Cały czas trwa dyskusja o przeszłości Lecha Wałęsy. Zarówno na portalach największych gazet, jak i w blogosferze znajdujemy gorące teksty wywołane tym razem publikacją przez IPN "listy represjonowanych". Sam Lech Wałęsa przypina sobie znaczek z własną podobizną, będący insertem do "Gazety Wyborczej", atakuje abp Nycza na antenie TVN za ogólną wypowiedź o tym, że wybaczenie wymaga skruchy, by chwilę później atak ten "uzasadniać" tym, iż "wpadł w amok". A w ogóle to "jest wściekły na IPN". Wpisuje się to w jego wcześniejsze "osiągnięcia" - jak np. kłamstwo w odpowiedzi na pytanie A. Kublik, czy jako prezydent interesował się dokumentami TW "Bolek". Cóż można zrobić w sytuacji, gdy sam własnoręcznie pokwitował pobranie tych dokumentów?
Przeciwnicy Kaczyńskich w zwartym froncie ideolo "nie widzą" tego wszystkiego, używając w dyskusji już nie tylko "argumentów" w rodzaju porównywania/podważania opozycyjnej karty liderów PiS, ale wręcz "rozliczają" z życiorysu każdego, kto wyrazi inną, niż oni ocenę postaci L. Wałęsy. Zamiast zająć się tematem dyskusji - samym Wałęsą.
Oczywiście np. w kwestii zawartości "listy represjonowanych" można by powtarzać z uporem maniaka zapisy Art. 52a pkt 7 ustawy z dnia 18 grudnia 1998 r. O Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (Dz. U. z 1998 r., Nr 155, poz. 1016 z późn. zm.):
"przygotowywanie i publikowanie katalogów zawierających dane osobowe osób, wobec których zachowały się dokumenty świadczące o tym, że organy bezpieczeństwa państwa zbierały o nich informacje na podstawie celowo gromadzonych danych, w tym w sposób tajny, a wobec osób tych
nie stwierdzono istnienia dokumentów świadczących, że byli pracownikami, funkcjonariuszami, żołnierzami organów bezpieczeństwa państwa lub
współpracowali z organami bezpieczeństwa państwa; publikacje nie obejmują danych osobowych osób, w stosunku do których zachowały się dokumenty uzasadniające publikację ich danych osobowych na podstawie pkt 8; przed umieszczeniem w katalogu należy uzyskać zgodę osoby, której te dane dotyczą"
Tymczasem warto przypomnieć, że nie chodzi tylko o dokumenty opublikowane w głośnej książce historyków IPN. Na nic się nie zdadzą się krzyki, by "
odpieprzyć się od Wałęsy", ani delirka członków dawnej prowałęsowkiej frakcji służb, którzy będąc dzisiaj zapleczem PO
mocno się "plączą" w wypowiedziach.
Niestety, gdy przebrzmią wszystkie obelgi, obrońcy byłego prezydenta są w stanie przedstawić
jeden jedyny dokument. Rozumiem korzystanie z mechanizmu "to my mówimy, jak powinna wyglądać historia i prawo", ale naprawdę, mogliby się trochę bardziej postarać... Zwłaszcza, jeżeli podobne rzeczy chcą firmować nazwiskiem. Chociaż... to chyba nie jest mój problem.
Przypomnienie: