you-know-who you-know-who
1990
BLOG

51. Historia sekty smoleńskiej Macierewicza w zarysie

you-know-who you-know-who Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 65

Religia smoleńska Antoniego Macierewicza ma szalenie ciekawą, acz mało znaną historię, która z coraz większym mozołem toczy się pod górkę zaufania jego wyborców.

Macierewicz był przed katastrofą smoleńską posłem obchodzonym z daleka przez znaczną większość polityków - skompromitowanym szantażystą teczkowym, nieudolnym likwidatorem WSI dekonspirującym polsko-amerykańskie tajne operacje. Wg znajomego fotografa, przemykał cichcem pod ścianami sejmu. Lecz oto następuje 10.04.10 a z nim wielka szansa.

Pan Antoni jest w Smoleńsku. Co robi były policmajster? Chyłkiem umyka z miejsca tzw. później 'największej zbrodni',  pozostawiając Lecha w błocie. Nawet nie fatyguje się na lotnisko Siewiernyj zobaczyć co się stało, zrobić zdjęcia, cokolwiek! - jak to robią inni. Wsiada do pociągu do Wwy,  po zjedzeniu obiadu. Wkrótce jednak obiecuje udowodnić, że ten wypadek to Zamach. Ktoś podsuwa Kaczyńskiemu do wierzenia bajkę o pancernym tupolewie i wycince nim lasów, a AM zakłada klub zamachizmu "Zespół Parlamentarny", nur für PiS. Robi z katastrofy obrzydliwy cyrk i taniec na trumnach, cynicznie zwierzając się z tego później niektórym (np. generałowi Pytlowi "pan rozumie, ze 'zamach' to tylko takie polityczne narzędzie", a innemu znajomemu "myślisz, że po co ja z siebie durnia robię? tego wymaga mój elektorat").

Tylko nie może biedak znaleźć ekspertów, którzy by poparli jego polityczny plan, firmując go swymi znanymi nazwiskami (tak było od 2010 do dziś;  namawiani byli za władzy PiS profesorowie PAN, ale nie chcieli;  może poza jednym, ale ten był już wcześniej i gdzieś się zapodział - trzeba wiedzieć, że grupirowka AM ostatnio gubiła na dosłownie każdym zakręcie członków). Po roku zgłasza się kilku niewydarzonych pomocników, głównie to tzw. idioci techniczni, blogerzy z salonu24. Nie rozumieją dlaczego samolot lata, za to są sprawni we wkręcaniu się na zebrania założycielskie egzekutywy AM+KaNo. Rexturbo w s24 określa jednego z nich, arch. M. Dąbrowskiego, jako faceta o wyglądzie i manierach esbeka, po czym sam zachowuje się podobnie w stosunku do M. Jaworskiego. Jedni są z kraju, inni to emigranci. Najużyteczniejszy jest Wieslaw Binienda, mąż polityk polonijnej, która, jak jest spotkanie godzinne z polonią, to oddaje mu mikrofon na 20 minut żeby "poudowadniał" trochę, a resztę bryluje sama, kładąc znak równości między wypadkiem komunikacyjnym (jak już wtedy z badań prawdziwych komisji badania wypadków lotniczych wiadomo) a Katyniem. Przydają się K. Nowaczyk i G. Szuladziński, chociaż nie umieją obsłużyć nawet skypa. Gubią się, gdy na "telemoście" w sejmie dzwoni do nich użytkownik "putin". Na spotkaniu Kaczyński pod wpływem monotonnego Nowaczyka zasypia.

Oszukując ciemną masę, jak mawia Kurski (ten dobijający chorą stację TVP), czyli swoich własnych wyborców, Macierewicz nazywa trzech pomocników z zagranicznymi adresami wielkimi naukowcami, wybitymi konstruktorami itd. W istocie to osoby tak słabo wykształcone, że nie mają pojęcia co to jest, ani nawet jak się wymawia słowo aerodynamika albo "równanie Navier-Stokes'a". Nie umieją wykonać żadnych poprawnych obliczeń inżynieryjnych dotyczących katastrofy, gdyż mają naprawdę niewielkie pojęcie o obliczeniach numerycznych, budowie skrzydeł, modelach materiałowych drewna, regułach lotnictwa, nawigacji, awionice, pilotażu tupolewa, a ich wiedza fizyczna w kraju niedemokratycznym zaowocowałaby czteroletnim przymusowym dokształcaniem. Z rozpędu, do "amerykańskich ekspertów" zaliczają nawet polskiego blogera, z wykształcenia fizyka, M. Jaworskiego. Oszustwo miało właśnie polegać m.in. na tym, że odbiorca pisowski nie ma wykształcenia, za granicą - zwłaszcza na uczelni - nie bywał, więc nie połapie się, że ci zagraniczni to żadni słynni naukowcy, ani inżynierowie. Ta obłuda udaje się świetnie, a w internecie polskim pojawia sie jeden 'profesor', dwóch 'naczelnych konstruktorów BEinga' i jeden ekspert z 'NASA', który rozwiązał problem katastrofy shuttle'a. Boeing i NASA na swych stronach naturalnie ukrywają to wszystko. Jako rekompensata, Sakiewicz w swej gazecie daje im tytuł Człowieka Roku.

Są tylko problemy z niektórymi pryncypialnymi, uczciwymi pomocnikami, którzy widząc niezachowanie nawet pozorów solidności i uczciwości intelektualnej w "badaniach", decydują się opuścić zespół (Jaworski, Czachor). Dosłownie pięć osób, wykorzystując nie mające czasem wiele wspólnego z profesjonalizmem media w Polsce, i prymitywną  socjotechnikę, skupia na sobie co parę razy na miesiąc uwagę całego kraju. Macierewicz jest bardzo chętnie zapraszany, szokuje, poprawia oglądalność. Kiedy botanik drzew Cieszewski z jakiegoś miasta lub lasu w stanie Georgia w USA udowadnia, jak to mawia AM "niezbicie", że brzoza smoleńska, na której tupolew PLF 101 stracił skrzydło nie istniała, że była złamana już wcześniej, że została przestawiona w nocy, czy coś równie absurdalnego, to durne media dają mu drogi czas antenowy przez pół dnia. Nasz Dziennik ojca dyrektora Rydzyka wspiera jednak wyprawę do Smoleńska, która sprawdza i natychmiast obala kretyńskie teorie. Pień brzozy stoi tam bowiem nadal i każdy kogo stać na bilet kolejowy może sobie jej położenie wyznaczać do woli. Za tę śmiałość, uczestnicy niesankcjonowanej przez Macierewicza wyprawy, w tym zaufani Rydzyka, otrzymują z ust guru sekty miano 'rosyjskich agentów', o czym opowiadają mi w kuluarach konferencji inżynierii lotniczej Mechanics of Aviation XVI w 2014 r. (do tej pory nie rozumiem mechanizmu politycznego tego incydentu, z udziałem słuchacza Antoniego radia Maryja).

Cyrk w sejmie trwa na całego, na podobnych zasadach, latami.  Zero dowodów i pompowanie do zaprzyjaźnionych mediów insynuacji na temat zamachu i zbrodni. Mija r. 2013, 2014, 2015. Za stołem prezydium zespołu Macierewicza zasiada co miesiąc pan P.Z.P.R. Piotrowicz, na widowni m.in. mała garstka wdów smoleńskich robiących bezwstydnie błyskawiczną karierę polityczną w sejmie. Na ekranach i na sali przewija się w kółko krótki, lecz jakże barwny korowód. Nie braknie: specjalisty od spawania podwodnego, od gęstego betonu, od wózków kopalnianych, od domków jednorodzinnych, a nawet wynalazcy urządzenia do usuwania piegów z Danii. Do uczestnictwa w ZP (Zamachowym Przekręcie) wiedza fachowa w zakresie badania wypadków lotniczych jest kompletnie zbyteczna, bo barany-wyborcy PiS tak czy inaczej w ciemno wierzą w Zamach, zanim jego obowiązujące tymczasowo szczegóły zostaną ustalone. Dochodzi do przestępstw ściganych kodeksem karnym z paru osobnych paragrafów. Urzędnicy organów państwa są pomawiani i szkalowani. Macierewicz daje 9.04.13 do ręki swemu współpracownikowi prof. Rońdzie sensacyjne (sfałszowane) materiały dowodowe w toczącej się sprawie śmierci 96 osób. Po programie, a dokładniej po debacie ze mną i red. Kraśko, Macierewicz odbiera je Rońdzie. Rońda opowiada o tym w prokuraturze, a po pół roku ujawnia w TV Trwam, że łgał w TVP;  kwity które pokazywał to był "blef".  Ale Antoni jest chroniony w RPIII jakąś carte blanche, nikt go o sprawę nawet nie pyta: ma wolne pole do PO-PiSu.

Prawie nikt, poza oczywiście byłymi członkami komisji Millera (ale o tych prawdziwych fachowcach nie będę tu mówił) nie garnie się też, by zaprzeczyć oczywistym herezjom techniczno-naukowym ludzi Antoniego. Liczba osób podających się za inżynierów jest w Polsce bardzo duża, ale tylko parę procent z nich coś umie na poziomie absolwenta dobrej zachodniej uczelni. Sorry, taki mamy klimat, że wolą się nie narażać pisowcom z sekty smoleńskiej, wydając fachową opinię o wypadku. Przewidują co stanie się, kiedy tamci przejmą władzę. Z kilkoma bardzo chlubnymi wyjątkami, zdecydowanie najszybszym refleksem w chowaniu się wykazują się po 10.04.10 piloci polscy, którzy w LOT rozumieją co się stało i dlaczego. Albowiem wiedzą ze słyszenia, jak skandaliczny burdel panował w 36. SPLT na Okęciu przed katastrofą. Ale nie tylko tam, w całych siłach powietrznych. Zaszła przecież w tym tanim, źle zarządzanym lotnictwie wojskowym bardzo podobna co do przyczyn do tej smoleńskiej katastrofa dużego samolotu CASA 296 nabitego generałami. Na podejściu do lotniska w Mirosławcu bez ILS, przy złej widoczności, w chmurach i mgle, w r. 2008. 
 
Trwają polityczne miesięczniczki oraz synchroniczna, seryjna produkcja coraz bardziej wybrakowanych i dziwacznych pomysłów na zamach. Po kompromitacji teorii sztucznej mgły i helu w proszku,  PiS porzuca je. Wymyślają nowe kłamstwa i lotnicze nonsensy. Samolot przegubowy, obezwładnienie na 15 metrach, końcówki skrzydła jak bumerangi, tupolew jako tzw. biniendolot do bezpiecznego lądowania w jednym kawałku do góry kołami, mikrowybuchy, makrowybuchy, wybuch przed skrzydłem, fragmentacja w locie, puszki po piwie, parówki z trotylem, mały kąt natarcia, brak krateru, kontrolerzy mordercy, gaśnica z nitrogliceryną i bomba paliwowa odpalona na końcu pola rozpadu przy ogniskach pożaru. Inteligentni pomocnicy ZP Macierewicza odeszli, a lepszych koncepcji NIET, chociaż czasami szczęście się uśmiecha. Udaje im się ściągnąć z rosyjskiego forum zmanipulowane zdjęcie skrzydła (o czym inż. Binienda wie, lecz pokazuje dalej, zupełnie tak jak wiedział, że końcówka skrzydła DC-7 przeleciała naprawdę 130 metrów, a nie poniżej 12, jak twierdzi). Za każdym razem przedstawiane są przez naczelnego kłamcę jako nowa, sensacyjna i znów jakoby niepodważalna Prawda (po tym, jak wszystkie poprzednie są bez wysiłku obalane i ośmieszane w salonie24 przez blogerów takich jak: andrzejmat, paes64, ford prefect, flyga, M Jaworski, gwant, wywczas, nudna teoria, John Kowalski, soundamator, pdurys, syzyf, józef moneta, wotur, jerzyk07, bufon, mirobart, maniek, zenon8228, cheshire cat, nerwica eklezjogenna, klimentowski,  wadams i you-know-who).

W 2016 r. Zespół Parlamentarny zmienia nazwę na Podkomisja Komisji i zaczyna hodować za pieniądze z budżetu blaszane ptaki. Budują na klepisku szopę z namalowanymi oknami i drzwiami, lecz widocznie coś musi być z nią nie tak, bo ją wysadzają w powietrze. Następny milion do kieszeni. I następny przekręt: WAT robi badania w tunelu aerodynamicznym, wskazujące, choć cichym głosikiem, żeby nie stracić finansowania, że w Smoleńsku obrót samolotu był nieunikniony po stracie skrzydła. Podkomisja dopisuje do tego swoje dokładnie odwrotne wnioski końcowe i staje w siódmą rocznicę wypadku w szranki z wytwórnią W. Disneya na spektaklu, gdzie mundurowi bez honoru klaszczą podkomisjantom bez mózgu. Prapremierę strasznego filmu z wysadzania szopy kończą pytaniem do publiczności: czy tak było w Smoleńsku? Sami nic nie potrafią ustalić. Liczba baranów/zamachistów pisowskich po początkowym stałym przyroście spowodowanym w latach 2010-2014 kompletnym brakiem reakcji państwa polskiego tj. rządu Tuska, spada teraz jednak gwałtownie,  do minimalnego poziomu twardego elektoratu Macierewicza i Kaczyńskiego, w sumie rzędu 20% wyborców. Dlaczego? Bynajmniej nie głównie ze względu na działanie za późno utworzonego Zespołu Laska (d.s. wyjaśniania publiczności istoty katastrofy i raportu KBWLLP), który pani Broszka dostaje polecenie natychmiast skasować i dobrze pozamiatać po nim w sieci, w ramach dobrej zmiany. Przyczyna była inna. 

Otóż wszyscy, a głównie jego baza, oczekiwali od p. Antoniego po wygraniu przez PiS władzy totalnej (dzięki cwanemu ukryciu go w szafie na czas wyborów, co drugi raz się nie uda), zapowiadanych latami DOWODÓW ZAMACHU. Przecież dziesiątki razy twierdził, że poprzednie fachowe śledztwa były sfałszowane, że wina Tuska, że ukryto dowody na zamach (kiedyś nazywany eufemistycznie wpływem osób trzecich lub wybuchem, dziś już dosłownie zbrodnią). Po przejęciu MON włamywał się nocami do jednych biur, a z innych kazał przynosić na biurko wszystkie dokumenty lub ich kopie. A tu mija rok, mijają dwa lata i... nic. Po takim czasie oczekiwania nawet barany zaczynają coś kojarzyć. Dociera już do połowy z nich, że Macierewicz zrobił przekręt, że dowodów nie będzie i nigdy nie było.

Podkomisję pogrąża w 2017 r.  jej przewodniczący Berczyński (Drogi Wacek, jak powie o nim Macierewicz; pracował u Boeinga jako programista, udaje ważną figurę nie mając pojęcia o locie płatowca ani eksplozji termobarycznej, którą ma promować). Przechwala się, jak "wykończył" zakup przez Polskę helikopterów z Francji, które Airbus miał budować w Łodzi. Albo jest mitomanem, albo popełnił przestępstwo. MON panicznie dementuje, PO zgłasza aferę do prokuratora, a Drogi Wacek gwałtownie opuszcza kraj i nie wraca, chociaż dalej pobiera wynagrodzenie z kasy publicznej. Musi porzucić dane mu przez Antoniego przewodniczenie podkomisji i synekurę w radzie nadzorczej Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 1 w Łodzi. Zaczyna się też konflikt między @-z-brzytwą a innymi figurami PiS, związany z drobną pomyłką Macierewicza. Sądził, że Duda jest jego podwładnym, takim jak np. pani Szydło. (Dla przypomnienia: premier rady ministrów, która nie miała najmniejszego wpływu na państwo-w-państwie MON. Już wymieniona.) Kaczyński udaje że wszystko jest cool,  ukrywając swoje uprzedzenie do Antka za większą popularność na wiecach. W dodatku dziwne rzeczy dzieją się z pieniędzmi w spółkach zbrojeniowych obsadzonych różnymi Misiewiczami i Berczyńskimi, kontrakty są kasowane a żadne nowe nie realizowane i ogólnie w korytarzach MON zaczyna roznosić się niepokojący zapach.

I oto 9.01.18, w końcu układ gwiazd (wyłącznie reżimowych, jako że o opozycji w kraju można mówić raczej tylko umownie) przestaje sprzyjać wielkiemu manipulatorowi. Macierewicz, dotąd wybitny lecz tylko teoretyk latania,  otrzymuje unikalną możliwość empirycznej weryfikacji swej teorii lotu: dostaje niespodziewanie kopa i lotem balistycznym opuszcza ministerstwo, w którym się już tak zadomowił, że hodował tam swoje Misie. Na ile sprawdzą się nienaukowe teorie o 12-metrowym locie dużych fragmentów, autorstwa jego 'głównych konstruktów BEinga', tj. jak daleko pan Antoni doleci i gdzie tak naprawdę wyląduje? Przez parę dni szybuje w nieważkości, a na ziemi w sejmie trwają bardzo niespieszne poszukiwania jakieś roboty zastępczej. Okażą się pozorowanymi ruchami, bowiem Macierewicz znów, jak przed ośmiu laty, jest trefnym towarem. 

Prezes PiS dał dużo sygnałów, że powoli rzuca religię smoleńską, która dobrze służyła aż się zużyła i teraz przeszkadza w zbliżającej się kampanii wyborczej. Wybuchowa teoria dziejów będzie jeszcze przepychana 10.04.18 resztką sił przez ekspertów-inaczej z udziałem byłego strażaka z Anglii, który na starość zajął się pod wpływem blogera s24 M Dąbrowskiego klejeniem za polskie grosiki skrzydeł z papieru i darciem ich (z parówkami w środku i puszką piwa?). Ale nie wiem czy ten teatr kukiełkowy po odejściu Wielkiego Animatora ktoś będzie oglądał. Będziecie?

Dn. 11.01.18  przychodzi w końcu czas, by ogłosić miejsce lądowania awaryjnego wraku politycznego zastępcy sekretarza generalnego PiS. Opuszczony przez kolegów zwlekających z propozycją jakieś lepiej utytułowanej pozycji zastępczej lub propozycji uczciwszej pracy, poseł Macierewicz nadaje sobie (zawiadamiając nowego ministra) znaczący mniej niż nic tytuł przewodniczącego swej własnej podkomisji komisji KBWLLP,  którą i tak zawsze sterował ręcznie. Ma pewien problem, bo tak zmienił prawo lotnicze, że teraz musi się najpierw przyjąć sam do KBWLLP... a to wbrew prawu. Najwyżej powie, że pracuje społecznie. Do kwietnia popilnuje pod-teatrzyk. Później inny ochłap - wicemarszałek (nawet nie marszałek). Antoni Macierewicz wchodzi w buty obecnego przewodniczącego podkomisji, naszego kolegi KaNo,  wiecznego adjunkta Kazimierza Nowaczyka, wyrzuconego z uniwersytetu Maryland za Smoleńsk (afera z udziałem AM). O takim awansie Antoni chyba nawet nie marzył! Spieszę z gratulacjami i czekam na dalsze występki.

Zobacz galerię zdjęć:

Demotywatory.pl
Demotywatory.pl

Nazywam się Paweł Artymowicz, ale wolę tu występować jako YKW. Moje wyniki zatwierdził w 2018 r. i podał za wzór W. Biniendzie jako wiarygodne wódz J. Kaczyński (naprawdę! oto link). Latam wzdłuż i wszerz kontynentu amerykańskiego (link do mapki), w 2019 r. 40 godz. za sterami, ok. 10 tys. km; Jestem niezłym (link), szeroko cytowanym profesorem fizyki i astrofizyki [link] (zestawienie ze znanymi osobami poniżej). Kilka krajów nadało mi najwyższe stopnie naukowe. Ale cóż, że byłem stypendystą Hubble'a (prestiżowa pozycja fundowana przez NASA) jeśli nie umiałbym nic policzyć i rozwikłać części "zagadki smoleńskiej". To co mówię i liczę wybroni się samo. Nie mieszam się do polityki, ale gdy polityka zaczyna gwałcić fizykę, a na dodatek moje ulubione hobby - latanie, to bronię tych drugich, obnażając różne obrażające je teorie z zakresu "fizyki smoleńskiej". Zwracam się do was per "drogi nicku" lub per pan/pani jeśli się podpisujecie nazwiskiem. Zapraszam do obejrzenia wywiadów i felietonów w artykule biograficznym wiki. Uzupełnienie o wskaźnikach naukowych w 2014 (za Google Scholar): Mam wysoki indeks Hirscha h=30, i10=41, oraz ponad 4 razy więcej cytowań na pracę niż średnia w mojej dziedzinie - fizyce. Moja liczba cytowań to ponad 4100 [obecnie 7500+, h=35]. Dla porównania, prof. Binienda miał wtedy dużo niższy wskaźnik h=14,  900 cytowań oraz 1.2 razy średnią liczbę cytowań na pracę w dziedzinie inżynierii. Inni zamachiści (Nowaczyk, Berczyński, Szuladzinski, Rońda i in. 'profesorowie') są kompletnie nieznaczący w nauce/inż. Częściowe  archiwum: http://fizyka-smolenska.blogspot.com. Prowadziłem też blog http://pawelartymowicz.natemat.pl. 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (65)

Inne tematy w dziale Polityka