foros foros
571
BLOG

Pierwsza wielka pronauczycielska reforma PiS

foros foros Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Niemal niezauważona przez opinię publiczną przemknęła pierwsza wielka pronauczycielska reforma PiS. Jest to reforma dwuelementowa:

1. Rozporządzenie min. Czarnka – przyszłego prezydenta RP – znoszące limit godzin nadliczbowych dla nauczycieli

2. Rządowa zapowiedź podwyżek w budżetówce o 6,6%

Zniesienie limitu godzin nadliczbowych oznacza stopniowy ale trwały wzrost płac w oświacie. Za 30h w tygodniu nauczyciel dyplomowany dostanie netto ok 1300 zł a miesięcznie ok. 5000 zł – czyli średnią krajową. Spełniony zostanie więc podstawowy i najważniejszy postulat strajku nauczycielskiego z 2019 i nieodmienny postulat wszystkich nauczycielskich związków zawodowych: podstawowa pensja nauczyciela równa średniej pensji w sektorze przedsiębiorstw. Jeśli dodamy do tego miks dodatków: stażowego, motywacyjnego, wychowawstwa to dochodzi kolejny 1000 zł: 6 tys. zł za 6 godzin lekcyjnych dziennie. To jest naprawdę dobry układ i myślę, że nikt z nauczycieli zainteresowanych pracą, rozwojem nie powinien na to narzekać, bo nigdy w III RP nauczyciele nie byli tak dobrze traktowani.

Jednak 6 tys. to jedynie wariant podstawowy. Po reformie czasu pracy prof. Czarnka limitem godzin pracy nauczyciela jest 40h w jednej szkole. Co to oznacza? Ano zarobki nauczyciela rzędu 7,5 tys. Czyli premier Mateusz i kolejni ministrowie edukacji nie będą już musieli kłamać – jak robili to wcześniej – że nauczyciel w PL zarabia ponad 7 tys. zł – to będzie mogła być rzeczywistość . Co prawda nie za 18h ale za 40h, ale jeśli ktoś chce dużo zarabiać, to trzeba dużo pracować. To oczywiste i sprawiedliwe. I żaden uczciwy człowiek nie będzie się od tego uchylać.

W reformie jest oczywiście haczyk. Musi być w szkołach odpowiednia liczba godzin. Ale o to zadbał już cały rząd Mateusza Morawieckiego ogłaszając, ze wzrost płac w budżetówce będzie wynosił 6,6%, czyli nie tylko pensje młodych nauczycieli będą poniżej minimalnej krajowej, ale również mianowanych. Oznacza to praktyczną blokadę wejścia do zawodu dla wszystkich prócz tych którzy bardzo chcą być nauczycielami i dlatego zgadzają się na życie przez przynajmniej 4 lata w trudnych warunkach materialnych mimo tego, że są po studiach.

Osobiście bardzo popieram tę reformę PiS, przede wszystkim dlatego, że jest dobra, jest ona bardzo zbliżona m.in. do tego, co sam kiedyś proponowałem. Moja propozycja była taka, by stworzyć 2 korpusy: nauczycielski i pomocniczy. Członkowie Korpusu Nauczycielskiego byliby cywilnymi oficerami państwa polskiego: mieli wysokie pensje, opiekę państwa a w zamian dużo lekcji w szkole, dyspozycyjność i gotowość do pracy społeczno – oświatowej po lekcjach zgodnej z wytycznymi przedstawiciela rządu w terenie. A w skład Korpusu Pomocniczego wchodziłyby np. osoby wchodzące do zawodu; młode mamy, które chcą opiekować się własnymi dziećmi ale jednocześnie mieć jakąś pracę; żony swoich mężów (mężowie swoich żon), które prócz błyszczenia w towarzystwie, rajdów po galeriach chciałyby też coś robić, mieć jakąś emeryturę, udzielać się zawodowo; ludzie dorobieni, specjaliści, którzy mają trochę wolnego czasu i chcą podzielić się swoimi doświadczeniami, dorobkiem z młodymi adeptami (ciągle są tacy ludzie w PL). Członkowie tego korpusu pracowaliby na dotychczasowych zasadach: 18h za symboliczną pensję.

