„Jeśli zaprosi się do studia postać mocną merytorycznie - mało kto będzie to oglądał. Jesli zas przyjdzie do studia głupek, co świński łeb przyniesie - oglądalność będzie rekordowa" – R. Ziemkiewicz.
41% Polaków deklaruje, iż weźmie udział w najbliższych wyborach – do Parlamentu Europejskiego. Nie oznacza to jednak, iż tylu rzeczywiście wrzuci swój głos do urny. Podczas poprzednich wyborów do ww. instytucji 45% polaków deklarowało swój udział w akcie wyborczym. Rzeczywista frekwencja wyniosła 18%. Wyborców będą starały się „uwieść” setki kandydatów. Część z nich swoim życiorysem, dokonaniami, umiejętnościami, czy w wypadku ubiegających się o reelekcję – dotychczasowym sprawowaniem danej funkcji. Jest to istotą demokracji. Niech wygra najlepszy. Czy jednak wszyscy, którzy zdecydują się na oddanie swojego głosu będą kierować się tymi kryteriami? Czy magiczne zaklinanie przez wszystkie „autorytety” jak najwyższej frekwencji w wyborach jest rzeczywistym lekiem na często bardzo niefortunne wybory dokonywane przez Polaków? Czy zamiast leczyć przyczynę, czyli brak poczucia odpowiedzialności za dobro wspólne, dajemy sygnał – to nie jest istotne, że nie masz pojęcia o tym kogo wybierasz, po prostu głosuj na kogoś, kogo kojarzysz. No i później mamy – Janusza Topipsa…czy jakoś tak.
Jeśli komuś wydaje się, iż „topipsizacja” naszej sceny politycznej rozpoczęła się wraz z „karierą” faceta, który wymachuje przed kamerą atrapą organu płciowego, lub przynosi do studia fragmenty zdekapitowanego tucznika, jest w błędzie. Proces ten rozpoczął się już dawno temu, wraz ze schlebianiem najniższym gustom. Nie wiem czy Państwo pamiętają Aleksandra Kwaśniewskiego tańczącego na scenie podczas koncertu czarnoskórego gwiazdora disco polo w jakiejś niewielkiej miejscowości. Zazdroszczę tym, którym ten obraz zniknął z pamięci, a jeszcze bardziej tym, którzy go nigdy nie widzieli. Popularnością pobił go jednak krótkotrwały PRemier, który najpierw zapraszał dziennikarzy niezbyt wymagającej intelektualnie gazetki do domu, by pokazać im jak świetnie prasuje koszule, a teraz odgrywa na jej łamach wenezuelską telenowelę pod tytułem „Sancho odchodzi od Lucilli, a Juanita ma zgagę”. Jeśli dodamy do tego młodzieńca, bodajże z LPR i rumianą dziewoję z Samoobrony, podrygujących w programie o pląsach i rozgwiazdach (nie śledziłam, ale gwiazd tam chyba nie było), otrzymujemy nader ponury obraz odpowiedzialności obywatelskiej części naszego społeczeństwa. Społeczeństwa, które wybiera spośród siebie takie oto postacie, domagając się przy tym by reprezentowano je godnie, merytorycznie i z klasą…
Przyczynkiem do napisania tego komentarza był wpis pod moim profilem na jednym z portali, w którym ocenia się polityków. Życzliwa mi, co wynika z treści komentarza, internautka zadała mi pytanie: „(…)Czy Wy, naprawdę poważni, godni i uczciwi politycy nie mogli byście w jakiś sposób podszkolić się trochę w te marketingowe klocki???(…)”
Odpowiedziałam jej następująco - Niestety, nie mogę się z Panią zgodzić w kwestii wizerunku - żeby móc wykorzystywać PR-owe sztuczki trzeba być najpierw zauważonym przez media. A ja, żeby o mnie coś więcej napisano, musiałabym chyba zjechać z molo w lecie na nartach do morza albo skoczyć nago na bungie. Nie chcę i nie potrafię być Dodą czy Jolą Rutowicz - nie ten wiek i nie to dobre samopoczucie...
PS. A propos Dody - wierzcie mi państwo lub nie - kiedyś byłam... modelką. Było to w czasach studenckich, ale już wtedy zrozumiałam, że muszę skończyć studia i nauczyć zawodu. Bo jak wiadomo, z lansu długo żyć się nie da.
Posłanka Grupy Politycznej Unii na Rzecz Narodów(UEN). Członek - założyciel PiS Sopot, była radna, była posłanka na Sejm RP. Mieszkanka Sopotu, kolekcjonuje porcelanę.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka