Dziś w W-wie na Bielanach miejski autobus staranował latarnię i 4 samochody osobowe. Jedna pasażerka poszkodowana. 2 tygodnie wcześniej autobus tej samej firmy spadł z wiaduktu, 1 osoba zabita, 17 w szpitalu. Przy kierowcy znaleziono woreczek z amfetaminą. Sprawca dzisiejszego wypadku twierdzi, że zasnął za kierownicą. Okazuje się jednak, że jest podejrzenie, że i on zażywał narkotyki (wykryto narkotyk w próbce śliny), skierowany został na badania krwi.
W normalnej firmie, już po pierwszym wypadku byłby taki kipisz, że wszystko musiałoby być na tip-top. A tutaj? Widać, że jest problem z kierownictwem i to na dwóch szczeblach. Jeden to szczebel firmy. Żadna porządna firma nie pozwoliłaby sobie na coś takiego. Widać niemieccy właściciele inne zasady stosują u siebie, inne w koloniach (właściciel Arrivy to Deutche Bahn).
Drugi szczebel to szczebel miasta. Za dużo tych awarii w W-wie pod Trzaskowskim. I ścieki, i ciepłownia i kanalizacja, teraz autobusy. Jak to się mówi: kota nie ma myszy harcują. Jak pracownicy (podwykonawcy) czują, że szef jest miękki, boi się i i tak nic im nie zrobi to sobie odpuszczają. Tyle o sposobie zarządzania miastem przez obecnego prezydenta. Jak zauważył któryś z dziennikarzy: zawsze gdy jest sytuacja krytyczna Rafał Trzaskowski robi unik lub chowa się. I pracownicy to czują.
Inne tematy w dziale Polityka