Jednak ta reforma PiSowska jest jeszcze lepsza od tego co ja proponowałem i bardziej przypomina to co w dyskusji pod notką proponował bloger Marek1taki, czyli utworzenie z zawodu nauczycielskiego rzemiosła. Mamy okres terminu (nauczyciel bez stopnia pracujący za bardzo niską płacę) czeladnictwa (mianowany) i wyzwolenie na mistrza (dyplomowany). Czeladnictwo i mistrzostwo może dać już całkiem spore dochody – oczywiście jeśli jest praca czyli godziny, ale tak to jest w rzemiośle. Dodatkowo mistrzowie (dyplomowani) mają płace gwarantowaną na poziomie pensji robotnika (18h + dodatek stażowy – na dziś ok. 4 tys. netto).

Ogólna myśl tej reformy jest też zgodna z najlepszymi polskimi wzorami czyli modelem nauczyciela II RP. Tam też był okres terminu trwający też podobny czas 3 czy 4 lata (nie pamiętam dokładnie) gdzie młody adept nauczycielski zarabiał bardzo marne pieniądze żyjąc w bardzo marnych warunkach. Kto to przetrwał i sprawdził się wyzwalany był na pełnego nauczyciela, a wtedy jego status materialny i społeczny zmieniał się radykalnie: na człowieka zamożnego (nie bogatego, zamożnego), obdarzonego (wraz z rodziną) wysokim szacunkiem i bardzo dużymi przywilejami socjalnymi cywilnego oficera państwa polskiego.

Oczywiście w aktualnej PiSowskiej reformie brakuje tego przeskoku – awansu z prawdziwego zdarzenia: z nizin społecznych do klasy średniej, ale zrobiony został zaczyn: człowiek, który chce utrzymywać się z pracy nauczyciela w szkole i nie być pariasem ma na to nie tylko szansę ale otwartą, szeroką drogę. Jeśli chce zarabiać dużo to proszę bardzo: w zamian za dużo pracy, jeśli średnio to średnio, a jeśli nie zależy mu na pieniądzach ale dotrwaniu do emerytury albo socjalizacji to i dla takich jest miejsce. Jednym słowem pełny uniwersalizm.

Oczywiście jest też stare polskie przysłowie: nie chwal dnia przed zachodem słońca. Może reformy, o której mówię nie ma a jest jedynie przypadkowa wypadkowa różnych czynników, która zakończy się gdy ustaną składowe (choć , widać dużą konsekwencję i stałość na obu kierunkach: wyższe wynagrodzenia za więcej pracy i blokady wejścia do zawodu). Cały czas jest też ona - jeśli jest – palcem na wodzie pisana, bez stabilnej podbudowy ustawowej, na zasadzie: będzie PIS będzie dobrze, nie będzie PiS to zobaczycie jak będzie.

Z PiSem też nigdy – zwłaszcza w okresie kampanii wyborczej - nie wiadomo co zrobi (jak to mówił o. Rydzyk: należy umawiać się tylko z oboma Kaczyńskimi na raz nigdy z jednym). Partia ta ma taktykę by część obietnic spełniać, część spełniać nieterminowo, a często jedynie podpuścić ludzi do czynu by potem usunąć się do roli obserwatora lub rozjemcy, ale na polskim rynku politycznym to i tak sporo. Zaś obecny minister oświaty prof. KUL Przemysła Czarnek to niewątpliwe człowiek o wysokiej inteligencji, sprawności, kulturze i dzięki tym talentom ma wielką łatwość i robienia rzeczy dobrych, i skutecznego okłamywania i oszukiwania wyborców i nauczycieli z czego wielokrotnie korzystał dochodząc do wysokiej wprawy.

 Ogólnie antynauczycielska (czyli antyszkolna) polityka PiS jest więcej niż oczywista. Składają się na nią konsekwentne i skuteczne starania by obniżyć prestiż i status nauczyciela w społeczeństwie, konsekwentnie podejmowane próby skłócenia nauczycieli z dyrektorami szkół oraz pogłębianie podziałów, skłócenia i atomizacji środowiska nauczycielskiego. Należy jednak być uczciwym i jeśli pojawiają się posunięcia korzystne i po prostu dobre to należy je i dostrzegać i wspierać. I tak jest w przypadku tej reformy. Pierwszej prawdziwej i korzystnej dla nauczycieli (czyli dla szkoły) reformy pragmatyki nauczycielskiej w III RP. Bez położenia podstaw pod przynajmniej średni status materialny nauczycieli nie da się utrzymać ciągle wysokiego – na tle innych – poziomu kształcenia w PL (przypomnijmy: wg wszelkich badań porównawczych mamy oświatę powszechną na poziomie pierwszej trójki w UE, pierwszej dziesiątki na świecie, polscy uczniowie jako nieliczni – nie wiem czy nie jedyni – w UE mają medalistów międzynarodowych olimpiad przedmiotowych we wszystkich przedmiotach ścisłych i przyrodniczych, w matematyce młodzi Polacy jako jedni z nielicznych są w stanie podjąć konkurencję ze skośnooką Azją).

A że na dobro należy odpowiadać dobrem to poniżej pomysł jak z zyskiem dla partii PiS i dla osobistej kariery min. Czarnka podjąć działanie celem rozwiązania problemu rzeczywistych wartości pensji nauczycielskich w dużych miastach i na prowincji.

Oryginalny nie będę. Należy wykorzystać doświadczenia tego co najlepsze w polskiej edukacji czyli II RP, ale ubogacone przez teraźniejsze członkostwo w UE.

Czyli:

Tak jak w II RP należy utworzyć dodatki wielkomiejskie dla nauczycieli celem wyrównania kosztów utrzymania. Dodatki te byłyby wpłacane przez samorząd ale refundowane przez MEiN (jak UE z KPO)z funduszu powiedzmy im. Jana Pawła, czy KEN – np. ze składek spółek skarbu państwa ministra Sasina oraz tych firm prywatnych, którym zależy na oświacie w PL. MEiN refundowałoby od 50 do, powiedzmy, 150% dodatku. Minister decydowałby o wysokości refundacji. Aby zobiektywizować decyzję Ministra doradzałaby mu Rada Oświatowa. W skład Rady wchodziliby w równej proporcji rektorzy najlepszych uczelni wyższych, szkół średnich i podstawowych, przedstawiciele sponsorów oraz eksperci powołani przez Ministerstwo (np. 8 rektorów, 4 dyrektorów szkół średnich – 2 z LO 2 z zawodówek, 4 dyrektorów podstawówek, 8 przedstawicieli sponsorów i 11 kolegów min. Czarnka). Minister podejmowałby decyzję na podstawie rekomendacji Rady.

Zauważmy, że mamy tutaj sytuację win-win-win-win. Rząd zaproponowałby skuteczne rozwiązanie nabrzmiałego problemu – to „win” dla rządu. Nauczyciele mogliby dostać wyższe wynagrodzenia – to „win” nauczycieli i szkoły, a jeśli nie to pojawia się szansa skłócenia ich z samorządami, ew. zasiania kwasów między samorządami dużych miast i osłabienia tam PO, z równoległym wsparcia swoich – to „win” dla PiS (ale, oczywiście przede wszystkim dla Ojczyzny, bo wiadomo, tam gdzie rządzi PiS jest lepiej dla PL, a gdzie nie rządzi to gorzej). A jaki mógłby być z tego „win” dla człowieka o zdolnościach prof. Czarnka to już jest oczywiste.


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj4 Obserwuj notkę
foros
O mnie foros

</ script> WAU_small ('33nm7mbknmq3 ") </ script > a counter

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo