Jednym z najważniejszych tematów, którymi w zeszłym tygodniu zajmowali się posłowie pracujący w Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego, była kwestia poniedziałkowych negocjacji pomiędzy przedstawicielami UE oraz prezydentem Medwiediewem na temat planu pokojowego dla Gruzji. Oczywiście ich wynik był łatwy do przewidzenia, a samo użycie słowa „negocjacje” cokolwiek nie na miejscu. Bardziej trafne byłoby użycie terminu „kapitulacja”, bo tak chyba należy nazwać sytuację, w której jedna ze stron dyktuje warunki a druga zastanawia się jak zachować resztki twarzy i nie pokazać swojej bezsilności…
W środę przebieg rozmów relacjonował posłom Javier Solana. W czwartek zaś na odbywającym się przy drzwiach zamkniętych posiedzeniu Delegacji ds. Stosunków między UE a Rosją, Komisja Europejska uzupełniła obraz zarysowany przez Wysokiego Przedstawiciela o kolejne szczegóły. Nie dowiedzieliśmy się wprawdzie na tych spotkaniach wiele więcej, niż można było do tej pory przeczytać w prasie – przynajmniej nie oficjalnie. Jednak między wierszami dawało się zobaczyć rozczarowanie brakiem postępów w rozmowach.
Chyba, żeby postępem nazwać łaskawą zgodę Rosji na wycofanie z Gruzji jej „sił pokojowych” – a więc na coś, co obiecali uczynić jeszcze w sierpniu. Albo na przybycie w miejsce konfliktu międzynarodowej misji policyjnej – bo prawdopodobnie będzie ona pilnować porządku nie w zbuntowanych republikach, a w samej Gruzji lub tzw. strefie buforowej. Uznanie tej ostatniej również powodem do radości być nie może, bo oznacza faktyczne uzależnienie pewnej części terytorium niepodległego państwa gruzińskiego od woli Moskwy. Z czego więc się cieszyć?
Może z tego, że pojawiła się iskierka nadziei, iż Europa pozbędzie się wreszcie złudzeń co do intencji rządzących Federacją Rosyjską byłych agentów służb specjalnych totalitarnego reżimu. Ludzi niezwykle inteligentnych, bezwzględnych, a przede wszystkim pragmatycznych do granic możliwości. Że przestanie postrzegać prezydenta Medwiediewa jako liberała i reformatora, dzięki któremu nastąpi odejście od państwa policyjnego i ocieplenie stosunków z Zachodem. Rzeczywiście, wzajemne relacje ociepliły się aż nadto – do tego stopnia, że dziś możemy już mówić o ich zaognieniu.
Miny przedstawicieli Unii Europejskiej świadczyły o tym, iż nagle zrozumieli jakie są zasady tej gry. Rosja może podpisywać porozumienia a następnie nie wywiązywać się z nich, nie ponosząc żadnych konsekwencji. Może upokarzać przywódcy państwa, będącego stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ i Przewodniczącego Komisji Europejskiej, ku uciesze Rosjan, pragnących najbardziej… odbudowy imperium.
A propos odbudowy: w najbliższym czasie zorganizowana zostanie specjalna konferencja darczyńców (co najmniej jedna), zbierająca środki na rekonstrukcję zniszczonego wojną terytorium Gruzji. Cel szczytny i bardzo potrzebny, pytanie tylko czy wśród tych darczyńców będzie ten, kto jest bezpośrednio odpowiedzialny za zniszczenia – czyli Rosja? Jestem pewna, że nie. Rosjanie nie przeznaczą na naprawę tego, co sami zepsuli ani jednego rubla. Skupią się na odbudowie własnej potęgi, a za bałagan, który przy tym narobią, jak zwykle zapłaci Zachód (czyt.: Europa).
Zupełnie inną taktykę od Unii Europejskiej przyjęły Stany Zjednoczone. Wycofały się z porozumienia z Rosją, dotyczącego cywilnej współpracy jądrowej, zapowiadając, iż nie jest to jedyna umowa, od której mogą odejść. Być może więc na horyzoncie już niedługo pojawi się ktoś na miarę Ronalda Reagana. Czego Państwu i sobie życzę.
PS. Tytułowe nawiązanie do jednej z części „Gwiezdnych Wojen” jest jak najbardziej zamierzone.
Posłanka Grupy Politycznej Unii na Rzecz Narodów(UEN). Członek - założyciel PiS Sopot, była radna, była posłanka na Sejm RP. Mieszkanka Sopotu, kolekcjonuje porcelanę.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka