1. Próba sprowadzenia wojny politycznej do szkół poprzez nadanie kuratorowi uprawnień do skutecznego zawieszenia dyrektora szkoły.
Mowa tutaj o przepisie:
w art. 85t po ust. 1 dodaje się ust. 1a w brzmieniu:
„1a. W sprawach niecierpiących zwłoki związanych z zagrożeniem bezpieczeństwa uczniów w czasie zajęć organizowanych przez szkołę organ sprawujący nadzór pedagogiczny może wystąpić do organu prowadzącego szkołę z wnioskiem o zawieszenie nauczyciela pełniącego funkcję dyrektora szkoły przed złożeniem wniosku o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego. Wniosek złożony w tej sprawie przez organ sprawujący nadzór pedagogiczny jest wiążący dla organu prowadzącego szkołę.”;
Co to za sprawy niecierpiące zwłoki? Wyjaśnia to uzasadnienie do ustawy:
W ramach nadzoru pedagogicznego jest dokonywana ocena stanu przestrzegania przez szkołę lub placówkę przepisów prawa dotyczących działalności dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej oraz innej działalności statutowej szkoły lub placówki.
W przypadku szkół i placówek niepublicznych problemy w sprawowaniu nadzoru pedagogicznego polegają na braku możliwości przeprowadzenia w szkole lub placówce niepublicznej czynności z zakresu nadzoru pedagogicznego. Sytuacje takie są spowodowane unikaniem kontaktu z organem sprawującym nadzór pedagogiczny przez dyrektora szkoły lub placówki niepublicznej albo osobę prowadzącą (często to ta sama osoba), brakiem odpowiedzi na pisma przesyłane do dyrektora (osoby prowadzącej), nieudostępnianiem dokumentacji w trakcie wykonywania czynności nadzoru pedagogicznego w szkole lub placówce.
Uniemożliwianie przeprowadzenia w szkole lub placówce niepublicznej czynności z zakresu nadzoru pedagogicznego nie jest częstym zjawiskiem, jednak nie można, biorąc pod uwagę znaczenie nadzoru pedagogicznego, pozostawić kuratora oświaty bez skutecznych środków oddziaływania w takich przypadkach.
Powiedzmy sobie szczerze, jeśli dyrektor nie chce pokazać papierów kontroli kuratoryjnej to jest wiele sposobów by go do tego zmusić. Np. interwencja policji lub inne sposoby. Nie trzeba do tego odwoływać dyrektora. Jeśli zaś zdarzyłby się fakt taki, że dyrektor nie wykonuje zaleceń kuratorium to być może wynika to z faktu, że zalecenia te są zwyczajnie głupie i szkodzą uczniom. A to dyrektor i nauczyciele a nie kurator i minister ponoszą pełną osobistą, cywilną i karną odpowiedzialność za wszystko co dzieje się w szkołach. Przełożonym dyrektora jest dziś wójt, a nauczyciele podlegają dyrektorowi. Tutaj więc - w aktualnej sytuacji - rozstrzygać powinien organ niezależny czyli jakiś sąd.
Oczywiście w aktualnej sytuacji, czyli takiej w której państwo zrzekło się odpowiedzialności za edukację i przekazało ją samorządom. Inaczej byłoby, gdyby to państwo wzięło odpowiedzialność za edukację na swoje barki czyli wybierało i zatrudniało dyrektora i nauczycieli, płaciło im wynagrodzenia, decydowało o metodach wychowania i kształcenia. Nic takiego nie ma jednak miejsca. Za to wszystko odpowiadają albo samorządy albo poszczególne szkoły.
Osobiście byłbym zwolennikiem tego, by oświata byłą w PL domeną państwa polskiego. Ale tylko wtedy gdy władza wiąże się z odpowiedzialnością za oświatę. Tymczasem PiS poprzez Czarnka chce oświatą zarządzać ale całą odpowiedzialność zrzucać na barki innych. Nie jest to postępowanie ani etyczne ani godne. Tyle władzy ile odpowiedzialności - tak to powinno wyglądać.
Gdyby jeszcze to zarządzanie obmyślone było jakoś porządnie, z głową możnaby rozważyć i takie wyjście - dobro ucznia na czele. Tymczasem jest odwrotnie. Lex Czarnek 2.0 może spowodować w szkołach olbrzymi bałagan i wojny polityczne. Taka jest bowiem konsekwencja przepisów, które pozwalają odwołać dyrektora szkoły i kuratorowi, i wójtowi/burmistrzowi jednocześnie. W dodatku to wójt/burmistrz decyduje o uposażeniu i poziomie zatrudnienia. Tylko głupek nie widzi niebezpieczeństw jakie niesie ze sobą taka sytuacja. Bo kto najbardziej ucierpi na walkach politycznych w szkołach? Nie kurator i nie wójt. Im włos z głowy nie spadnie. Nie dyrektor i nie nauczyciele. Oni swoje pensje dostaną. Wszystkie niepokoje w szkole zawsze - koniec końców - skupiają się na uczniach i oni obrywają najbardziej, nawet wtedy gdy tego nie czują.
Last but not least: przepisem tym min. Czarnek usiłuje oszukać prezydenta Dudę. Otóż minister oświaty ujawnił, że jednym z powodów weta prezydenckiego dla pierwszego Lex Czarnek była możliwość odwoływania dyrektora szkoły przez kuratora. Teraz ta możliwość miała zostać usunięta i zastąpiona wnioskiem o zawieszenie dyrektora do organu prowadzącego. Zwróćmy jednak uwagę na przepis: jest to wniosek wiążący - czyli taki którego samorząd nie może odrzucić. Czym to różni się od zwolnienia dyrektora? Jeśli chodzi o realia to niczym. Widać więc, że prof. Czarnek po raz drugi firmuje poddawanie próbie prezydenta i w przypadku kolejnego weta będzie na kogo zrzucić odpowiedzialność w oczach tego mniej trybiącego elektoratu.
2. Próba zdławienia prawdziwej edukacji zdalnej wyrosłej na bazie tzw. edukacji domowej.
Edukacja zdalna ostatnich lat dla wielu była przykrym doświadczeniem. M.in. z tej prostej przyczyny, że robiona była po partyzancku, bez przygotowania, bez wzorców a początkowo również bez żadnych narzędzi. Jej największym błędem było to co zdawało się jej atutem: próba przeniesienia zwykłych zajęć w szkole 1:1 do przestrzeni wirtualnej. Tymczasem prawdziwa nauka zdalna polega nie na lekcjach online tylko na opracowaniu atrakcyjnych materiałów edukacyjnych i ćwiczeń do nich, które uczniowie wykonują samodzielnie i w wybranym przez siebie czasie, potem nauczyciel je sprawdza. Uczeń ma też prawo do indywidualnych czy grupowych konsultacji z nauczycielem, który tłumaczy trudniejsze zagadnienia i to jest core takiej nauki. Zaś tzw. lekcje online są jedynie uzupełnieniem, dodatkiem.
Oczywiście w warunkach pandemii przeprowadzenie tej prawdziwej zdalnej nauki było niemożliwe, bo brakowało odpowiednich materiałów edukacyjnych. I oto stał się cud. Na bazie tzw. edukacji domowej powstały prywatne szkoły tworzące prawdziwą naukę zdalną: z materiałami, po polsku, podzieloną na jednostki lekcyjne dostosowane do aktualnej podstawy programowej, sprawdzane na bieżąco na uczniach i akceptowane przez nich. Coś na co MEiN powinien wydać dziesiątki jeśli nie setki milionów złotych zrodziło się samo i w ramach aktualnych funduszy bez żadnej dodatkowej złotówki.
Co na to MEiN? Chucha i dmucha by podtrzymać tlący się ognik? Pobiegł dać na Mszę, by podziękować Bozi i Panu Bogu za to, że zrobili robotę, którą MEiN powinien był zrobić już dawno? Oczywiście nie. MEiN - pod przywództwem prof. KUL Przemysława Czarka - postanowił rozwalić cud bejsbolem.
Dlaczego prawdziwa nauka zdalna jest bardzo ważna i cenna?
a. wzgląd strategiczny
Po co władze RP rozdają szkołom i innym instytucjom tabletki z jodkiem potasu? Bo ryzyko opadu popromiennego jest realne. Nie możemy wykluczyć, że Rosja zaryzykuje i zrzuci bomby atomowe. Gdzie? Strategicznie jednym z najlepszych miejsc jest granica ukraińsko - polska. Bo tędy idzie pomoc z Zachodu dla UKR - pomoc dzięki której Ukraina istnieje, walczy a nawet wygrywa. Co stałoby się wtedy ze szkołami w przygranicznych województw? Normalne zajęcia? Bez żartów. Byłaby tam nauka zdalna nie wiadomo jak długo. Podobnych sytuacji możnaby wymyśleć znacznie więcej. W tej sytuacji posiadanie sprawnego, przećwiczonego, aktualnego, całościowego modelu nauki zdalnej w języku polskim staje sie dobrem strategicznym. I nie można go niszczyć przez głupotę, świrowanie nieodpowiedzialnych ministrów.
b. niewydolność polskiego systemu wychowawczego
III RP pozbyła się ze swych barek odpowiedzialności za wychowanie młodych pokoleń. Zrzuciła ją na samorządy. Te zaś na nauczycieli, którym jednocześnie państwo polskie odebrało dotychczasowe narzędzia i uprawnienia wychowawcze do tego stopnia, że nauczycielom pozostał jedynie ich autorytet + to co sami sobie lokalnie wypracowali. Taka jest geneza kryzysu wychowania w szkole III RP, symbolem którego był nauczyciel z koszem na głowie. Rządy PO i II PiS kryzys ten pogłębiły weszły bowiem z spory płacowo - emerytalne ze środowiskiem nauczycielskim i by konflikty te zwyciężyć rozpoczęły cykliczną akcję hejtu wobec nauczycieli, która trwa do dziś. Efektem jest duża niewydolność wychowawcza szkoły. 60% polskich uczniów nie lubi szkoły. Bardzo wielu z nich wskazuje na przemoc, brak porządku, bezradność nauczycieli. W mediach cyklicznie ukazują się materiały o nastoletnich chuliganach terroryzujących szkoły, wobec których system państwa jest bezradny. Jedynym skutecznym sposobem na te sytuacje jest odseparowanie uczniów sprawiających problemy od reszty. I to się dzieje. Tym wentylem bezpieczeństwa jest tzw. nauczanie indywidulane (czyli fundowane przez państwo korepetycje ze wszystkich przedmiotów). Kieruje się na nie przede wszystkim dzieci z tzw. fobią szkolną (boją się chodzić do szkoły) oraz tychże chuliganów. Dochodzą do tego dzieci z róznymi niepełnosprawnościami, deficytami - takimi czy innymi. Dla tych wszystkich uczniów nauczanie zdalne mogłoby być bardzo ciekawą alternatywą. Bo oprócz kontaktu z nauczycielami dawałoby im również przynajmniej namiastkę kontaktów z rówieśnikami, jeśli nie bezpośrednio i nie twarzą w twarz to przynajmniej przez awatara. Dlaczego więc to niszczyć? Dlaczego rozwalać? Stawiać tamę? Jest to dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Wg portalu onet z nauki zdalnej via nauczanie domowe korzysta dziś 30 tys. uczniów.
Choćby więc z tych dwóch względów: strategicznego oraz łatania deficytów systemu oświatowego Ministerstwo powinno naukę zdalną wspierać, suto dofinansowywać. Jednak pod warunkami:
a. wytworzone materiały edukacyjne, wraz oprawą, będą mogły być wykorzystane przez Ministerstwo dla dobra publicznego w sytuacjach nadzwyczajnych
b. Ministerstwo powinno wyznaczyć ekspertów na bieżąco wspomagających wytwarzanie materiałów edukacyjnych i oceniających je - tak by w razie czego istniał korpus najlepszych
c. egzaminy zdalne powinny odbywać się pod kuratelą CKE, celem wypracowania optymalnego, docelowego modelu takiego egzaminu - jako alternatywy w sytuacjach krytycznych i losowych.
Gdyby tak postąpiło Ministerstwo, to możnaby powiedzieć, że są tam jacyś ludzie umiejący myśleć perspektywicznie - jak na edukację przystało. A nie karierowicze żyjący bieżączką.
Mam nadzieję, że posłom PiS zostało choć trochę oleju w głowie i charakteru i odrzucą Lex Czarnek 2.0. A jeśli nie to trzeba pokładać nadzieję w prezydencie Andrzeju Dudzie.
PS.
Bardzo możliwe, że Lex Czarnek jest jedynie teatrzykiem jaki PiS rozgrywa przed wpływową częścią swojego elektoratu, którego nie chce utracić. Chodzi o elektorat, który na poważnie chce postawienia jakiejś tamy dla organizacji promujących w szkołach LGBT. Dla PiS taka ustawa mogłaby być bardzo niewygodna, choćby z tego powodu, że podobna ustawa na Węgrzech została zaskarżona do TSUE i efekt tej skargi jest łatwy do przewidzenia. Czy to dla Węgier czy dla PL. Ale ryzyko utraty ważnego elektoratu w obliczu wyborów jest jeszcze bardziej niewygodne. Stąd sensownym rozwiązaniem wydaje się teatrzyk: dajmy ustawę jaką oni chcą, ale też taką by "zły" Duda ją zawetował. I popłyną obietnice: po wyborach to my już na pewno!!!!!! Tak też wygląda ta regulacja, bo zawiera, nie wprost, przepisy na które prezydent wskazywał jako powody pierwszego weta: i kurator, i wójt/burmistrz mogą odwołać dyrektora szkoły. A uderzenie w edukację domową - na której zależy głównie środowiskom katolickim - ma być hamulcem: chcecie tamy dla LGBT? Jest to również tama dla edukacji domowej. W takim przypadku, dla wielu z tych środowisk ew. weto prezydenta Dudy byłoby wówczas znacznie bardziej strawne. Przy okazji środowiska katolickie zostałyby podzielone by osłabić ich wpływy wewnątrz PiS
W związku z tą linią przypomnijmy, że prezydent złożył swój projekt nowelizacji, który załatwia tylko i wyłącznie kwestie związane z wchodzeniem organizacji do szkół nie dotykając innych spraw. Mądrzy ludzie mogą wiec bardzo łatwo zobaczyć o tak na prawdę chodzi.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo