Foxx Foxx
70
BLOG

W okopach III RP, czyli "nic o was bez nas"

Foxx Foxx Polityka Obserwuj notkę 33
Drżą mury medialnych bastioników oryginalnej III RP. Jej metro-taliban (taka symetria to lansowanej w tamtych środowiskach zbitki "kato-talibowie" - © Foxx ;) panicznie poszukuje jakiegokolwiek sposobu, by ograniczyć znaczenie publikacji o relacjach Lecha Wałęsy z SB.
 
Dzisiaj mamy kolejną próbkę. Paweł Wroński w swoim komentarzu o umiarkowanie pacyfistycznym tytule "IV RP kontra Lech Wałęsa?" pisze m.in.

Dokumenty UOP z lat 1992-96, które według autorów książki są dowodem na niszczenie archiwów przez Lecha Wałęsę, znajdowały się w zasobie archiwalnym Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i były opatrzone klauzulą "tajne".

Według fotokopii, które umieścili autorzy w swojej książce, klauzulę tajności zniósł szef ABW Bogdan Święczkowski. Cała polityczna kariera Święczkowskiego związana jest z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą oraz z PiS.

Pytany o podstawę prawną decyzji szefa ABW, współautor książki Sławomir Cęckiewicz powiedział w czwartek, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem, bo art. 27 ustawy o IPN mówi, że "prezes IPN może na tej podstawie wystąpić do jakichkolwiek organów państwowych, które posiadają dokumenty odnoszące się do funkcjonowania aparatu PRL". A sprawa dotyczyła "zaginięcia dokumentów PRL".

Interpretacja wydaje się naciągana, bo akta UOP nie są dokumentami odnoszącymi się do funkcjonowania aparatu PRL. Wystąpienie więc prezesa IPN Janusza Kurtyki o te akta rodzi pytanie, czy nie jest to nadużycie władzy.

A to, że IPN może o akta występować, nie oznacza jednak, że Agencja Bezpieczeństwa Publicznego ma prawo je udostępniać.

Według informacji rzecznika ABW w agencji toczy się wewnętrzne śledztwo, czy takie prawo jej ówczesny szef Bogdan Święczkowski miał.

Istotne byłoby też wyjaśnienie, czy tę decyzję konsultował np. z premierem Jarosławem Kaczyńskim. Skoro szef ABW konsultował z premierem aresztowanie b. posłanki Barbary Blidy, można przypuścić, że także w tej sprawie znaczenie miała decyzja premiera.

Rząd PiS prezentował wybiórczą wrażliwość na zachowania tajemnicy państwowej. Z jednej strony w raporcie o likwidacji WSI ujawniono dokumenty pozwalające na dekonspirację polskiego wywiadu. Z drugiej strony przez dwa lata nie ujawniono akt tzw. inwigilacji prawicy, których ujawnienia zresztą wcześniej PiS bardzo się domagał. Ostatecznie jeden z liderów PiS - Ludwik Dorn, ówczesny szef MSWiA - na kolejne monity dziennikarzy odpowiedział, że akta te mają znaczenie dla bezpieczeństwa państwa i dlatego pozostaną tajne.

(źródło i całość)

Pisząc szczerze, z dużą przyjemnością czytam podobne teksty. Zawierają one esencję tego, co wyborcy próbowali odrzucić w roku 2005 i co po lustracyjnych spazmach, mimo sabotażu polityków z TK, w wielkich bólach, ale jednak się kończy - czego korowód wokół książki historyków IPN wydaje się być dobitnym dowodem.

Cóż więc mamy w tym konkretnym przypadku? Już sam początek jest charakterystyczny: ta-je-mni-ca (!). Identycznie, jak po propozycji Rywina - "my wiemy, jak było - a wam żuczki nic do tego. Nic o was bez nas". Jednym słowem - nie jest istotne sedno sprawy (czyli postawa L.W. - również w kontekście prawnym), tylko fakt, iż tajemnica powinna dalej skrywać wszystkie dotyczące całej historii szczegóły, a my - obrońcy - dalej będziemy mówić, co macie myśleć i jak oceniać wszelkie informacje. A najlepiej - ich brak.

Dalej jest tylko lepiej - akta dokumentujące nielegalne operacje urzędującego wówczas prezydenta na materiałach zgromadzonych przez SB na jego temat, zdaniem autora "G.W.", nie powinny być udostępnione IPN, gdyż akta UOP nie są dokumentami odnoszącymi się do funkcjonowania aparatu PRL. Urocze. Jednocześnie przy różnych okazjach próbuje nam się wmówić, że: aparat PRL fałszował dokumenty na swój własny użytek (czyli np. w roku '71 SB sfałszowała akta anonimowego robotnika z Gdańska... dla sportu - lub wiedząc, jaką rolę odegra w kolejnej dekadzie), aparat PRL jako źródło dokumentacji jest fałszywy z zasady (ale od jego liderów należy się "odpieprzyć", bo są "ludźmi honoru"... prawdziwymi) - gardźmy esbekiem (np. Stachowiakiem), ale współodczuwajmy z oberubekiem (np. Kiszczakiem). Na takim podejściu ufundowano oryginalną III RP. I tak jednak jego znaczenie jest raczej deklaratywne. Wszak Jacek Kuroń zarekomendował do pracy w UOP negatywnie zweryfikowanego, i inwigilującego go wcześniej, znanego z późniejszych "osiągnięć"na froncie demokratycznej walki z opozycją - płk. Lesiaka. Sam L. Wałęsa zaskakująco powielił ten schemat - wszak zasłużonego dla "Solidarności" majora Adama Hodysza na początku września 1993 z polecenia L. Wałęsy zastąpiono mjr Henrykiem Żabickim – byłym esbekiem, lektorem KW PZPR oraz członkiem egzekutywy POP gdańskiej SB. W 1989 r. funkcję jego zastępcy otrzymał kolejny weteran SB - kpt. Zbigniew Grzegorowski. W latach ‘80 obaj zajmowali się inwigilacją byłego szefa "Solidarności". W okresie 1989 – 1990 Żabicki i Grzegorowski zostali ściągnięci do BOR, by później bezpośrednio ochraniać ówczesną głowę państwa.

No i co to wszystko ma wspólnego z "aparatem PRL"? Absocholeralutnie nic.

Kolejna rzecz - zdaniem dziennikarza "G.W." szef ABW w poprzedniej kadencji konsultował z premierem aresztowanie B. Blidy. Jak dotąd dysponujemy relacją o spotkaniu szefów służb zajmujących się spawami wewnętrznymi, na którym omawiano najpoważniejsze prowadzone przez nie sprawy, J. Kaczyński wyraził znane oczekiwanie, by posłance SLD w trakcie zatrzymania nie zakładano kajdanek. Porażające.

Na koniec "wisienka na torcie". Inwigilacja prawicy - opus magnum - niekonwencjonalnej nieco polityki kadrowej w początkach III RP. "Prawda" P. Wrońskiego w tej sprawie "wędruje" równie zawiłymi drogami, jak w kwestiach wcześniejszych. Małe przypomnienie. Zawartość "szafy Lesiaka" odtajnił warszawski sąd okręgowy, więc w żadnym wypadku nie "pozostają tajne". Co więcej, dzięki powyższej decyzji sądu poznaliśmy wytyczne zespołu Lesiaka nt. inwigilacji J.Kaczyńskiego. Warto, po raz kolejny, zwrócić uwagę na niektóre punkty:

6. Życie intymne, czy jest homoseksualistą, jeżeli tak, to z kim jest w parze, czy jest to związek trwały.

7. Dane kobiety, przez którą J.K. zrezygnował z małżeństwa, co teraz ona robi, czy jest zamężna, czy utrzymuje z nią sporadyczne kontakty, czy jest prawdą, że łączyło ich uczucie, czy tylko uzasadnienie dla inności seksualnej.

17. Czy są znane fakty z życia J.K., które go kompromitują w sensie politycznym, czy popełnił przestępstwo (finansowe), za które mógłby odpowiadać procesowo.

Takimi sprawami w "demokratycznej" III RP zajmowali się niezweryfikowani byli esbecy, którzy swoje miejsce w "aparacie" zawdzięczali ludziom, których za komuny inwigilowali. Czyżby mieli przerobione podobne punkty w odniesieniu do swoich protektorów? Ile tupetu (w niektórych przypadkach - tupeciku ;) trzeba mieć, by prawić innym komunały, kiedy należy uznać, że jakiś esbek jest cyniczną świnią, a kiedy "państwowcem" (niedobrze się robi na samą myśl).

W erze miłości specjalistą od komentowania nieprawidłowości w WSI jest Dukaczewski, a o fałszywości dokumentów SB w mediach "głównego nurtu" przekonują Milczanowski z Czempińskim. A nie spytałby jakiś światły dziennikarz o "listę Milczanowskiego", albo tzw. "sprawę Olina"? Szkoda.

Warto spytać po raz kolejny - czy do "prawdy SB" odwołują się ci, którzy starają się badać jej archiwa, czy jednak ci, którzy zrobili wiele, by w początkach III RP "uszlachcić" esbeków (którzy ich samych inwigilowali!) w "nowym" aparacie lub biesiadowali i toczyli pogawędki w mediach z szefem wszystkich esbeków, czy jego bezpośrednim przełożonym - szefem junty, która wprowadziła stan wojenny, łamiąc nawet swój czerwony porządek prawny.

Jak napisałem na samym początku, cieszą mnie takie teksty, jak przytoczony wyżej. Można je najpierw poczytać, a później obejrzeć kolejny odcinek festiwalu L. Wałęsy w mediach elektronicznych, który przypomina produkcję Bollywood - albo posłuchać następnej dyskusji "moderowanej" przez "sztandarowych" dziennikarzy oryginalnej III RP, w której rzucają się oni na autorów książki, której nie czytali, i - co więcej - deklarują, że nie mają zamiaru tego robić. Taka gmina.

I te pytania - "a co TY robiłeś za komuny, że śmiesz się odzywać?!". Śpieszę z odpowiedzią - najczęściej pure z jajkiem sadzonym smażonym na "maśle roślinnym" (jajko na uklepanych na talerzu ziemniakach), bo na taki obiad najczęściej było mnie stać. Polecam.
Foxx
O mnie Foxx

foxx@autograf.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (33)

Inne tematy w dziale Polityka