Przepis na „dyplomację po rosyjsku" i „uległość po europejsku" jest wyjątkowo nieskomplikowany. Składniki to impertynencja, buta i kompleksy zmieszane z gnuśnością, krótkowzrocznością i przekonaniem o własnej słabości. Sposób na przygotowanie - poniżej.
Wtorkowe posiedzenie Komisji do spraw współpracy międzyparlamentarnej UE - Rosja, skłoniło mnie do pewnej refleksji. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że przeżywam obecnie swoiste deja vu jeżeli chodzi o podejście Europy do państw o zapędach imperialistycznych i totalitarnych, które dominowało na naszym kontynencie przed wybuchem Drugiej Wojny Światowej. Wtedy bowiem - podobnie jak dziś - udawano, że nic się nie dzieje, gdy hitlerowskie Niemcy łamały kolejne umowy międzynarodowe i nie stosowały się do zawartych porozumień. Wystarczały enigmatyczne zapewnienia Hitlera, aby uspokoić sumienie europejskich prezydentów i premierów. Starano się bowiem nie robić nic, co mogło by zdenerwować tyrana, nawet wtedy gdy Schelswig Holstein ostrzeliwał Westerplatte.
Spotkanie odbyło się zupełnie zwyczajnie, jak gdyby nigdy nie doszło do agresji rosyjskiej w Gruzji. Przewodnicząca delegacji, Ria Oomen-Ruijten, zapraszając przedstawicieli rosyjskiej Dumy i Rady Federacji: Andrieja Klimowa i Gienadija Gorbunowa, zupełnie za nic sobie miała decyzję podjętą na ostatnim spotkaniu Rady Europejskiej, w myśl której nie będzie zwykłych relacji z Moskwą, dopóki Rosjanie nie wypełnią w pełni planu pokojowego. Co więcej, zupełnie zlekceważyła opór sporej grupy członków Komisji, którzy złożyli na jej ręce pismo wzywające do zawieszenia oficjalnych kontaktów z delegacją rosyjską. Zaproszenie członków Dumy można odczytać więc jedynie jako skandaliczną próbę udawania, że w sprawie Gruzji wszystko dzieje się zgodnie z prawem i dobrymi obyczajami wspólnoty międzynarodowej.
Dzięki takiej postawie niektórych zachodnich deputowanych, pan Gienadij Gorbunow miał okazję przedstawić na forum Parlamentu Europejskiego „putinowską retorykę" w pełnej okazałości. Przekonywał między innymi, że „problem Gruzji wymaga rozwiązania biorącego pod uwagę rzeczywistość dzisiejszą, a nie sprzed 100 czy 30 lat - w tym również nie sprzed 8 sierpnia 2008". Jego zdaniem „teraz wszystko się zmieniło: Rosjanie uznają Południową Osetię i Abchazję jako niezależne republiki, zawarli z nimi stosunki dyplomatyczne i porozumienie o Partnerstwie i Współpracy. W Abchazji i Osetii nie ma już rosyjskich sił pokojowych - są za to regularne siły zbrojne Federacji Rosyjskiej stacjonujące tam na zaproszenie niezależnych państw na podstawie tego właśnie porozumienia".
Jego wypowiedź brzmi jednoznacznie - Rosji nie interesuje niczyje zdanie na temat Gruzji i jej wewnętrznych spraw, decyzja Dumy ma większą rangę, niż rezolucje organizacji międzynarodowych i stanowisko przytłaczającej większości Państw. Pan Gorbunow znajduje również proste wytłumaczenie, dlaczego Europa jest w błędzie. Otóż jej obywatele nie mają dostępu do obiektywnych mediów rosyjskich, o których rzetelność dba Rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa.
Poziom impertynencji jakim legitymują się rosyjscy przedstawiciele nie wymaga komentarza. Trzeba jednak bacznie obserwować działania przedstawicieli europejskich elit politycznych i piętnować każdy przejaw zgubnego konformizmu wobec tyranii. Historia lubi bowiem się powtarzać.
Posłanka Grupy Politycznej Unii na Rzecz Narodów(UEN). Członek - założyciel PiS Sopot, była radna, była posłanka na Sejm RP. Mieszkanka Sopotu, kolekcjonuje porcelanę.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka