Od dłuższego czasu obserwujemy wchłanianie przez, kontrolowane przez Platformę Obywatelską, struktury administracji państwowej wszystkich szczebli polityków SLD. Proces ten wydaje się nabierać tempa. Dzisiaj możemy przeczytać na portalu "Naszego Dziennika":
Platforma Obywatelska wyciąga posłów z klubu Lewicy. Jak udało nam się nieoficjalnie dowiedzieć, wicepremier Grzegorz Schetyna zaoferował działaczowi Lewicy - Jarosławowi Matwiejukowi, stanowisko wiceministra spraw wewnętrznych i administracji. Matwiejuk, który do Sejmu wszedł dzięki poparciu mniejszości białoruskiej i środowisk lewicowych, miałby kierować Departamentem Wyznań Religijnych oraz Mniejszości Narodowych i Etnicznych w MSWiA. Oferta nie jest bezinteresowna - Matwiejuk musiałby wcześniej zrezygnować z członkostwa w klubie Lewicy. (...)
- A skąd ma pan takie informacje? Kto z MSWiA to panu powiedział - dopytywał poseł Jarosław Matwiejuk (Lewica), którego pytaliśmy, czy już można gratulować mu ministerialnego awansu. - Na obecnym etapie mojej wiedzy nie potwierdzam - dodaje parlamentarzysta. Pytany jednak, czy może zdementować naszą informację, śmieje się i powtarza: - Mogę powiedzieć tylko tyle: "nie potwierdzam".
Jednak jak udało nam się nieoficjalnie dowiedzieć, Matwiejuk, poseł Lewicy z Białegostoku, otrzymał już od wicepremiera Grzegorza Schetyny propozycję opuszczenia klubu Lewicy i podjęcia pracy w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji. Jarosław Matwiejuk, który formalnie członkiem SLD nie jest, z lewicowym klubem związany jest dość luźno, choć do parlamentu dostał się właśnie z list Lewicy i Demokratów. Według naszych informacji, strategia, którą przyjęto, ma wyglądać tak: w ciągu kilku tygodni parlamentarzysta zrezygnuje z członkostwa w klubie Lewicy, a krótko później jako "bezpartyjny fachowiec" otrzyma stanowisko wiceszefa MSWiA. W resorcie Jarosławowi Matwiejukowi miałby podlegać Departament Wyznań Religijnych oraz Mniejszości Narodowych i Etnicznych.
(
źródło)
Wygląda więc na to, że faktycznie tworzony jest postkomunistyczny twór, grupujący bezideowych "pragmatyków". W oczywisty sposób ich celem będą IPN, CBA, czy media publiczne. No, i prawdopodobnie zmiana ustawy lustracyjnej w taki sposób, by postawienie pytania o przeszłość L. Wałęsy, czy ludzi mediów było karane chłostą i przymusową lekturą "Wysokich Obcasów" z zakazem kartkowania pod rygorem oglądania wyłącznie Superstacji przez 48 godzin.
Przystawka
Są w tym wszystkim wiadomości dobre. SLD staje się "przystawką" PO i najwyraźniej przeprowadzany jest plan stopniowej konsumpcji tej nietypowej partii "
opozycyjnej", która w administracji państwowej zajmuje więcej stanowisk, niż obaj
koalicjanci PiS w poprzedniej kadencji razem wzięci. Piszę o tym, co można zaobserwować w mediach, a pamiętajmy, że wtedy działaczom PiS, SO i LPR "przez okno wchodził dziennikarz 'G.W.', a spod łóżka wyłaził A. Morozowski" (trawestując utwór T. Love "King") z mikrofonem. Wydaje się, że G. Napieralski to zauważył (ruchy w sprawie ustawy medialnej), jednak elektoraty PiS i SLD darzą się wzajemnie taką "sympatią", że wszelkie skojarzenia dot. wspólnego stanowiska, czy głosowania (należy przypomnieć, że SLD tamtego dnia wsyrzymało się w głosowaniu ws. ustawy medialnej, by wspólnie z PO zagłosować za votum zaufania dla minister Kopacz) sympatycy obu ugrupowań przyjmują bardzo negatywnie.
Interesujące jest natomiast stanowisko wypowiadających się w sieci sympatyków PO. Otóż na jednym oddechu głoszą oni opinie o "koalicji PiS-SLD", czyli "lewicy bezbożnej z pobożną" (BTW warto porównać głosowane w poprzedniej kadencji propozycje PiS i PO, jeżeli w kwestiach polityki prorodzinnej, czy np. stawek PIT pod kątem stopnia ich "liberalizmu") oraz oficjalnie ignorują
wielki zaciąg, jaki PO przeprowadza w postkomunistycznych szeregach, twierdząc ewentualnie, że PiS rozdawało stanowiska SO i LPR, więc krytyka PO jest postawą "Kalego". Oczywiście starają się nie podejmować niekonwencjonalnych aspektów w rodzaju tego, że SLD jest rzekomo "partią opozycyjną" oraz, że ludzie Sojuszu są obsadzani w najbardziej strategicznych miejscach. W przeciwieństwie do sytuacji z poprzedniej kadencji, gdy PiS trzymało koalicjantów na dystans od służb, czy polityki zagranicznej.
Trzecia era Platformy
Dzisiejszy news przypomniał mi wywiad P. Lisiewicza z J. Kowalskim (byłym szefem opolskiej PO oraz stowarzyszenia "Stop Korupcji") sprzed dwóch lat, opublikowany przez "Gazetę Polską" 09.08.2008:
"Gazeta Polska": Czy będąc w Platformie Obywtelskiej mógł Pan walczyć z korupcją?
Janusz Kowalski: - Początkowo wierzyłem, że tak będzie. Platforma miała twarz Jana Rokity, zmagającego się w komisji śledczej z patologiami. Dziś ma twarz rządzącego nią sekretarza generalnego Grzegorza Schetyny. Działając w niej, musiałbym się wypisać ze stowarzyszenia "Stop Korupcji". Albo popaść w polityczną schizofrenię. Odchodzę dlatego, że jestem rozczarowany Platformą Obywatelską.
Jak wygląda owa twarz Schetyny?
- Opiniotwórczy tygodnik w Polsce stawia zarzuty młodym działaczom PO związanym ze Schetyną. Chodzi o wyprowadzanie partyjnych pieniędzy na prywatne konta. I co? I nic. Żadnego wyjaśnienia sprawy. Ponadto niebezpieczne np. w opolskiej PO jest wartościowanie ludzi na podstawie tego, jakie mają kontakty z biznesem. W samym Opolu jest dwóch posłów - przedsiębiorców. Chcieliśmy więc wypracować "kodeks dobrego postępowania" w opolskiej PO i zaproponować w tej sprawie jakieś czytelne zasady. Oczywiście nic z tego nie wyszło. Gwoździem do trumny mojej obecności w PO była wypowiedź Leszka Korzeniowskiego, prezesa PO w Opolskiem, byłego członka PZPR. W rozmowie z "Gazetą Polską" [nr 30 z 26 lipca - red. GP] przyznał on, że jego firma pośrednio wykorzystywana jest do finansowania PO. Brak jakiejkolwiek reakcji władz PO na tego typu stwierdzenie jest dla mnie porażający. Ponadto fundamentalnie nie zgadzam się, aby układy biznesowe wchodziły z butami do polityki. A czymże innym jest otaczanie się w partii ludźmi z własnej firmy?
Jak oddzielić politykę od biznesu w partii posłów - biznesmenów?
- Skoro już tak się stało, że weszli oni do parlamentu, to powinno być standardem, by osoby, które mają prywatne firmy lub udziały w nich, podawały co roku publicznie informację, czy te firmy współpracowały w jakikolwiek sposób z sektorem publicznym, świadczyły na jego rzecz usługi itp. Takiej wiedzy dziś nie mamy. Jako szef stowarzyszenia "Stop Korupcji" staram się zawsze postępować godziwie, dbając o dobre imię, bo szacunek ludzi jest dla mnie najważniejszy. Dziś w PO nie widzę zrozumienia dla działań antykorupcyjnych. A na jałowe partyjne walki szkoda mi czasu. One nie wnoszą nic dobrego do życua publicznego.
Przecież Donald Tusk miał napisane na plakatach "Człowiek z zasadami"...
- Jeżeli "człowiek z zasadami" nadal będzie tolerować kłamstwo, partyjną prywatę, niejasne związki z biznesem oraz ludzi PZPR czy komunistycznych wojskowych służb, z szeregów PO odejdą wkrótce najbardziej wartościowe osoby. W opolskiej PO jest miejsce dla funkcjonariusza WSI, byłej radnej SLD, która nie tak dawno oklaskiwała Millera, wielu członków PZPR o niejasnej i nieznanej przeszłości. A nie ma miejsca dla tych, którzy mówią "nie" korupcji partyjnej i dominacji ludzi poprzedniej epoki, pchających PO w objęcia SLD. Zwracam uwagę, że to się dzieje w Opolu, w którym główni notable SLD zostali aresztowani. Doskonale wiemy tu, czym są rządy komunistów w samorządach. Próba absorpcji tego typu ludzi, zamiast ludzi młodych, ideowych, jest czymś niesłychanym. (...)
A może stoi za tym jakiś plan?
- Nie ma żadnego. Poza ewentualną koalicją z SLD w umysłach niektórych liderów. A dla mnie PZPR była sowiecką agenturą w Polsce, która niszczyła dążenia niepodległościowe Polaków. Przez którą mój dziadek siedział w stalinowskim więzieniu. Platforma otwiera się na środowiska, które są mi obce. U mnie na Opolszczyźnie zwyciężyła twarz PO związana z PRL, a nie z profesjonalizmem i zmianami. Opolska PO pod przywództwem Korzeniowskiego idzie w stronę SLD. Dlatego już dziś otacza się ludźmi bliskimi postkomunistom. Od czterech lat Korzeniowski toleruje rządy SLD w województwie. Chciałem to zmienić, bo z SLD w Opolu już się skutecznie rozprawiliśmy. Usłyszałem jednak od przewodniczącego PO na Opolszczyźnie, że Platforma nie będzie krytykować eseldowskiego zarząda województwa, bo "Grzesiek [Kubat, marszałek województwa opolskiego - red. GP] jest w porządku, to jest mój kolega". Ręce mi opadły. (...)
Mówi Pan o szkodliwej roli Grzegorze Schetyny, którzy rządzi w PO. Ale przecież rządzi nią z nadania Donalda Tuska. Czy spotkał się Pan z przypadkiem, by Tusk powstrzymywał w jakiś sposób zapędy Schetyny i przeciwstawił się jego stylowi działania?
- Nie, nie znam takiego przypadku.
Jak scharakteryzowałby Pan ludzi rządzących PO, z którymi miał Pan okazję współpracować, a potem się z nimi nie zgadzać? Chodzi mi o aparat dawnego KLD. Jaki to typ mentalności, myślenia o polityce?
- Nie chciałbym mówić o tym publicznie, bo musiałbym użyć bardzo mocnych słów.
(tekst znalazłem na
portalu Piąta Władza)
Mamy wię "trzy ery" PO. Gdy powstawała, wydawała się być silnym centroprawicowym stronnictwem, z wyraźnie zarysowanymi frakcjami, z których jednej było blisko do SLD (Olechowski, Komorowski, Smoktunowicz, Piskorski), a druga stanowiła coś w rodzaju "powtórki z AWS (Rokita, Gronkiewicz-Waltz, Niesiołowski). A po środku Donald Tusk. "Liberał".
