Temat polskich stoczni doczekał się w PE osobnej debaty (w mediach podano, że z inicjatywy grupy socjalistycznej, choć to nie jest prawda, bo równolegle swoje pytanie złożyła grupa UEN, do której należę - ale nikt jakoś tego nie odnotował). Zabierając głos porównałam kwotę, o którą chodzi w przypadku naszych przedsiębiorstw do miliardów euro, które zostaną przeznaczone na ratowanie europejskich instytucji finansowych:
W Polsce narasta rozgoryczenie i złość, opinia publiczna nie jest w stanie zrozumieć, dlaczego Komisja Europejska chce doprowadzić polski przemysł stoczniowy do bankructwa. Coraz częściej pojawia się pytanie, kto odniesie z tego największą korzyść. Czy niszczenie tego przemysłu stanowi krok w kierunku rozwoju Europy? Czy w momencie kryzysu na światową skalę, udzielania sektorowi finansowemu pomocy publicznej rzędu setek miliardów euro, rozsądnym i uczciwym jest domaganie się zwrotu kilkudziesięciu milionów pomocy udzielonej stoczniom kilka lat temu? Czy w takim momencie powinniśmy uśmiercać pracodawców i pozbawiać kooperantów głównego odbiorcy ich produkcji? Czy jesteśmy gotowi na „efekt domina", którego skutki, w dobie kryzysu, mogą mieć fatalne konsekwencje? Mam nadzieję, iż pogłoski dotyczące wpływu lobbystów na twarde stanowisko Komisji w tej sprawie nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
Idea solidarności, która dla moich rodaków narodziła się właśnie w stoczniach, w prostym ujęciu oznacza, że wszyscy dbamy o dobro wszystkich. Chyba, iż Komisja uważa, podobnie jak niektóre stworzenia w „Folwarku zwierzęcym" Orwella, że wszyscy Europejczycy są równi, ale niektórzy są równiejsi.
Posłanka Grupy Politycznej Unii na Rzecz Narodów(UEN). Członek - założyciel PiS Sopot, była radna, była posłanka na Sejm RP. Mieszkanka Sopotu, kolekcjonuje porcelanę.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka