Szaleństwo polityków nie zna pojęcia przyzwoitość. Słuszne oburzenie znaną aferą w Sejmiku Śląskim owym skandalicznym transferem do PiS przekupnego radnego z Komitetu Obywatelskiego za posadę wiceszefa Sejmiku demonstrowała cała opozycja z PO w roli głównej.
Jak bardzo fałszywe było to oburzenie niech świadczy obrzydliwa wolta dokonana przez Grzegorza Schetynę transferem przewodniczącej Klubu Parlamentarnego „Nowoczesnej” p. Kamili Gasiuk-Piechowicz do Klubu Parlamentarnego PO/KO. To niesamowity cynizm szefa PO, który musiał przecież mieć świadomość sejmowej degradacji koalicyjnej partii PO w Komitecie Obywatelskim do roli koła poselskiego bez przywilejów i uprawnień Klubu.
Nieoficjalnie mówi się, że p. Kamila Gasiuk-Piechowicz dokonała zdrady Nowoczesnej za czołowe miejsce na liście wyborczej PO do PE. Pytana o to nie zaprzeczyła, czym potwierdziła, że jej transfer do PO/KO miał podłoże o korzyściach materialnych, czyli niczym nie różniący się od afery Piotra Kałuży.
Ma rację przewodnicząca „N” p. Katarzyna Lubnauer, że przyjęcie 8-śmiu członków „N” na czele z Kamilą Gasiuk do PO/KO jest wrogim gestem PO wobec koalicjanta z ostatnich wyborów samorządowych.
Okazuje się, że polska polityka nie jest oazą przyzwoitości światowej demokracji gdzie szwindle partyjne są na porządku dziennym.
Dożyliśmy smutnych czasów brutalnego pragmatyzmu politycznego znanego z niemiecka jako „Realpolitik” odrzucającego czynniki moralne i etyczne jako zakłócające realistyczne podejście do danej sprawy.
Choć p. Katarzyna Lubnauer trafnie określiła zachowanie PO jako wrogie wobec „N” sama też dokonała politycznego „harakiri” na Ryszardzie Petru założycielu partii. Co prawda uzyskała na to demokratyczny mandat większości członków partii, powierzających jej funkcję przewodniczącej, co w naszych realiach politycznych – jak widzimy – nie oznacza wcale, że legitymacja demokratyczna stanowi też legitymację przyzwoitości.
Jak więc widać największym nieszczęściem polskiej polityki a więc polskich partii politycznych, są ich liderzy. Wszyscy oni – bez wyjątku – reprezentują przerost swoich osobistych ambicji górujący nad dobrem narodu prąc ich po władzę wyłącznie w imię realizacji owych przerośniętych ambicji.
W ostatnich trzech dekadach polskiej państwowości roiło się przecież od afer polityczno-korupcyjnych partii, które /afery/ w większości stanowiły główne przyczyny utraty władzy. Praktyka polskich rządów dowodzi, że ów polityczny wirus korupcyjny ma się dobrze.
Wszyscy partyjni liderzy polskiej sceny politycznej (bardziej areny) tkwią po uszy w strategii politycznego deprecjonowania przeciwników politycznych zamiast tworzenia programów skutecznego rządzenia na rzecz silnego, stabilnego praworządnie państwa i odpowiedzialnego społeczeństwa.
Przoduje w tym obóz rządzący, czego nie potrafi wypunktować i przeciwstawić się rozproszona opozycja, która w tak rozproszonej formie nie ma szans wygrać wyborów.
Koalicja Obywatelska (PO, „N” i „Ruch Nowackiej”) udowodniła skuteczność w wyborach samorządowych, co w imię pokonania PiS powinno zachęcać pozostałe mniejsze partie do przyłączenia się do tak dobrze rokującej Koalicji. Tymczasem liderzy tych partyjek ułudnie deliberują o własnych ideowych programach tak jakby mieli jakieś szanse samodzielnego przekroczenia progu wyborczego.
Grzegorz Schetyna nie rozpoznał sygnału wyborców samorządowych, którzy premiowali KO, a nie PO i „rozmarzył” się powrotem PO do władzy. W imię tej złudnej nadziei powołał nostalgicznie klub parlamentarny o nazwie „Klub Parlamentarny Platforma Obywatelska – Koalicja Obywatelska” (PO-KO) czym lekceważąco dla koalicjantów pozbawił podmiotowości organizacyjnej skład członkowski KO. Ten ruch okazał się kubłem zimnej wody na głowy mniejszych partii poważnie zaniepokojonych osłabieniem swojej politycznej tożsamości po ewentualnym przyłączeniu się do KO.
Butna zarozumiałość Schetyny może okazać się trumną do idei jednej, silnej KO, którą lider PO łapczywie pożarł bez refleksji, że może być powodem przegranych wyborów z PiS.
Ciekawe czy p. Schetyna był ostrzegany przed takim scenariuszem. Jeżeli był, a nie usłuchał, to zasłużył na „wieczną banicję” z polskiej sceny politycznej.
Tylko co nam z tego przyjdzie pod rządami PiS w drugiej kadencji. No właśnie co?
Jestem absolwentem Politechniki Poznańskiej (inżynier elektryk - budowa maszyn elektrycznych). Staż pracy: 20 lat w przemyśle i 20 lat w administracji państwowej szczebla wojewódzkiego - transformacja gospodarki z socjalistycznej na rynkową.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka