Impas rosyjsko - gruzińskich rozmów pokojowych, zawieszonych do 18 listopada z przyczyn błędnie określanych jako „proceduralne", świadczy o nie dość jasnym stanowisku władz UE w tej sprawie. Zamiast mówić mocnym głosem, Europa pozwala sobie w tym momencie najwyżej na ciche popiskiwanie.
Głównym problemem dzielącym obie strony konfliktu jest udział przedstawicieli Abchazji i Południowej Osetii na zasadach równych wysłannikom państw. Nie trzeba nikogo przekonywać, że kwestia samodzielności samozwańczych republik jest kluczowa, pomijając fakt, iż stanowiła ona pretekst dla Federacji Rosyjskiej do wysłania swoich wojsk na terytorium Gruzji.
Charakter, w jakim na arenie międzynarodowej występują samozwańcze państewka satelickie Federacji Rosyjskiej, trzeba określić jak najszybciej. Traktowanie Abchazji i Południowej Osetii jako państw powinno być przy tym z góry wykluczone - tym bardziej, że poza Nikaraguą i Rosją żaden kraj nie uznał przecież ich niepodległości.
Przedłużanie rozmów pokojowych daje Federacji Rosyjskiej i jej kaukaskim satelitom możliwość prowadzenia tak lubianej przez Kreml polityki faktów dokonanych. Niedawno minister spraw zagranicznych Abchazji Siergiej Szamba oświadczył, że nie wpuści Gruzińskich uchodźców na teren separatystycznej republiki (nie licząc regionu Gali oraz Wąwozu Kodorskiego). Dopóki więc kwestii powrotu Gruzinów nie ureguluje traktat pokojowy, zdani będą na łaskę Rosji.
Unia Europejska powinna uwierzyć w to, że jest jedynym podmiotem mogącym naciskać na Rosję w sprawie szybkiego zakończenia rozmów. W tej sytuacji spolegliwość oznacza faktyczną uległość wobec Rosji. Taka zaś postawa unijnych dyplomatów stawia bezstronność Unii, jako mediatora w sporze, pod dużym znakiem zapytania.
Posłanka Grupy Politycznej Unii na Rzecz Narodów(UEN). Członek - założyciel PiS Sopot, była radna, była posłanka na Sejm RP. Mieszkanka Sopotu, kolekcjonuje porcelanę.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka