Foxx Foxx
64
BLOG

Bulterier Kurski na tropie

Foxx Foxx Polityka Obserwuj notkę 14

Jednym z wątków dyskusji o książce historyków IPN na temat perypetii Lecha Wałęsy z SB jest kwestia - dlaczego braciom Kaczyńskim nie przeszkadzała wiedza o epizodzie przywódcy "Solidarności" z SB, określanym umownie sprawą TW "Bolek".

Oczywiście możnaby odpowiedzieć, że uznawali wtedy, że lata '80 w pełni go zrównoważyły, o ile wielokrotnie nie "przebiły". Nie mamy wszak najmniejszego dowodu, by uznać, że np. Jarosław Kaczyński wiedział o faktach z tego okresu, które przywołałem w polemice z prof. Andrzejem Friszke.

Rzecznik prasowy Lecha Wałęsy z '90 roku, Jarosław Kurski, w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej" podaje jednak inny możliwy motyw. W tekście pod ortodoksyjno-"gazietkowym" tytułem "Nienawiść", pisząc w sposób typowy dla obrońców oryginalnej III RP - wyłamuje się jednak z dotychczasowej wersji wydarzeń i, niechcący, wydaje się rzucać kilka słów prawdy.

Przypomnijmy - dotąd zdaniem "obozu III RP", Kaczyńscy porzucili Lecha Wałęsę, gdy zorientowali się, że nie pozwoli on korzystać im z przywilejów władzy w satysfakcjonującym stopniu. Sami Kaczyńscy od początku twierdzili, że Lech Wałęsa zdradził wyborców (oraz swoje zaplecze), głosząc w kampanii radykalny program dekomunizacyjny ("puścić czerwonych w skarpetkach") - którego współautorem był zresztą J. Kaczyński i zaczął otaczać się szemranym towarzystwem o "służbowej" prowieniencji. O ówczesnym klimacie w Kancelarii Prezydenta może świadczyć fragment zeznań J. Kaczyńskiego w sprawie inwigilacji prawicy.
W rozmowie Jarosław Kaczyński prosił też Milczanowskiego o wyjaśnienie powiązań szefa gabinetu prezydenta Lecha Wałęsy Mieczysława Wachowskiego. Milczanowski powiedział, że powoła małą grupę z zaufanych oficerów.(...) Po jakimś czasie przed gabinetem prezydenta zaczepił mnie Wachowski i powiedział, bym dał sobie spokój z tymi grupami - zeznał w 1998 r. Jarosław Kaczyński.
(źródło i całość)

Jarosław Kurski dzisiaj pisze m.in.
Będąc rzecznikiem Wałęsy w czasie "wojny na górze", widziałem na własne oczy, jak wkupywali się w łaski Wałęsy. Szepty, judzenie, szczucie na "Warszawkę". Dopóki Wałęsa był potrzebny, dopóki dawał polityczną siłę, dopóki wydawało się Jarosławowi Kaczyńskiemu, że chodzi na jego smyczy i będzie dekomunizował, lustrował i przewracał Okrągły Stół - dopóty sprawy "Bolka" nie było, choć - jak przyznają sami autorzy "Przyczynku do biografii" - na Wybrzeżu mówiło się o tym od końca lat 70.
(źródło i całość)

Jest to fragment ciekawy z dwóch powodów. Pierwszym z nich jest kolejna wypowiedź, potwierdzająca, że "Bolek" na Wybrzeżu nie należał ani do krainy fantazji, ani nie był abberacją "złych i nienawistnych ludzi". Był natomiast tajemnicą poliszynela. Umówmy się zresztą, że w sytuacji, gdy B. Borusewicz otrzymuje kasetę z nagraniem, na którym L. Wałęsa opowiada z emfazą, jak wskazywał ludzi milicji, co Joanna Gwiazda podsumowała: "Lechu, ale ty milicji donosiłeś na ludzi!" (relacja A. Mężydło). Na taśmie kolportowanej przez Alka Żebrowskiego na początku lat '90 znalazł się dla odmiany fragment dot. akcesu L. Wałęsy do Wolnych Związków Zawodowych. Związkowcy mieli powiedzieć:
Lechu, my ci nie ufamy, bo donosiłeś na nas do SB. On na to odpowiedział: Ludzie, nie miałem wtedy wyboru, bo by mnie zabili. Ale teraz przyrzekam wam, że będę uczciwym Polakiem. Pod tym warunkiem został przyjęty.
(źródło i całość)

Wątków tych jest tyle, że nawet nie trzeba całej, potwierdzonej przez dokumenty przytoczone w pracy S. Cenckiewicza i P. Gontarczyka, historii z rozszabrowaniem akt TW "Bolek" (jako jedynej) przez prezydenta Lecha Wałęsę, by nie mieć specjalnych wątpliwości.

W tym miejscu dochodzimy do sedna tekstu bulteriera III RP. Otóż, jako osoba znajdująca się wtedy blisko wydarzeń, pisze o ówczesnych celach politycznych J. Kaczyńskiego, których niemożność osiągnięcia doprowadziła do rozejścia się dróg braci z L. Wałęsą:

- dekomunizacja

- lustracja

- podważenie Okrągłego Stołu

Zostawmy na moment drobiazg, że na początku lat '90 (przed elekcją prezydencką) o lustracji jeszcze nie mówiono - złóżmy to na karb największych demonów, jakie męczą obóz oryginalnej III RP, więc zostały tu wymienione, niczym plagi egipskie (wprawdzie jest ich mniej, ale z pewnością są bardziej "szkodliwe dla państwa"). Nic dziwnego, skoro nad obozem tym właśnie unosi się duch Ketmana, zawodząc: "uuuuhuuu - tooo baaardzo dooobre pytanieee...". Nie trzeba mieć nerwicy, by się przerazić.

Nie jest tajemnicą, że J. Kaczyński faktycznie dążył do dekomunizacji, a Okrągły Stół uważał za rozwiązanie taktyczne, by przejąć władzę i nie dotrzymać umów, wszak "słowo dane bandycie pod groźbą rewolweru przystawionego do głowy nie może być wiążące". Widać więc wyraźnie, że były rzecznik Lecha Wałęsy w pełni potwierdza słowa jego oponentów na temat przyczyn konfliktu między dotychczasowym antykomunistycznym zapleczem byłego prezydenta (które bardzo mocno wsparło go w kampanii), a nim samym.

Z obecnej perspektywy kwestia ta ma jeszcze jeden ciekawy kontekst. Otóż jest żywą ilustracją przysłowia, że historia powtarza się jako farsa. Cóż mieliśmy w poprzedniej kadencji? Koalicję z nieco mniejszym "masowym przywódcą", w którego otoczeniu są byli funkcjonariusze WSI i którego trzoda uchodziła za najgorszą odmianę postkomuny (w czym gorszą od Millerów, Kwaśniewskich, Ciosków, Kurczuków, czy Wunderlichów - wiedzą chyba tylko autorzy takiej opinii).

Co by nie pisać - było to towarzystwo z chlewa bez cienia wątpliwości. Koalicja została zawarta, WSI zlikwidowane, a wojskowy wywiad i kontrwywiad rozdzielone (dzisiaj już wiemy, że wbrew opinii "ekspertów" Dukaczewskiego, czy Zemke - zgodnie z Konstytucją), CBA powołane (jako pierwsza służba bez "ogona" z SB, czy WSW), a - nie najlepsza co prawda: prezydencka - nowelizacja ustawy lustracyjnej przegłosowana i mimo sabotażu części "elit" oryginalnej III RP, z politykami z TK na czele, jawność archiwów IPN stała się faktem. Na razie dla naukowców i dziennikarzy - to i tak bardzo dużo. Tym razem okazało się, że zawierając egzotyczny sojusz (podobnie zresztą, jak przy montowaniu poparcia dla rządu Mazowieckiego, gdy J. Kaczyński podjął rozmowy z ZSL i SD - dla wielu opozycjonistów co najmniej w równym stopniu wtedy "egzotycznymi", jak dzisiaj Samoobrona), po kilkunastu latach można było zdziałać nieporównywalnie więcej, niż z "legendarnym przywódcą Solidarności", mającym na koncie "niewielki epizod". Później zaczęły się większe: instalacja inwigilujących go wcześniej SB-ków w UOP, inwigilacja legalnej opozycji przy pomocy niezweryfikowanego SB-ka szukającego obyczajowych haków, czy podburzanie kadry oficerskiej przeciwko legalnemu rządowi - tzw. "obiad drawski".

Zawiła ta nasza historia i intrygujące milczenie dzisiejszych admiratorów Lecha Wałęsy na temat tego, co się działo na początku lat '90. A szkoda - wszak wszystko to składa się w spójną całość, w której przesłanki do poszczególnych wyborów głównych bohaterów tej opowiastki są jasne. Jasne w tym sensie, że zachowują się oni konsekwentnie od lat, nie zmieniając politycznych zachowań.

Warto, by jacyś kolejni historycy opisali je przez pryzmat celów, jakie każdy z wymienionych polityków sobie stawiał w swoich działaniach. Fakt, że ze sposobami ich realizacji często nie było najlepiej jest oczywisty. Ale to temat na zupełnie inną historię...
Foxx
O mnie Foxx

foxx@autograf.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Polityka