Premierowe wystawienie „Klątwy” w warszawskim Teatrze Powszechnym wywołało kolejny burzliwy spór o granice walności w sztuce.
Wolnomularskie środowiska świata kultury uparcie lansują pogląd, że sztuki nie wolno cenzurować ani ograniczać swobodnej formy jej ekspresji.
I tutaj powstaje spór. Społeczeństwo - jako wspólnota obywatelska - musi liczyć się z normami kulturowymi i obyczajowymi powszechnie w kraju praktykowanymi. Wolnomularstwo, jako skrajny liberalizm (nazwa doktryny społecznej, […] czy ideologicznej, która uznaje, że podstawową wartością społeczną jest wolność jednostki ograniczona jedynie przez wolność innych jednostek) wolny od respektowania norm kulturowo-obyczajowych krajowego środowiska sprzeciwia się tej wspólnotowej dyscyplinie społecznej głównie przez prowokujące lekceważenie tych norm demonstrowane także w sztuce.
Sztuka „Klątwa” jest właśnie taką prowokującą demonstracją lekceważącą liczną społeczność kraju brzydzącą się obrazami perwersji z marginesu kulturowych zjawisk często wprost wywodzących się z patologii ludzkich postaw i zachowań.
Oto „zajawki” tego przedstawienia:
„Na warszawskiej scenie Jan Paweł II na szubienicy i seks oralny. W opisie spektaklu na stronie teatru widnieje ostrzeżenie, że jest przeznaczony tylko dla widzów dorosłych, zawiera "sceny odnoszące się do zachowań seksualnych i przemocy, a także tematyki religijnej, które pomimo ich satyrycznego charakteru mogą być uznane za kontrowersyjne”.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,21399615,od-seansu-nienawisci-po-wspaniale-przedstawienie-skrajne.htm
Ano właśnie: za kontrowersyjne, bo nimi są. A tę kontrowersyjność tak interpretują różne czynniki w tym oficjalne:
„Teatr Powszechny jest finansowany z budżetu Warszawy. We wtorek rano do kontrowersji wokół "Klątwy" odniósł się wiceprezydent miasta. - Nigdy nie było i mam nadzieję, że nigdy nie będzie w warszawskim ratuszy cenzury - powiedział wiceprezydent Michał Olszewski podczas konferencji prasowej. - Wolność słowa kończy się tam, gdzie zaczyna się obraza uczyć religijnych kogokolwiek. Natomiast nie decyduje o tym prezydent miasta, tylko sąd - zaznaczył Olszewski .
Mam nadzieję, że dyrektor Teatru Powszechnego zdaje sobie sprawę z tego, że dopuszczając różne treści w spektaklach naraża się na proces, który może skończyć się w sądzie - powiedział wiceprezydent. Zaznaczył, że nie chce oceniać samego przedstawienia, ponieważ go nie widział”.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,21399615,od-seansu-nienawisci-po-wspaniale-przedstawienie-skrajne.html
Moje zaprezentowane tutaj „trzy grosze” w tej sprawie sprowadzają się do smutnej refleksji na temat powszechności zanikania w Polsce międzyludzkiej kultury we wszystkich społecznych sferach od polityki począwszy a na instytucjach kultury kończąc.
Wszystkie wymądrzania się różnych „autorytetów” w mediach i publikatorach o konieczności przywrócenia w życiu publicznym koncyliacyjności międzyludzkich stosunków w społeczeństwie okazują się gołosłowne.
Jakaż tu może być koncyliacyjność ze współplemieńcem, którzy prowokacyjnym obrażaniem postaci narodowego kultu, jakim jest św. Jan Paweł II kpią sobie w żywe oczy z tego kultu pokazując nam, większości rodaków środkowy palec.
A takim pokrętnym tekstem w obronie sztuki wymądrza się p. Witold Mrozek w GW (z 22. lutego) tekstem pod tytułem: „Klątwa” Wyklinana” pisząc:
* Oliver Frljić i jego aktorzy powtarzają: "Wszystko, co robimy w teatrze, jest fikcją". Fikcja może boleć, może działać na społeczne emocje. Ale nadal jest fikcją. I nie powinna być karana.
* W teatrze założyli stryczek pomnikowi papieża. Scena, która w innym kraju cywilizacji Zachodu byłaby po prostu obsceniczną satyrą – dla niektórych przekonującą, dla innych niesmaczną – w Polsce nabiera charakteru symbolicznego królobójstwa. Symbolicznego, powtarzam, gestu, który ekscytuje niejednego Polaka i Polkę, zmęczonych rzeczywistym sojuszem ołtarza z tronem.
* Czy mieliśmy w Polsce liberalny przełom obyczajowy jak na Zachodzie w rzeczonym 1968 r.? Wciąż nie do końca. Ale nie fundujmy sobie powrotu do czasów, gdy co jest sztuką, uzgadniało się między kurią, urzędem a komitetem partii.
Powyższe słowa potwierdzają ów arogancki demagogiczny wolnomularski styl lekceważący wszystkich ludzi, których brzydzi szpetota przekazu scenami obrażającymi poczucie estetycznego smaku odbiorców sztuki rozumianej, jako misji promującej kulturę uszlachetniania ludzkiej natury, a nie tłumienia w niej estetycznej wrażliwości do życia.
Nieomal codziennie widzimy z jakimż oburzeniem (zresztą słusznym) środowiska liberalno-libertyńskie krytykują obecne władze w Polsce za ich lekceważące bagatelizowanie przekonań Polek i Polaków, wbrew którym degradują demokrację marginalizując niezależność sądów, niezawisłość sędziów i burząc konstytucyjny ład ustrojowy.
Dlaczego więc te same środowiska są zupełnie ślepe na własne, obrazoburcze zachowania, kiedy bezmyślnie obrażają kulturę, obyczaje, religię i postaci kultu narodowego swoich współobywateli o wrażliwości przeciwstawnej owym piewcom estetycznej bezkompromisowości, która polega najczęściej na prowokacyjnie świadomym naruszaniu owych wrażliwych narodowych odczuć i uczuć.
Dobra publiczne - a takim jest warszawski Teatr Powszechny - mają służyć dobru publicznemu i z tego powodu są finansowane ze środków publicznych. Sztuka „Klątwa” takiemu dobru nie służy więc „wyzwoleni od moralności powszechnej” artyści tej sceny powinni z tego teatru odejść, utworzyć swoją prywatną scenę i tam realizować własne „artystyczne” fobie na swój osobisty rachunek.
http://medipeclinic.pl/#utm_source=wyborcza&utm_campaign=wyborcza&utm_medium=baner&utm_term=wyborcza_link&utm_content=wyborcza_luty
Jeżeli instytucja jest wspólnotowa (publiczna) to musi honorować kulturowo-obyczajowe normy wspólnotowe.
Ten finansowy wątek tak pointuje p. Witold Mrozek:
„Argument z pieniędzy podatnika? Teatr w tradycji naszej kultury, w tradycji mieszczańskiej i obywatelskiej, polega na tym, że podatnik-suweren opłaca sobie kogoś, kto go krytykuje i obśmiewa. Irytujący niejednego obywatela Kościół katolicki publicznych pieniędzy dostaje więcej niż jakakolwiek instytucja kultury”.
Z tego tekstu wyłaniają się prawdziwe intencje autora mocno zirytowanego nie przedmiotem merytorycznego sporu o intermobilia polskiej kultury lecz niechęcią do chrześcijańskich wartości moralno-obyczajowych mocno zakorzenionych w polskiej kulturze, co bardzo mierzi wszystkich „bojowców” walczących zacięcie o jej zastąpienie kulturą nową zwaną z obca gender.
A biedny naród polski tkwi rozdarty w tych ścierających się ideologicznych frontach atakujących: ze strony PiS - konstytucyjny ustrój liberalno-demokratyczny, a ze strony libertynów - chrześcijańską kulturę, ostoję normalności i stabilizacji rodzin w demokratycznym państwie prawnym.
Wniosek dla narodu jest prosty: Najlepiej żeby obie strony dały nam święty spokój!
Jestem absolwentem Politechniki Poznańskiej (inżynier elektryk - budowa maszyn elektrycznych). Staż pracy: 20 lat w przemyśle i 20 lat w administracji państwowej szczebla wojewódzkiego - transformacja gospodarki z socjalistycznej na rynkową.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura