Głośnym echem odbiła się krytyka wszystkich organów władzy RP, jakiej ksiądz Zaleski dokonał w kontekście nie uznania zbrodni dokonanych przez Ukrainców na Wołyniu za ludobójstwo. Co ciekawe, głównym wątkiem, który wywołał emocje są ostre słowa pod adresem L. Kaczyńskiego, czyli jedynego organu władzy, który w ogóle zauważył rocznicę. W jaki sposób? W czasie apelu ku czci wołyńskich ofiar został odczytany list prezydenta. Żeby uniknąć ewentualnych wątpliwości, przytaczam go w pełnym brzmieniu:
Serdecznie pozdrawiam wszystkich Państwa, zgromadzonych na uroczystości ku czci ofiar tragedii polskiego Wołynia i Kresów Południowo - Wschodnich z lat 1943 - 1944.
Nie sposób wymienić wszystkich wezwanych na dzisiejszy apel. Są zbyt liczni, a wielu wciąż pozostaje bezimiennych. Na Skwerze Wołyńskim, w stolicy Polski, Warszawie, upamiętniają ich obeliski w kształcie świec, na których wypisano nazwy powiatów, gdzie przed 65 laty rozegrała się tragedia. Nazwy ziem, które tak wiele dla dziejów Polski znaczą. To ziemia dubieńska, horochowska, kostopolska, kowelska, krzemieniecka, lubomelska, łucka, rówieńska, sarneńska, włodzimierska i zdołbunowska. Jeden z herbów przedstawia mocno ukorzenione drzewo. Bohaterskie i tragiczne losy Wołynia równie głęboko wrosły w historię Polski i świadomość Polaków i na zawsze pozostaną nam bliskie, jako nasza przeszłość, doświadczenie i tożsamość.
Przed 65 laty zniszczona została wieloetniczna społeczność Wołynia, tworzona przez sześć wieków wspólnej obecności. Śmierć poniosło kilkadziesiąt tysięcy Polaków - mężczyzn i kobiet, dzieci i starców. Na zawsze zniknął z powierzchni ziemi wszelki ślad po tysiącu polskich wsi, spalono i zburzono kościoły i cmentarze, zniszczono polskie instytucje życia społecznego i kulturalnego. Ci, którzy zdołali się uratować, zostali ograbieni z dorobku życia swojego i wielu pokoleń przodków.
Tragedia Wołynia była przełomowym momentem zagłady polskich Kresów - unicestwienia w wyniku II wojny światowej tej części naszej narodowej historii i tradycji. Po dziś dzień stanowi ona jednak bezcenny element polskiej tożsamości i duchowego dziedzictwa, w polskich sercach trwa bowiem nadal pamięć. Dzięki tym, którzy ocaleli, i ich potomkom, dzięki wysiłkom organizacji Kresowian pomimo upływu czasu oraz przemilczania tego rozdziału naszych dziejów Polacy wciąż pamiętają o rozmiarach tragedii, której 65 lat temu doświadczył polski Wołyń. Tragedii, którą trudno zrozumieć, z którą nie można się pogodzić, o której nie można zapomnieć.
W przesłaniu wystosowanym przed pięcioma laty z okazji obchodów 60. rocznicy tragedii wołyńskiej w Porycku, Ojciec Święty Jan Paweł II napisał: nie ma sprawiedliwości bez przebaczenia, a współpraca bez wzajemnego otwarcia byłaby krucha. W chwilach, gdy wspominamy zdarzenia tak nieludzkie i bolesne niełatwo wzbudzić w sobie gotowość do przebaczenia i wolę pojednania. Jednak trwały pokój może zostać zbudowany wyłącznie w oparciu o historyczną prawdę i cześć dla ofiar popełnionych w przeszłości zbrodni oraz gotowość do wybaczenia ich sprawcom. Tego przebaczenia nie można zadekretować, musi się ono zawsze dokonać w sumieniu każdego z nas. I nigdy nie dokonuje się ono wbrew pamięci, którą pragniemy pielęgnować. Właśnie z pamięci, z szacunku dla ludzkiego cierpienia, z żalu poniesionej niepowetowanej straty - przebaczenie czerpie swą głębię i moc.
Jako Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej w imieniu całego narodu składam dzisiaj hołd wszystkim ofiarom wydarzeń wołyńskich z lat 1943 - 1944. Chylę czoła także przed obecnymi tutaj kombatantami i wszystkimi żołnierzami 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej, którzy 65 lat temu brali udział w działaniach polskiej samoobrony, a po wojnie nieśli pamięć tragedii polskich Kresów, aby w wolnej Polsce wznieść pomnik, ten, przed którym odbywa się dzisiejsza uroczystość. Cześć pamięci wszystkich ofiar i bohaterów Wołynia! Nigdy nie wolno nam o nich zapomnieć. Pragniemy na zawsze zachować ich w naszych polskich sercach.
