Scenariusz gruziński może w bliskiej przyszłości powtórzyć się na Ukrainie - szczególnie po przyjęciu przez Rosję nowych przepisów dotyczących nadawania obywatelstwa.
Kluczowe dla bezpieczeństwa i pomyślności Rzeczpospolitej są nasze relacje z szeroko rozumianym zachodem, którego częścią przecież jesteśmy. Myli się jednak ten, który twierdzi, iż klucz do bezpieczeństwa zachodu leży gdzieś w okolicach Renu lub Potomaku. Kluczem do bezpieczeństwa Europy jest współpraca z wolnymi, demokratycznymi i silnymi państwami Europy Wschodniej i Azji. Ponieważ jednak w niektórych krajach tego regionu (np. Rosji, żeby nie szukać daleko) na demokrację poczekać trzeba będzie jeszcze kilkadziesiąt lat, Ci bardziej niecierpliwi (zwani też realistami) wiedzą, iż jednym z kluczowych regionów dla bezpieczeństwa światowego staje się tytułowy Krym.
Ten półwysep, zamieszkany w 60% przez ludność pochodzenia rosyjskiego, będący także główną rosyjską bazą na Morzu Czarnym (umowa dzierżawy przez rosyjską Flotę Czarnomorską portu w Sewastopolu upływa w 2017 roku), stał się języczkiem u wagi po osiągnięciu przez Rosję celów na Kaukazie - zdobycia monopolu na handel i transport tamtejszymi surowcami energetycznymi. Rosja, której decydenci wierzą - lub wolą wierzyć - iż NATO jest organizacją powołaną do inwazji i okupacji ich kraju, zrobi wszystko, aby Ukraina nie znalazła się w strukturach Paktu. Wiele wskazuje na to, iż wykorzystają do tego scenariusz sprawdzony w Gruzji, czyli nadawanie obywatelstwa rosyjskojęzycznym mieszkańcom półwyspu. Ułatwić to mają przyjęte niedawno przepisy, wedle których by stać się Rosjaninem wystarczy być obywatelem byłego ZSRR i urodzić się na terytorium Rosji. To kryterium spełnia ponad 8 milionów Ukraińców! Potem pozostanie już tylko czekać na okazję do ogłoszenia „konieczności obrony swoich obywateli". Aby napisać dalszy scenariusz tej opowieści nie trzeba mieć bogatej wyobraźni - wystarczy przypomnieć sobie niedawne wydarzenia w Gruzji.
Jak można zapobiec temu scenariuszowi? Sprawiając, by mieszkańcy Krymu woleli być obywatelami Ukrainy. Jednak poza sferą sentymentalną za prymatem Rosji na półwyspie krymskim stoją racje ekonomiczne. Średnie płace w Rosji są prawie dwukrotnie wyższe niż na Ukrainie. Tak więc poza odbudową świadomości narodowej Ukraińców - także za pomocą organizacji Euro 2012 - Unia Europejska powinna w możliwie najkrótszym czasie, doprowadzić do jak najgłębszej gospodarczej i politycznej integracji Ukrainy - kraju z gigantycznym, choć drzemiącym potencjałem gospodarczym - z resztą Wspólnoty.
Spytają Państwo, gdzie tytułowy Rzym? Jak się okazuje, użycie w tytule nazwy „wiecznego miasta" jest jak najbardziej uzasadnione, choć równie dobrze można zmienić ten fragment tytułu na Ateny, Nikozję czy też... Berlin. Problemem w rozszerzeniu stabilności politycznej i ekonomicznej na wschód są kraje i przywódcy państw Unii Europejskiej pełniący rolę ambasadorów Kremla. Włosi, Niemcy, a nade wszystko Grecy i Greccy Cypryjczycy są beneficjentami (w tej chwili, gdyż w przyszłości może się okazać, iż był to jeden z najgorszych interesów w historii) dobrych relacji z Rosją. To właśnie te kraje najbardziej straszą pozostałe państwa unijne wizją „nowej zimnej wojny" i namawiają do skrajnej uległości w stosunku do „wielkiego sąsiada", pomagając mu w tym samym w tworzeniu własnego mitu wielkości. Jednak wbrew powszechnie panującej opinii to rosyjska gospodarka jest uzależniona od Unii, a nie odwrotnie. Wystarczy spojrzeć na dane dotyczące wymiany handlowej: Rosja kupuje zaledwie 6% unijnego eksportu i dostarcza 10% importu. Łatwo też zbić stały argument wszystkich tych, którzy straszą nas odcięciem dostaw rosyjskich surowców - Rosjanie zaspokajają 25% dostaw gazu ziemnego, co stanowi aż 70% rosyjskiego eksportu. Poza tym nie są w stanie zmienić odbiorców gazu przez najbliższe kilka lat - tyle w najlepszym razie trwałoby wybudowanie infrastruktury przesyłowej do nowych odbiorców - choćby Chin. Wiązałoby się to także z gigantycznymi inwestycjami (na które zresztą Gazpromu nie stać), a nade wszystko nie byłoby zgodne z geopolityczną strategią Kremla, który sam próbuje uzależnić od siebie Europę - obawiając się przy tym coraz większych wpływów rosnącego w siłę Pekinu.
Przyszłość Europy zależy więc od poświęcenia niektórych partykularnych interesów poszczególnych państw na rzecz wspólnego dobra. Jeśli tylko Włosi przestaną zarabiać na torpedowaniu unijnych projektów, jak choćby w przypadku gazociągu „Nabucco", którego realizacja jest praktycznie zablokowana przez rosyjsko - włoski „South Stream"... gdyby Niemcy wyrzekli się budowy rozbijającej energetyczną solidarność, niebezpiecznej rury „Nord Stream" - stanowiącej drugie ramie energetycznych kleszczy, zaciskających się wokół Europy... Gdyby tylko Grecja i Turcja zechciały zaprzestać rywalizacji, Grecy nie musieliby spłacać długów wdzięczności swojemu opiekunowi w tym sporze - Rosji. Cypr w 2007 był drugim co do wielkości inwestorem zagranicznym w Federacji Rosyjskiej, tamtejsze firmy wpompowały w rosyjską gospodarkę czterokrotnie więcej niż Francja. Oczywiście tylko dlatego, iż rosyjscy przedsiębiorcy bardzo często wybierają „Wyspę Afrodyty' jako przyjazne otoczenie dla prowadzonej przez nich działalności. Cypryjczycy wiedzą jednak, jak bardzo ryzykownie jest opierać na firmach, które w każdej chwili mogą zmienić adres i podstawy swojej gospodarki...
Najważniejszym obecnie zadaniem jest wsparcie europejskich ambicji Kijowa, zwłaszcza w krajach, których elity zbyt często poświęcają wizję silnej Europy w imię interesownych, krótkotrwałych romansów z Rosją. Ukraina musi stać się jak najgłębiej zintegrowana gospodarczo z Unią Europejską - z ogromną korzyścią dla obydwu stron. Przy takim rozwoju sytuacji, jej orientacja euroatlantycka będzie już naturalnym kierunkiem. Czego i Ukraińcom, i obecnym obywatelom Unii Europejskiej, gorąco życzę.
Posłanka Grupy Politycznej Unii na Rzecz Narodów(UEN). Członek - założyciel PiS Sopot, była radna, była posłanka na Sejm RP. Mieszkanka Sopotu, kolekcjonuje porcelanę.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka