Walka polityczna w polskiej kampanii wyborczej trwa w najlepszym. Najważniejsze /najliczniejsze/ dwa obozy polityczne spod znaku Zjednoczonej Prawicy (faktycznie PiS) i Koalicji Europejskiej (faktycznie PO) wzajemnie prześcigają się w akcjach postponowania konkurenta politycznego głównie zarzutami chciwości materialnej zaspakajanej korzystnymi „machlojkami” prawno finansowymi praktykowanymi w czasach swoich rządów.
Rządy PiS powołały aż trzy komisje sejmowe /do spraw: reprywatyzacji nieruchomości warszawskich, Ambel Gold i podatku VAT/ z intencjami udowodnienia politykom rządzącej wtedy PO niegospodarności z wyraźnym podtekstem korzyści osobistych liderów „grupy trzymającej władzę”.
Wnet okazało się, że aktualny obóz „trzymający obecnie władzę” też pląta się w przedsięwzięciach polityczno-biznesowych z wyraźnym tłem osobistych korzyści dygnitarzy tego obozu.
Opozycja (PO) z zarzutami obecnych komisji śledczych sejmu (PiS) odgraża się więc logicznie, że po zdobyciu władzy natychmiast powoła Śledcze Komisje Sejmowe w sprawie skandali finansowych dot. obecnej władzy, np. tzw. afer: KNF, NBP, „Srebrna’.
Ten smutny obraz zalewa prasę intrygującymi tytułami. Na przykład wczorajsza GW /20. maja/ nadtytułem „Śledztwo „Wyborczej” i kolubrynowym tytułem „Jak uwłaszczył się Morawiecki” opisuje nabycie w 2002 r. przez premiera z żoną od wrocławskiego Kościoła pod władzą kardynała Henryka Gulbinowicza 15 ha podwrocławskich gruntów, bardzo atrakcyjnych inwestycyjnie za „dziwnie” niską cenę 700 tys. zł. o 0becnie aktualnej wartości 70 milionów zł. Gazeta podnosi też dokonaną przez małżeństwo premiera spektakularną operację rozdzielności majątkowej małżonków skutkiem czego właścicielką kupionego gruntu zastała żona premiera, co skutkuje brakiem obowiązku wykazania tego kapitału w oświadczeniu majątkowym pana premiera. I bez tego majątek wykazany przez p. premiera jest pokaźny, bo wynosi - bagatela - ok. 7 mln zł.
Po co politycy robią to wszystko? Głównie po to, żeby bałamucić wyborców sloganami o ich politycznej misji znaczonej wyłącznie dbałością o interes społeczny w imię podnoszenie standardu życia Polaków przy własnej bezinteresowności w korzyściach „z bycia przy władzy”! Oni udają (wszyscy) że są wierni sloganowi Jarosława Kaczyńskiego, że do polityki nie idzie się dla pieniędzy.
Jak obłudną i bałamutną owa postawa naszych mandatariuszu parlamentarnych w świetle świadectwa ich osobistego bogactwa demaskującego udawanie skromności majątkowej i „współczujących” postaw dla rodaków z dalekich pozycji statusu majątkowego „klasy politycznej”.
Tę wymowną obłudę zdemaskowała TVN24 publikacją oświadczeń majątkowych europosłów:
Jerzy Buzek: 286 tys. euro /1,2 mln zł./, 2 mln zł., mieszkania wartość 140 tys. zł., Ryszard Czarnecki: 984 tys. zł., 16,8 tys. euro, dwa mieszkania w Polsce warte ponad 3 mln zł. i jedno za granicą warte 210 tys. euro, Adam Gierek: 1,2 mln zł., 100 tys. euro. dwa domy o metrażu 180 m2 i 350 m2 (wartości nie podano), Beata Gosiewska: 3,2 mln zł., akcje spółkowe 156 tys. zł., Andrzej Grzyb: 1,3 mil zł., 301,5 tys. euro, Danuta Huebner: 500 tys. zł., 1,2 mln euro, 4 tys. dolarów, 13,3 franków szwajcarskich, dom o wartości 700 tys. zł., mieszknie wartości 400 tys. zł, Karol Karski: 1,7 miliona złotych i równowartość około 5,6 miliona złotych w obcych walutach, Zbigniew Kuźmiuk: 798,6 tysiąca oszczędności w walucie polskiej, w obcych walutach: 403,4 tysiąca dolarów (równowartość około 1,5 miliona złotych) oraz 328 tysięcy euro (1,4 miliona złotych), Ryszard Legutko: papiery wartościowe warte 725 tysięcy złotych. Ponadto europoseł PiS oszczędził 100 tysięcy złotych oraz 41 tysięcy euro (równowartość 175 tysięcy złotych) i 3 tysiące dolarów (około 11,5 tysiąca złotych), Janusz Lewandowaki: 326 tysięcy złotych i 240 tysięcy euro (równowartość około 1 miliona złotych) oszczędności. Ponad to jest właścicielem mieszkania o powierzchni 107 metrów kwadratowych i wartości 1 miliona złotych. Ponadto w jego zasobach znajduje się między innymi mieszkanie za granicą o powierzchni 103 metrów kwadratowych i wartości 370 tysięcy euro, Bolesław Piecha: 1,1 mln zł. Dariusz Rosati: 1 milion złotych i 163 tysiące euro, czyli równowartość 697 tysięcy złotych, jest właścicielem domu o powierzchni 390 metrów kwadratowych i wartości 2,4 miliona złotych, Jacek Syriusz Wolski: fundusz kapitałowy wartą pod koniec 2018 r. ponad 737 tysięcy złotych, 130 tysięcy złotych i 180 tysięcy euro oszczędności (równowartość 770 tysięcy złotych). Jarosław Wałęsa: około 2 miliony złotych, posiada także blisko 195 tysięcy oszczędności w walucie polskiej oraz 14 tysięcy euro. Janusz Zemke: 1,4 miliona złotych w funduszach ubezpieczeniowych i około 300 tysięcy złotych oszczędności.
https://tvn24bis.pl/z-kraju,74/oswiadczenia-majatkowe-europoslow-za-2018-rok,933438.html
Z powyższego jasno wynika, że wszyscy polscy politycy, bez względu na opcje polityczną kochają pieniądze wielką i bardzo „zachłanną” miłością.
Jak widać polska klasa polityczna to w większości milionerzy z udawaną „wrażliwością” na nierówności społeczne. W państwie kapitalistycznym to normalne, więc dlaczego nasi „rządziciele” udają, że pod ich rządami Polska jest państwem chrześcijańsko-demokratycznym ze sprawiedliwym podziałem dochodu narodowego?
Notkę tę pozwolę sobie zakończyć w nieco lżejszym tonie ludowych porzekadeł:
„Syty nie zrozumie głodnego!”, „Nie rozumie nędzy, kto pełen pieniędzy”. Kto kocha się w pieniądzach, pieniądzem się nie nasyci”, „Nie kradnij, bo rząd/szef nie lubi konkurencji”.
Te przysłowia jak ulał pasują do naszych polityków, co stanowi wielkie zmartwienie Polaków. Jest nadzieja, że to zmartwienie przełoży się na wyniki najbliższych wyborów.
Jestem absolwentem Politechniki Poznańskiej (inżynier elektryk - budowa maszyn elektrycznych). Staż pracy: 20 lat w przemyśle i 20 lat w administracji państwowej szczebla wojewódzkiego - transformacja gospodarki z socjalistycznej na rynkową.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka