Szereg komentarzy wywołał przeciek z tzw. "audytu" płk. Reszki w kontrwywiadzie wojskowym. Śmiechu co nie miara wywołuje sugestia, że w miejsce "fachowców" po Akademii im. F. Dzierżyńskiego w Moskwie, A. Macierewicz zatrudniał byłych harcerzy. O ile na potwierdzenie lub podważenie tego newsa musimy jeszcze chwilę poczekać (do oficjalnej informacji o wynikach kontroli), to nic nie stoi na przeszkodzie, by zająć się dość powszechnym rechocikiem niektórych polityków, wyborców oraz medialnych sojuszników Platformy Obywatelskiej.
Na początek oddajmy głos ministrowi spraw wewnętrznych, który tworzył Urząd Ochrony Państwa III RP.:
Najważniejszą i najtrudniejszą wydawała się wtedy reforma służb specjalnych. Była to armia 25 tys. ludzi noszących legitymacje SB, uchodzących za twardogłowych obrońców PRL. Wielu z nich miało na sumieniu nie tylko walkę z opozycją, ale i czyny, które w państwie prawa powinny być zakwalifikowane jako przestępstwa. Nic dziwnego, że pojawiły się sugestie, by sięgnąć po tzw. opcję zerową – rozwiązać dotychczasowe służby i stworzyć całkiem nowe struktury. Pojawiało się jednak pytanie: czy to wykonalne? Przecież państwo nie mogło pozostać – choćby i przez krótki czas – bez wywiadu i kontrwywiadu. A poza tym skąd pewność i gdzie gwarancja, że nowi funkcjonariusze będą lepsi – tak pod względem fachowym, jak nawet (co potwierdziło się w przyszłości) moralnym? Siłą rzeczy nowi ludzie w resorcie musieliby pochodzić „z łapanki”. Nie było bowiem tak, że do pracy w reformowanych służbach specjalnych ustawiały się tłumy chętnych. Charakterystyczne, że starsi działacze opozycji demokratycznej najczęściej odmawiali prośbom o pomoc – jednym z nielicznych wyjątków był Andrzej Milczanowski. Na służbę w resorcie godzili się zwykle ludzie poniżej 30-tki, zwykle z niezależnego harcerstwa oraz ruchu Wolność i Pokój. Sytuacja była więc trudna: trzeba było zlikwidować ogromny aparat przemocy oraz stworzyć służby dla demokratycznego państwa, a nie istniała żadna baza, na której można by się oprzeć. Kiedy nie wiadomo, jak się zachować i co robić, to najlepiej uciec się do zasad podstawowych i najprostszych metod. (...)
(
źródło i całość: K. Kozłowski w "Tygodniku Powszechnym")
To jednak nie wszystko. Przyjrzyjmy się, któż to należał do tego zacnego grona. Proponuję się skupić na młodych wtedy działaczach pacyfistycznej organizacji Wolność i Pokój, których akces do służb wydaje się jednak nieco bardziej egzotyczny, niż harcerzy. Oto head internetowej witryny WiP:
(
źródło)
Kogóż mamy na liście takich fachowców?
Konstanty Miodowicz - były szef kontrwywiadu Urzędu Ochrony Państwa, który zabiegał o przejęcie kontroli nad tzw. "grupą Lesiaka" podejmującą na początku lat '90 działania operacyjne wobec legalnej opozycji. Wpływowy poseł PO, inicjator tzw. "sprawy Jaruckiej".
Wojciech Raduchowski vel Brochwicz - barwna postać, o
której szczegółowo już pisałem. Dość przypomnieć, że ten młody wtedy działacz ruchu pacyfistycznego zajmował się weryfikacją SB-ków. Później: członek Rady Programowej PO oraz jednocześnie: członek zarządu jednej ze spółek R. Krauzego (Bioton) i pełnomocnik Janusza Kaczmarka w sprawie zarzucanego mu uprzedzenia A. Leppera o akcji CBA. Wcześniej znany z tego, że skontaktował Annę Jarucką z K. Miodowiczem, co ostatecznie zaowocowało wycofaniem się jednego z kandydatów z udziału w wyborach prezydenckich 2005.
Piotr Niemczyk - dyrektor Biura Analiz i Informacji Urzędu Ochrony Państwa (1990 - 93), zastępca dyrektora Zarządu Wywiadu Urzędu Ochrony Państwa (1993 - 1994), obecnie częsty komentator-"fachowiec" w mediach (głównie TVN24), gdzie opowiada głównie o... amartoszczyźnie nowych ludzi, którzy do służb trafili bez doświadczenia i dokładnego przeszkolenia.
Bogdan Klich - aktualny minister obrony narodowej, z wykształcenia psychiatra.
Na koniec rodzynek, niezwiązany (podobno - kontrowersje dot. roli w tzw. "inwigilacji prawicy", gdy był szefem Urzędu Rady Ministrów w rządzie H. Suchockiej)
Jan Maria Władysław Rokita.
Środowisko krakowskiego WiP w dużej mierze pokrywało się z NZS. I tu mamy bonusik.
Paweł Graś - do niedawna koordynator ds. służb w rządzie D. Tuska. Autor porównania CBA do Stasi.
Wychodzi więc na to, że cała awangarda (z wyjątkiem A. Milczanowskiego) dawnej prowałęsowskiej frakcji w służbach (obecnie: PO) to ludzie, którzy trafili do nich z pacyfistycznej organizacji o przekazie w rodzaju poniższej ulotki:
Ciekawy wątek pojawił się w tygodniku "Przegląd" nr 48:
(...)
Graś jeszcze nie zaczął funkcjonować, a już zaczęły zawalać się jego koncepcje personalne. A o tym, czy rzeczywiście się zawaliły - przekonamy się lada moment.
Otóż głównym jego protegowanym na stanowisko szefa ABW był gen. Maciej Hunia, były szef kontrwywiadu UOP, mający opinię - co potwierdzają nawet jego przeciwnicy - fachowca od łapania szpiegów, a nie polityka. Hunię postrzegano jako lidera tzw. grupy krakowskiej, czyli wywodzących się z Krakowa oficerów UOP, którzy na początku lat 90. przeszli przeszkolenie w szkole wywiadu OKKW w Kiejkutach i prawdziwą karierę zaczęli robić po 1997 r., za czasów rządów Jerzego Buzka. Co ciekawe, dobrze przeszli czasy rządów SLD, zaufaniem darzył ich SLD-owski szef ABW, Andrzej Barcikowski. Zwłaszcza w okresie rządu Marka Belki. Barcikowski (zresztą tak jak cała ówczesna ekipa) ustawiał się wówczas już pod nową władzę, a powszechnie sądzono, że będzie nią Platforma i "premier z Krakowa". W tym czasie Hunia należał do jego faworytów, w tym też czasie szefem biura kadr ABW został inny człowiek grupy krakowskiej, Andrzej Szczur-Sadowski. (...)
(
źródło)
Prawda, że nie jest to niespodziewanka? Natomiast interesujące, że pisze o tym wprost jeden z medialnych organów SLD. Co ciekawe - dalej możemy przeczytać, że w ramach tego "ustawiania się pod PO" Barcikowski godził się nawet na wyrzucanie dawnych SB-ków ze służb (wszak w 2005 Platforma miała "twarz" Rokity). Jakież musi być dzisiaj jego zdziwienie, gdy widzi że ex-funkcjonariusze SB i WSI są przywracani na stanowiska albo "rzucani na nowy odcinek"...
Zrozumiała jest furia obu niedawnych frakcji "służbowych" (peowskiej i czerwonej) wywołana nie tyle działaniami Macierewicza, co archiwizacją przez wspólną komisję likwidatorów WSI i naukowców z IPN tysięcy tomów tzw. "zbioru zastrzeżonego", które nie zostały przekazane Instytutowi (zgodnie z tworzącą go ustawą) ani w czasach, gdy ministrem obrony był J. Szmajdziński, ani... B. Komorowski.
Czuwaj.
PS Sponsorem serii "Reaktywacja" jest tad9
Inne tematy w dziale Polityka