisko podobne do Gorbaczowa zajął
A. Michnik w przeddzień rocznicy wprowadzenia stanu wojennego w 2001 roku. Przy okazji - non-stop jesteśmy "napominani", że jednym z największych wrogów komuny był człowiek twierdzący w 1989:
"komunistyczna Polska to była moja Polska". Itd. - jedynym polskim liberalnym reformatorem gospodarczym jest były wykładowca w Instytucie Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu przy KC PZPR. Do Sokratesa i uberautorytetu pośmiertnie awansuje autor następującej rekomendacji do uczelnianej organizacji partyjnej dla R. Kapuścińskiego:
"Oddanie, zapał i ofiarnosc tow. Kapuscińskiego zapewniaja dalszy jego wzrost i przezwycieżenie błedow - uksztaltowanie swej postawy na miarę czlonka Partii. Rekomenduje tow. Kapuscinskiego do PZPR jako przodujacego, ofiarnego aktywiste ZMP, w przekonaniu, ze przybedzie naszej Partii godny jej czlonek"
(
źródło)
Dlaczego to wszystko przypominam. Otóż dzisiejszy "Dziennik" przynosi ciekawy
wywiad z Bohdanem Porębą, znanym reżyserem (m.in. świetny "Hubal"), należącym do końca do PZPR przeciwnikiem jej rozwiązania w '89, narodowym-komunistą i współpracownikiem takich tuzów polskiej polityki, jak B. Tejkowski, czy A. Lepper (oczywiście daklarującym nawiązanie do tradycji J. Piłsudskiego i AK). Jego aktualne produkcje emituje telewizja "Trwam".
Wywiad obfituje w smakowite wątki, warto więc przytoczyć najciekawszy moim zdaniem jego fragment:
Spróbujmy te poglądy skatalogować. Nazwałby się pan antykomunistą?
Oczywiście! Proszę pana, ja do PZPR wstąpiłem w 1969 roku, by walczyć z sowietyzacją kraju, i robiłem to bardzo długo i starannie, przez długi czas samotnie.
Poręba - samotny antykomunista. Od tej strony pana nie znałem.
Kiedy zostałem przyjęty do łódzkiej filmówki, to było to niebywale czerwone miejsce! Same czerwone krawaty! Ja też wstąpiłem do ZMS-u, ale byłem na tej uczelni najmłodszy i nie mogłem się za bardzo różnić. Za to te wszystkie Morgensterny, Wajdy, Kutze, to było superczerwone towarzystwo! Przecież pierwsza etiuda Kutza jest na podstawie opowiadania Katajewa o pionierze, który nie schodzi z warty! Gdybym ja to robił, to przynajmniej byłby to polski harcerz. (...)
I w 1970 roku, kiedy strzelano do robotników, pan z niej nie wystąpił.
Były dwie partie i ja byłem w tej mniejszościowej. Była też partia większościowa - partia Rakowskich, Urbanów, Passentów. Tymczasem moja droga w sztuce to była walka o amnestię dla historii. Jak ja dziś słyszę, że wtedy fałszowało się historię, to się zżymam, bo to nieprawda. Prawdą jest, że o pewnych rzeczach milczano, ukrywano je. Teraz fałszuje się o wiele bardziej! Gierek czy Gomułka chcieli wejść do historii. Przecież Gierek pozwolił zrobić film o Kazimierzu Wielkim, bo sam miał ambicję bycia drugim Kazimierzem Wielkim. To szło w parze z polonizacją Polski, jaka następowała po 1956 roku.
(...)
Narodowy komunizm, choćby nie wiem jak narodowy, to średnia oferta.
Po 1956 roku nie było już w Polsce żadnego komunizmu, a za Gierka partia już bardzo chciała być liberalna. Pan nie wie, pod jaką opieką partii był KOR, a ja na to patrzyłem.
Oj tak, pobici kurierzy wożący pieniądze do Radomia byli rzeczywiście pod troskliwą opieką esbeków.
Ech proszę pana, to wszystko jest bardziej skomplikowane, niż wygląda. Bici byli szeregowi, młodzi chłopcy, którzy się czuli jak w "Kamieniach na szaniec". Ci ludzie najlepiej się czuli, gdy Polska w czasach stalinowskich była pod sowieckim butem, a zaczęło im przeszkadzać, gdy spod niego powoli wychodziła. Czy nie można było zmienić systemu, nie likwidując państwa polskiego? (...)
Zaczyna wyglądać na to, że w PZPR byli sami antykomuniści. Wszak duża część opozycyjnych ikon, jakie wygenerowało środowisko A. Michnika po '89, to byli partyjni aktywiści, często z okresu najgłębszego stalinizmu. Pewnym symbolem zresztą jest sytuacja, w której projekt ustawy medialnej Platformy Obywatelskiej, która zakładała bezpośrednie uzaleznienie mediów prywatnych od rządu, jest osoba aktualnie zatrudniona w "Gazecie Wyborczej", a w 1968 znana z antysemickich tekstów pisanych na partyjne zamówienie. I jakoś nie budzi to złośliwości podobnych do przypominających udział M. Giertycha z radzie konsultacyjnej przy Jaruzelskim. Zresztą naprawdę dużej schizofrenii wymaga wytykanie tego przez stronę, która przez lata zabiegała o amnestię dla generała, czy uwiarygadniała ostatniego szefa SB.
W tym miejscu dochodzimy do sedna. Od 2005 roku do centrum debaty publicznej trafiły osoby spoza PZPR w rodzaju A. Gwiazdy, czy A. Walentynowicz. Ukoronowaniem tego zjawiska była niedawna, rzekomo "kontrowersyjna"
konferencja na temat Wolnych Związków Zawodowych.
Jest to dobry moment, by postawić sprawę jasno. Postkomunizm nie skończy się do momentu, gdy wygaśnięcia istotnego wpływu na świadomość społeczną środowisk skupiających PZPR-owskich weteranów. Niezależnie od tego, czy będzie to "Gazeta Wyborcza", czy ludzie skupieni wokół J.R. Nowaka, który również na łamach "Dziennika" deklarował:
Chodzi nam o łączenie i zbliżanie ludzi z bardzo różnych środowisk, ale patriotycznych, łącznie z lewicą patriotyczną typu Tadeusza Fiszbacha.
(
źródło)
Patrząc na
politykę kadrową rządu trudno mieć złudzenia, że stanie się to szybko.