Drugą "erę" otwiera kampania wyborcza 2007. W październiku 2007 M. Adamczyk w "Przekroju" dla odmiany w następujący sposób przybliża postać G. Schetyny:
(...) Wrocławskie imperium Grzegorza Schetyny zbudowane zostało na trzech filarach: polityka, radio i sport. (...) Bo byli KLD-owcy w Platformie trzymają się razem. To elita elit. Środowisko zamknięte, które dużo z sobą przeżyło. Budowali te związki między sobą przez lata i mają długi marsz za sobą, w którym wiele razy byli poturbowani. Dlatego mają zaufanie tylko do siebie. – Właśnie to środowisko rok temu musiało zamordować swojego brata: Pawła Piskorskiego – opowiada jeden z posłów Platformy. – Trzeba było go poświęcić, by inni mogli przeżyć.
(...) Przed wyborami odbyło się w Platformie wielkie zamiatanie. Tam gdzie można było, listy wyborcze zostały wymiecione z ludzi Rokity. Przyjeżdżał Schetyna do regionu, oglądał listę, spotykał się z kandydatami, rozmawiał, a potem wycinał, przesuwał i korygował. Gdy pojawiały się protesty, rozkładał ręce i mówił: – Donald jest bossem i on o wszystkim decyduje.
Choć jak wiadomo, to on wymyślił i namówił do kandydowania Janusza Palikota, który dotąd trzymał się z dala od polityki. Po ostatnich wyborach jest w Platformie spora grupa ludzi, która nie cierpi Schetyny. – On sam wyhodował sobie całe stado wewnętrznych wrogów, którzy trzęsą się przed nim ze strachu, ale marzą o jego upadku – mówi poseł PO. – Nie ma na to szans, dopóki stoi przy Donaldzie, który go potrzebuje. Bo Tusk jest subtelny i delikatny. Więc funkcję złego pana Hyde’a pełni Grzesiu. To on jest aparatem przymusu i kiedy trzeba, wykona wyrok w imieniu partii. (...)
Nadciąga więc era trzecia. W miejsce konserwatystów J. Rokity trafiają postkomuniści. Na razie, jeżeli chodzi o partię, jest to pełzające od kilku lat zjawisko na szczeblu lokalnym, jednak ogólna tendencja jest oczywista i na poziomie "centrali" wyraża się w całym ciągu ostatnich nominacji.
Najważniejsza dobra wiadomość
Wbrew licznym komentarzom, podział sceny politycznej między obóz postkomunistyczny (integrujący coraz bardziej różne stronnictwa i ośrodki medialne "obrońców III RP") oraz antykomunistyczny (PiS oraz zatomizowana prawica) dokonuje się w sposób coraz bardziej wyrazisty. Do symbolicznych należą sceny obrony nieskazitelności L. Wałęsy przez R. Kalisza, czy hołdy byłego prezydenta oddaane G. Kiszczakowi na sali sądowej.
Ciekawe są próby dawnej socjal-liberalnej części dawnej opozycji "walki z zawłaszczaniem tradycji 'Solidarości'" w sytuacji, gdy między 1989, a 2005 miała ona w "głównym nurcie" monopol na prezentację "właściwej" wersji historii najnowszej. Monopol, w imię którego nie miano oporów, by
zrobić ze Zbigniewa Herberta wariata.
Jasny podział "kto gdzie stoi" jest rzeczą dobrą. Po prostu oddaje stan faktyczny. Byłby lepszą, gdyby działacze PiS w rodzaju K. Karskiego wstrzymywali się od recenzji opinii na temat roli różnych działaczy dawnej opozycji, obecnie znajdujących się w obozie przeciwnym, w walce z komuną. Podział ten byłby więc bardziej czytelny, gdyby te kilka osób o czerwonym rodowodzie, które obecnie są w PiS nieco przystopować. Tak właściwie - gdzie oni "stoją"? I po co?
PS Z zupełnie innej beczki:
"Dziennik": Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego od ponad tygodnia usiłuje ukryć swoją kolejną poważną wpadkę, po tym jak zatrzymany na granicy przemytnik... poderżnął sobie gardło.
Inne tematy w dziale Polityka