STAŁY PUNKT PROGRAMU
...w wystąpieniach publicznych ekspertów zespołu Macierewicza to od dłuższego czasu hipoteza dwóch wybuchów. Występowałem i będę występował publicznie przeciwko tej hipotezie, ponieważ jest klasycznym przykładem koncepcji, która jawnie gwałci Fizykę i to (jak zobaczymy) stukrotnie. Nie tylko ją, ale wszelaką wiedzę lotniczą. Wybuchy miały jakoby uczynić samolot TU-154M przegubowym, przód pozostawiając nie obracającym się, a obrócić do góry kołami tylko centropłat i tył samolotu. Nie jestem w stanie nadążyć za płodnością konceptualną zespołu, zatem nie wiem, aktualnie ile części leciało wg. nich gęsiego, zakręcając w miejscu wybuchu w stronę położonego sporo w lewo od oryginalnej trajektorii pola destrukcji lotu PLF 101, tak jak to czynią postacie z kreskówek Disneya. Teraz są to już chyba trzy części, zamiast dwóch, ale to nieważne. Nic podobnego nie stało się, choćby dlatego, że cały przegubowiec poleciałby prosto a nie w lewo. Ta cała koncepcja rozbiła się natychmiast o zwykłą nieznajomość awioniki, położenia skrzynek rejestratorów i czujników w samolocie (por. rozdz. 19), a głównie - kompletny brak dociekliwości, który zauważyli szybko blogerzy s24: jak po rozczłonkowaniu możliwe byłoby, że piloci sterowali nadal samolotem, jak zapisywał się nadal dźwięk w kabinie pilotów i tak dalej.
ILE PĘDU POTRZEBA
Mówiłem w wywiadach (np. w Polsacie i w najnowszym numerze Polityki), że wybuch kilkukilogramowego ładunku wybuchowego postulowany ostatnio przez dr. Szuladzińskiego nie może przekazać końcówce skrzydła, ani tym bardziej całej części tylnej samolotu koniecznej ilości pędu (iloczynu masy i prędkości). W pierwszym przypadku zasada zachowania pędu pogwałcona jest o czynnik ~100, zaś w drugim o czynnik wielu tysięcy. Udowodnię to tu i teraz.
Szuladziński zakłada, że wybuch #1 tuż przed skrzydłem zdołał odwrocić bieg końcowki skrzydła, lecącej początkowo z szybkością Vo = 77 m/s. Końcówka miała masę M1 ~ 600 kg, zatem rożnica pędu przed i po wybuchu wyniosła:
p(1) ~ 1.25 Vo M1 ~ 60 tysięcy kg*m/s,
przyjmujac, że końcówka po cudownym nawrocie ma szybkość 25% orginalnej.
W wywiadzie dla czasopisma "Fakt" Szuladziński powiedział, że "przód samolotu poleciał do przodu, tył poleciał do tyłu, a środek pozostał w miejscu". To wskazuje, że ładunek #2 który według niego wybuchł w centropłacie, dał przekaz pędu do tylnej części samolotu równy
p(2) ~1.25 Vo M2 ~ 2.4 milionów kg*m/s
przyjmując, że M2 ~ 25 ton.
ILE PĘDU BYŁO DO DYSPOZYCJI
Skąd wziął się ten pęd? No oczywiście, powinien się wziąć z materiału bomby, częściowo odparowanego i rozrzuconego siłą wybuchu, z prędkością mniej więcej równą prędkości dźwięku w rozgrzanym gazie (w fali uderzeniowej). Ta prędkość równa jest równa v~1000 m/s, ponieważ prędkość dźwięku zmienia się jak pierwiastek kwadratowy z temperatury, a ta jest o rząd wielkości większa, niż powietrza nieogrzanego, w którym prędkość dźwięku jest 3 razy mniejsza (~340 m/s). Prędkość fali uderzeniowej to tylko odgórne oszacowanie średniej prędkości materiału bomby, gdyż nieodparowane, masywniejsze odłamki faktycznie nie rozpędzają się do prędkości rozprężania się kuli ognistej, tak jak żaglówka nie żegluje z fordewindem szybciej od wiatru. Dlatego realistycznie dostalibyśmy mniejszą wartość osiągalnych prędkości i pędu.
Tak jak wiele wielkości fizycznych, można prędkość materiału bomby ocenić niezależną metodą, w tym wypadku na przykład ze znanej energii właściwej materiału wybuchowego. Zakładając, że ładunek składa się z mocnego środka wybuchowego trójnitrotoluenu (TNT), energia wybuchu to, jak łatwo sprawdzić, E/m = 4.2 MJ/kg, co po całkowitej zamianie na energię ruchu, nadałoby materiałowi bomby szybkość ( 2*4.2e6 )0.5 m/s = 2900 m/s. Ponieważ jednak olbrzymia większość energii chemicznej zamienia się na ciepło a nie energię kinetyczną, realistyczna prędkość odrzuconego materiału bomby jest < 1000 m/s, co już przed chwilą pokazałem.
Trzecim dowodem na to, że dobrze oszacowałem prędkość materiału bomby niech będzie to, że pisząc komentarz pod notką, zajrzałem do książki, którą kiedyś czytałem, ale szczegółów nie pamiętałem. To Forensic Investigation of Explosions (1998, Alexander Beverage, ed., Taylor & Francis Publ), w której jest rozdział pt. Evidence of explosive damage to materials in air crash investigations, autorstwa Maurice T Bakera i Johna M Winna. Opisują oni fachowo i ciekawie pracę najlepszych może w EU specjalistów w dziedzinie odnajdowania śladów zamachów bombowych w wypadkach samolotowych z DRA (zob. poniżej). Autorzy podają, że pewne wojskowe rodzaje ładunków dają wyższe, niż oszacowałem prędkości fali uderzeniowej, ale dokładnie takie jak moje oszacowanie prędkości szczątków bomby (gaz+fragmenty stałe), V = 500-2000 m/s.
Nota bene, ta zasłużona organizacja zwana DRA lub Defense Research Agency, zanim wyda ekspertyzę o wybuchu, musi znaleźć dwa niezależne dowody fizyczne tego wydarzenia. Nie przypuszczenia, nie domysły; dwa niezależne fizyczne dowody. Jeden nie wystarcza. Polecam lekturę. Wybuch można znaleźć i udowodnić, jeśli się wie jak to się robi. Absolutnie nie robi się tego w taki sposób, jak do tego podchodzą eksperci zespołu parlamentarnego. Przytaczają symulacje spadku kadłuba na ziemie, które są dla sprawy smoleńskiej zupełnie bezużyteczne. Owszem, do analizy potrzeba dostępu do wraku. I nie, nie jest na takie badania za późno. Jednak to byłyby b. drogie, detaliczne badania i byłyby konieczne jakieś dobre wstępne poszlaki przemawiające za możliwością sabotażu, a takich brak. Przeciwnie, polska komisja wykluczyła możliwość wybuchu. Najnowsza autopsja ciał p. Wassermana i in. dała ten sam wynik: zaprzeczyła możliwości wybuchu. Powróćmy do naszych obliczeń. Teraz możemy już zrobić
PORÓWNANIE MASY I PĘDU HIPOTETYCZNEJ BOMBY I CZĘŚCI SAMOLOTU
Jaka była masa czegoś co wybuchło (1) przed skrzydłem, albo (2) we wnętrzu centropłata?
Końcówka skrzydła spadła na ziemie BEZ ŚLADÓW wybuchu żadnej bomby, nie była nawet osmalona ani nie rozpadła się na drobne kawałeczki (o czym zapomniał sam Szuladziński, który te koncepcję rozpadu przez wybuch próbuje stosować do samolotu). Ładunek wybuchowy był więc niewielki lub go nie było. To samo rozumowanie odnosi się do przypadku (2). Podobno wystarczy ok. 2 kg, w hipotezie zespołu Macierewicza. Każda dużo większa bomba byłaby zresztą słyszalna łatwo z płyty lotniska.
Ja specjalnie pozwolę sobie wziąć pod uwagę granatnik rakietowy, taki jakiego używa większość armii świata: RPG-7, en.wikipedia.org/wiki/File:RPG7.jpg o masie granatu M = 2.5-4.5 kg. Nie ograniczę się do mniejszych głowic, wezmę M ~ 4 kg; dlatego można mówić o pewnej przesadzie na korzyść teorii wybuchu.
Jaka cześć materiału rozszerzającego się na sześć stron świata (włącznie z górą i dołem) popychać będzie dany obiekt: skrzydło lub kadłub, w najlepszym przypadku? 1/6. Reszta pędu ucieka bowiem w inne strony świata i jest przekazywana innym obiektom. A ile z tej maksymalnej wartości (1/6 materiału bomby lecącego w dobrym kierunku) trafi naprawdę w skrzydło lub kadłub i utkwi w nim? Załóżmy nawet, że 100%, choć to niemożliwe! Wtedy mamy maksymalny przekazany pęd, równy
p(RPG) ~ (M/6)*1000 m/s = 666 kg*m/s
[Zwróćmy uwagę na wymowe tej liczby: 666! To potwierdza słuszność mojego oszacowania.... :-]
Tak wiec, nawet przy najlepszych chęciach i wyśrubowanych założeniach, jeden granatnik rakietowy nie wystarcza do urwania i zawrócenia skrzydła. Do tego potrzeba co najmniej p(1)/p(RPG) = 60000/666 = 90 granatników rakietowych RPG-7. To właśnie ten brakujący u Szuladzińskiego czynnik ~100, o którym mówiłem.
Do odrzucenia w tył końca samolotu potrzeba zaś co najmniej p(2)/p(RPG) = 2.4 mln /0.666 tys. = 3600 granatników RPG-7. To ta pomyłka o czynnik większy, niż kilka tysięcy.
[Spróbujmy zresztą wycelować granatnik rakietowy w wąskie i poruszajace się błyskawicznie skrzydło! Co dziesiaty trafi, albo mniej. Stąd wnioskuję, że do magicznego tricku wysłania końcówki skrzydła z powrotem do punktu, gdzie była znaleziona, potrzeba było oddziału dwóch tysięcy komandosów z RPGs, no i potem też trzeba było na koniec umyć i wyklepać bardzo szybko tę końcówkę (jeśli by z niej cokolwiek zostało). To mogli zrobić w tym autokomisie, który stał obok, bo na pewno przed sprzedażą samochodów rutynowo wyklepywali tam stłuczki. Biorę ironiczne komentarze w nawias, bo zdarzało się już, że bywały dosłownie rozumiane. Napiszę jeszcze prościej, bo mimo tej uwagi nadal ktoś w komentarzach nie pojął -- to co w nawiasie kwadratowym, nie jest całkiem na serio :-]
Z odrzuceniem "tyłu samolotu do tyłu" przy użyciu małej bomby Szuladziński ma olbrzymi kłopot. Ja na jego miejscu poddałbym się bez walki. Nawet koncepcja wysyłania obiektów do tyłu lotem okrężnym typu australijskiego bumerangu nie pomoże (rozumiem, że z początku na serio to omawiał). Poddałbym się, albo poćwiczył zastosowanie elementarnej mechaniki, zanim zacząłbym proponować wybuchy i zamachy.
CO TO W OGÓLE JEST ???
Proponowane przez Szuladzińskiego scenariusze to nie fizyka, ani nie inżynieria. Nawet nie fizyka Arystotelesa (jak spadek samolotu w ciągu mniej niż 1 sekundy za brzozą, proponowany w prezentacjach dr. Nowaczyka i Biniendy). To tzw. fizyka smoleńska (czyli bzdurna). Jak raz powiedział Wolfgang Pauli, ta hipoteza nie jest nawet błędna.
Ale taka jest właśnie australijsko-amerykańska ekspertyza wykonana dla zespołu sejmowego pod przewodnictwem posła Antoniego Macierewicza! Została bardzo gorąco przyjęta. Mimo, że dokładnie tak, jak przewidywałem i pisałem w rozdz. 19, dr Szuladziński nie przedstawił obliczeń numerycznych, tylko i wyłącznie domysły. ("Cenie wiedzę i umiejętności Szuladzińskiego, ale nie są one tego rodzaju, aby dać nam nowe rozwiązania numeryczne, poprawne symulacje fragmentacji samolotu, czy to w zderzeniu z zalesionym terenem, czy przy wybuchu hipotetycznej bomby"). Bezpodstawna ekspertyza wykorzystywana jest obecnie przez wszystkich "ekspertów" i fanów zespołu Macierewicza. Z odczytami m.in. o tej właśnie koncepcji jeździł niedawno po kraju prof. W. Binienda, a sama koncepcja dwóch wybuchów (to uczciwie trzeba przypomnieć) ma swe początki w przypuszczeniach dr. K. Nowaczyka (jak informuje p. Michał Jaworski, wzięła się z jego uwag o dwóch wstrząsach, Nowaczyk zawłaszczyl sobie te obserwacje i przerobił je na wybuchy). Wykorzystywana jest do celów zespołu zupełnie nie związanych ani z fizyką czy inżynierią, ani z bezpieczeństwem w lotnictwie.
(c) P. Artymowicz, czerwiec 2012 r.
____________________________________________________________________________________
"Nikt ze światłych ludzi, mający dla siebie choć trochę szacunku, nie będzie wychodził z jakimiś sensacyjnymi wnioskami (zamach), nawet jeśli coś się nie zgadza." (dr Grzegorz Szuladziński w 2011 r. , przed pracą zleconą dla zespołu Macierewicza)
____________________________________________________________________________________
W komentarzu z 29.06 opisuję moje pytania do Grzegorza Szuladzinskiego i brak jego odpowiedzi.
Nazywam się Paweł Artymowicz, ale wolę tu występować jako YKW. Moje wyniki zatwierdził w 2018 r. i podał za wzór W. Biniendzie jako wiarygodne wódz J. Kaczyński (naprawdę! oto link). Latam wzdłuż i wszerz kontynentu amerykańskiego (link do mapki), w 2019 r. 40 godz. za sterami, ok. 10 tys. km; Jestem niezłym (link), szeroko cytowanym profesorem fizyki i astrofizyki [link] (zestawienie ze znanymi osobami poniżej). Kilka krajów nadało mi najwyższe stopnie naukowe. Ale cóż, że byłem stypendystą Hubble'a (prestiżowa pozycja fundowana przez NASA) jeśli nie umiałbym nic policzyć i rozwikłać części "zagadki smoleńskiej". To co mówię i liczę wybroni się samo. Nie mieszam się do polityki, ale gdy polityka zaczyna gwałcić fizykę, a na dodatek moje ulubione hobby - latanie, to bronię tych drugich, obnażając różne obrażające je teorie z zakresu "fizyki smoleńskiej". Zwracam się do was per "drogi nicku" lub per pan/pani jeśli się podpisujecie nazwiskiem. Zapraszam do obejrzenia wywiadów i felietonów w artykule biograficznym wiki. Uzupełnienie o wskaźnikach naukowych w 2014 (za Google Scholar): Mam wysoki indeks Hirscha h=30, i10=41, oraz ponad 4 razy więcej cytowań na pracę niż średnia w mojej dziedzinie - fizyce. Moja liczba cytowań to ponad 4100 [obecnie 7500+, h=35]. Dla porównania, prof. Binienda miał wtedy dużo niższy wskaźnik h=14, 900 cytowań oraz 1.2 razy średnią liczbę cytowań na pracę w dziedzinie inżynierii. Inni zamachiści (Nowaczyk, Berczyński, Szuladzinski, Rońda i in. 'profesorowie') są kompletnie nieznaczący w nauce/inż. Częściowe archiwum: http://fizyka-smolenska.blogspot.com. Prowadziłem też blog http://pawelartymowicz.natemat.pl.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka