Ponad rok temu, po wszechogarniającej kraj inbie związanej z Markiem Niedźwieckim i jego Listą Przebojów Programu Trzeciego, popełniłem na swoim blogu pewien tekst. Skupiłem się w nim niemal wyłącznie na pobojowisku, które było pokłosiem m.in. wspomnianej afery. Celowo nie poruszałem wówczas kwestii związanych z intencjami i rzeczywistą rolą Marka Niedźwieckiego w tej sprawie – zachowałem swoje zdanie dla siebie, odnosząc się do pełnego kontekstu ówszesnej sytuacji w Trójce. Dziś jednak, w świetle informacji które zostały ujawnione na portalu gazeta.pl, postanowiłem niejako uzupełnić zeszłoroczną notkę.
Marek Niedźwiecki był broniony przez wielu swoich kolegów, zarówno „z branży” jak i z macierzystej stacji, z całego serca. Nikt z broniących nie miał choćby najmniejszych wątpliwości co do tego, iż popularny ‘’Niedźwiedź’’ jest czysty jak łza, i że nie mógł mieć choćby najmniejszego udziału w manipulowaniu przy Liście. Wielu muzyków „rozdzierało szaty”, publikując w mediach społecznościowych oświadczenia z żądaniem zaprzestania emisji ich utworów na antenach Polskiego Radia.
Dziś jednak próżno szukać najdrobniejszego choćby śladu zeszłorocznego wzmożenia. Media głównego nurtu, krzyczące wówczas swoimi nagłówkami o cenzurze, dziś ledwie napomykają o wyciekłych mailach. Mailach, z których jasno wynika, że Lista Przebojów była przez Marka Niedźwieckiego prowadzona uznaniowo. A głosy słuchaczy, na których rzekomo cały projekt miał się opierać, nie miały w tym przypadku, delikatnie mówiąc, wiodącego znaczenia.
Trudno mi oceniać, jak bardzo istotny był w tym przypadku aspekt ekonomiczny. Nie wiem, czy Marek Niedźwiecki otrzymywał jakiekolwiek wynagrodzenie w zamian za umieszczanie danych utworów na konkretnych miejscach Listy. Wielu publicystów publikowało podobne tezy tuż po wybuchu całej afery. Ja jednak chciałbym skupić się w tym miejscu na nieco innym aspekcie sprawy.
Nie pierwszy to bowiem raz, gdy ktoś z naszego rodzimego ‘’świecznika’’ zostaje przyłapany na kłamstwie. I również nie pierwszy to raz, gdy z ust głównego winowajcy całego zajścia nie słyszymy słowa ‘’przepraszam’’.
Z maili, do których dotarł portal gazeta.pl, można wysnuć jeden, konkretny wniosek: Marek Niedźwiecki świadomie ustawiał kolejność utworów w Liście Przebojów. Nie ma co do tego w zasadzie żadnych wątpliwości. Jednak co najistotniejsze, Niedźwiecki (prawdopodobnie nie zdając sobie sprawy z tego, iż dyrekcja Polskiego Radia ma dostęp do wspomnianych wiadomości) nie posiadając się z oburzenia pozwał w ubiegłego roku Polskie Radio, domagając się „[...] m.in. publikacji przeprosin na portalu internetowym Polskiego Radia, odczytania ich na antenach radiowej Trójki i Polskiego Radia 24, a także wpłaty po 10 tys. zł na fundację Lekarze Lekarzom.[...]’’. Pozew ten, został przez byłego dziennikarza Trójki wycofany trzy tygodnie temu, na mocy ugody pozasądowej. W lakonicznym oświadczeniu twórcy Listy możemy przeczytać, iż ‘’Mój spór sądowy z Polskim Radiem, Agnieszką Kamińską oraz Tomaszem Kowalczewskim nie będzie kontynuowany, a strony postanowiły nie podtrzymywać wzajemnych zarzutów.’’
Co to wszystko może oznaczać w praktyce? Ano najprawdopodobniej to, że Niedźwiecki w obliczu maili ewidentnie wskazujących na jego ‘’majstrowanie’’ przy Liście, postanowił wycofać się rakiem z całej sprawy, mając nadzieję że o tym, co ponad rok temu rozgrzewało pół Polski do czerwoności, dziś nikt już nie będzie pamiętał. Pech chciał, że rzeczona korespondencja wyciekła do mediów. Stawiając jedną z legend z Myśliwieckiej w bardzo niekorzystnym świetle.
Niekorzystnym, bowiem Niedźwiecki świadomie brnął w karkołomne tłumaczenia o ‘’konieczności ręcznego sterowania” głosami słuchaczy, co miało być spowodowane rzekomymi kłopotami z systemem informatycznym. Proszę wybaczyć, ale pierwszą analogią która w tym miejscu nasunęła mi się niemal automatycznie, jest ta związana z Lechem Wałęsą, i jego legendarnymi już ‘’wyjaśnieniami’’ dotyczącymi współpracy z bezpieką. Co więcej, trudno mi uwierzyć w to, że wszyscy zeszłoroczni obrońcy dziennikarza nie mieli świadomości tego, jak było naprawdę. Najpewniej prawda na temat Listy, a także tego jak ona jest kształtowana, została otoczona swego rodzaju omertą. W mojej ocenie tym gorzej świadczy to o wszystkich tych, którzy w obronę Niedźwieckiego gorliwie się zaangażowali.
Jednak gorsza od samej manipulacji, jakiej dopuścił się Marek Niedźwiecki rękoma swojego wydawcy, jest świadoma obłuda w jaką brnął niemal do samego końca. Mimo świadomości swoich działań, i słuszności zarzutów jakie mu stawiano, nie tylko nie zadowolił się on samym demonstracyjnym odejściem ze stacji na znak ‘’protestu’’, za to jak (rzekomo) został potraktowany – postanowił dodatkowo upokorzyć zarząd PR, żądając w swoim pozwie publikacji przeprosin na portalu Polskiego Radia, a także wygłoszeniu ich na antenie Trójki oraz Polskiego Radia 24. Wiele osób publicznych stawało w jego obronie, stając się (świadomie bądź nie) elementami pewnej wojny, która została wówczas rozpętana.
Ostatecznie jednak się przeliczył. Prawda, choć przypadkiem, wyszła na jaw, a pycha została skarcona. Niestety, jest to jeden z bardzo niewielu podobnych przypadków w III RP.
Inne tematy w dziale Kultura