(
źródło)
Ani Prezydium Sejmu pod światłym przewodnictwem B. Komorowskiego, ani politycy rządzącej koalicji na znaleźli chwili na uczczenie pamięci ofiar zbrodni. Trudno się temu dziwić, w końcu nie było zapowiedzi obecności Z. Ziobro na apelu, więc główna podstawa podejmowania wszelkich działań nie wystąpiła. Skupmy się więc na istocie wyrzutów ks. Isakowicza-Zaleskiego. Chodzi o fakt, iż przy okazji wczorajszych obchodów wołyńska tragedia nie została formalnie uznana za ludobójstwo, którym w istocie była. W ślad za księdzem podążyło wielu komentatorów. Najostrzejszy i najciekawszy, moim zdaniem, jest
wpis na blogu Free Your Mind. Dokonał on zaskakujących nieco generalizacji, które warto zestawić z treścią przytoczonego wyżej listu. Pisze m.in.
(...)
od polskiego prezydenta można chyba oczekiwać pełnego respektu dla tego, co się wydarzyło 65 lat temu na Kresach. Zwłaszcza od takiego prezydenta, który otwarcie do patriotyzmu, konserwatyzmu i prawicowości się przyznaje.
Mówienie w tym kontekście o jakimś niezadrażnianiu relacji z Ukrainą jest całkowitym nieporozumieniem. Ukrainie może pomóc tylko i wyłącznie prawda o przeszłości, a nie żadne zafałszowywanie historii. Ta prawda jest o wiele boleśniejsza dla nas, Polaków i naszych rodzin, aniżeli dla Ukraińców, to powiedzmy sobie szczerze - wobec tego, to wcale nie byłby tak wielki wysiłek dla narodu ukraińskiego, przyznać się do tego, że rzeź na Polakach to zbrodnia domagająca się zadośćuczynienia w postaci prośby o przebaczenie. Nikt z Wołyniaków nie szuka żadnej zemsty. Oczekują oni ze strony Ukraińców jedynie skruchy, a nie gloryfikowania UPA. Tak mało i tak wiele zarazem, jak się okazuje, albowiem chyba takiej skruchy się nie doczekają. Nie do przyjęcia jednak jest w debacie na prawicy zamykanie ust tym, którzy domagają się zadośćuczynienia, wsłuchując się w wołanie krwi na Kresach. Jest to nie do przyjęcia i radzę dobrze, bracia na prawicy, powściągnijcie te jadowite komentarze i insynuacje, gdyż świadectwo wystawiają Wam jak najgorsze, niestety.
Cały tekst tego, jednego z najlepszych po prawej stronie blogosfery autorów, napisany jest "na wysokim 'C'". W świetle treści listu prezydenta dość trudno mi zrozumieć zarówno pozycje, z których jest krytykowany, jak i taki ładunek emocji. Oczywiste jest, że stanowi on - mniejszy lub większy - zawód dla prawicowego elektoratu i nie ma najmniejszego powodu, by mu błędnych, czy niewłaściwych działań nie wytykać. Dziwi jednak, gdy za takowe próbuje się wybierać kwestie związane z tzw. polityką historyczną. Zwłaszcza, że treść listu nie pozostawia żadnych wątpliwości co do stanowiska głowy państwa.
Nie chcę być złośliwy, ale lektura ta raczej nie pozostawia wątpliwości, że całe zamieszanie wynika z tego, że część komentatorów zareagowała, jak osławione... "lemingi". Wystąpienie ks. Isakowicza-Zaleskiego w TVN24 i powielenie jego słów na największych portalach wystarczyło do rozkręcenia wirtualnej awantury z sięganiem po najmocniejsze słowa. Tymczasem pytanie jest proste - czym się różni postawa deklarowana przez FYM od stanowiska wyrażonego w prezydenckim liście?
To jest jedna sprawa. Drugą stanowi samo meritum wypowiedzi ks. Zaleskiego. Ten jeden z najbardziej szanowanych przez prawicowców duchownych stworzył fikcyjną opozycję, która w liście prezydenta w ogóle nie wystąpiła: "rzeź" vs. "ludobójstwo". Są tam natomiast określenia "tragedia" i "zagłada Kresów"... Trudno je uznać za "miękkie". Dla księdza najwyraźniej rozczarowanie odwołaniem przez Kancelarię Prezydenta konferencji, po której duchowny oczekiwał uznania zbrodni wołyńskiej za ludobójstwo stanowiło podstawę generalnej negacji postawy prezydenta. Ma do tego święte prawo. Dobrze by było jednak sprawdzić, czy tym razem nie poniósł go ten sam temperament wojownika, który pozwolił mu przetrwać najpierw szykany SB, a później kurii krakowskiej. Sprawdziłem i moim zdaniem poniósł.
Czy ujmuje to czegokolwiek jemu albo prezydentowi? Nie. Przydałaby się jednak chwila ciszy w Domu Pamięci.