Stało się to na co czekały szerokie rzesze polskich katolików, dla których Jasna Góra - dzięki Ojcu Świętemu - odzyskała dawny blask moralnego przekazu chrześcijaństwa, zniekształconego ostatnio homiliami politycznymi biskupów, o. Rydzyka i „kazań” Jarosława Kaczyńskiego.
Mówcy ci z wysokości Jasnogórskiej trybuny (a także innych ambon) odsądzali od czci i wiary tych polskich katolików przeciwnych polityce PiS obrażając ich nawet utożsamianiem z „Targowicą” - polskim symbolem zdrady narodowej.
Dzięki Ojcu Świętemu został przywrócony Jasnej Górze blask chrześcijańskiego miłosierdzia, solidarności i miłości braterskiej.
W tym miejscu przytoczę słowa komentarza Jarosława Mikołajewskiego z felietonu pt. „Rewolucja cicha jak deszcz” (GW z 30/31.lipca):
„Jest tak serdecznie [z obecnością Papieża], że zobaczyliśmy, jak bardzo nas przygnębiła złośliwa polityka. Za odpowiedź mieliśmy złość, a teraz mamy alternatywę - wesołe i mądre braterstwo. "Chcecie zmieniać?" - pyta Franciszek młodych ludzi. "Chcemy!".
Esencją tych dwóch światów była Jasna Góra: kontrast ludzkiego papieża i polityków o twarzach z tektury. I spotkanie na Błoniach - jedność Franciszka z tłumem multi-kulti: ludzkością tak wyśmianą, tak różnorodną, a zjednoczoną losem, trudnościami, nadziejami, jak stworzył ją Bóg albo Natura.
Dzięki Franciszkowi pokazało się to, co Kościół przez wieki zakopywał. Że najważniejszy jest człowiek. Nawet w oczach Boga, który nie chce siedzieć na tronie. To ważny moment - spotkanie humanizmu religijnego i laickiego. Zapomnieliśmy, że ludzie żyjący bez dogmatów i ci, którym dogmat buduje tożsamość, mają dogmat wspólny - miłosierdzie lub solidarność.
Papież powiedział rzeczy nienowe, ale to, że powiedział je właśnie on, tak autentycznie, w tym momencie historii, w obecności tych, którzy nas zasmucają, robi z nich żywe źródło.
Na początek uporał się z uprzedzeniem, że papież z Polski i papież z Argentyny to dwie różne wartości. Z wdzięcznością wspomina Wojtyłę i akcentuje jego myśli przez nas niedoceniane - wartość historii narodowej, jako lekcji humanizmu, nie nacjonalizmu. I oto dla wielu Polaków nie ma już papieża "naszego" i "nie naszego". Jest papież brat starszy i papież brat młodszy.
Papież nie poucza, tylko tnie wyobraźnię subtelnym ostrzem.
Nie mówi: "Nie bądźcie antysemitami", tylko porównuje Polaków do Żydów wracających z Babilonu.
Nie mówi: "Nie pomagacie uchodźcom", tylko wzywa do solidarności i przypomina, że my też jesteśmy emigrantami.
Mówi o ochronie życia, nie mówi o aborcji. Nie mówi o rozwodach, tylko o rozwiązywaniu problemów. O słowach "proszę", "dziękuję", "przepraszam".
Mówi, że ważne jest czule dotknąć czyjejś twarzy.
W Auschwitz uczy odwagi milczenia.
Przypomina, że w życiu jest również śmierć, lecz istnieje także zwycięstwo nad śmiercią.
Przyznaje, że człowiek czasem upada, ale najważniejsze, żeby się podniósł. I na poparcie tych słów upada i się podnosi. Na oczach prezesów i ministrów, którzy nie kłaniają się kulom”
Język papieża przytoczony przez felietonistę to język chrześcijańskiej nauki kierowany dla wszystkich katolików bez dzielenia ich według poglądów politycznych, bez ocen na lepszych i gorszych, to język nauki życia według najwyższych kanonów dekalogu.
Polscy biskupi i prezbiterzy powinni to wziąć sobie mocno do serca i z poszanowaniem powszechności kościoła katolickiego w szacunku do wszystkich wyznawców Chrystusa zaprzestać klasyfikowania wiernych kryteriami politycznymi.
Papież dał przykład jak to robić!
Także na: http://foltynowicz.salon24.pl/#lo
Jestem absolwentem Politechniki Poznańskiej (inżynier elektryk - budowa maszyn elektrycznych). Staż pracy: 20 lat w przemyśle i 20 lat w administracji państwowej szczebla wojewódzkiego - transformacja gospodarki z socjalistycznej na rynkową.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo