Antoni Macierewicz, animator manipulacji i fałszowania danych smoleńskich (zob. niedawny rozdz 64. bloga), potwierdził w rocznicę katastrofy moje przewidywania. Nie ujawnił faktu, że za pieniądze publiczne zamówił w krajach UE analizy danych z wypadku smoleńskiego, u osób zawodowo i przez wiele lat zajmujących się badaniem wypadków lotniczych. Ukrył fakt, że na przełomie roku złożyli oni swe opinie i że opinie te sprzeczne są z jego nienormalnymi rojeniami wybuchowo-zamachowymi. Zamiast upublicznić rzetelne analizy europejskich badaczy katastrof ogłosił, że prowadzone w instytucie NIAR (National Institute for Aviation Research) w Wichita, Kansas, teoretyczne i oderwane pod niektórymi względami od rzeczywistości modelowanie "potwierdziło", że katastrofa nie mogła się zdarzyć. To znaczy mogła, ale rzekomo tylko tak jak chce Macierewicz (przez wybuchy, zamach), a nie tak jak naprawdę przebiegła (CFIT). Wyjaśnię na czym polega ta hucpa.
Opiszę sprawę modelowania w czterech punktach na dwóch stronach, gdyż dłuższe tłumaczenie rzeczy oczywistych uwłaczałoby inteligencji każdego rozumiejącego inżynierię i techniki obliczeniowe czytelnika. Kto jednak nie ma wiedzy fizycznej i chce wyjaśnień, niech pyta. (Po ujawnieniu części wyników NIAR dodałem na końcu Postscriptum).
1. Samo modelowanie na komputerze nie może udowodnić ani zakwestionować przebiegu wypadku, jeśli założenia są niefizyczne, a otrzymane wyniki sprzeczne z danymi zebranymi przez pracujących na miejscu wypadku fachowców. Tym bardziej jeśli model przeczy zawartości niezależnych rejestratorów z 3 krajów. Jeśli modelowanie nie zgadza się z realiami, znaczy że zostało źle przeprowadzone i trzeba je poprawić a nie świrować, że ktoś sfałszował rzeczywistość; to tylko otwiera drzwi do manipulacji politycznej ludziom bez zasad, zwłaszcza aparatczykom.
Tak, dla przykładu, zostały kompletnie źle wykonane obliczenia W. Biniendy z Akron (osoby która dyrygowała zleceniami dla NIAR) dotyczące zderzenia skrzydła TU-154M z pniem brzozy na działce dra Bodina. Użył on tendencyjnie 3-4 razy za grubych modelowanych blach skrzydła, zaś materiał brzozy poddał takiej erozji numerycznej, że uderzony sektor pnia znikał (sic!) łamiąc podstawowe prawa fizyki. Obrazek z animacji Bininedy zdobi ten tekst. Były i inne nonsensy, jak krok czasowy 1 ns. M. Con, a w salonie24 M. Jaworski zwracali uwagę na magiczną zamianę ghard z 0 na 1, czyniąc pień drzewa najpierw sflaczałym.. makaronem(?), a po zderzeniu (by wstał) idealnie sprężystym. [Binienda to osoba bardzo nieuczciwa. Ukrywał przeczące jego niefizycznym teoriom wyniki FAA/NASA (końcowka skrzydła wg NASA hamuje w powietrzu i spada w odległości 130 m, a w błędnych symulacjach Binindy tylko 12 m). Ukrył te swoje symulacje, które przeczyły teorii spiskowej o pancernym skrzydle. Na jego nieszczęście, niechcący pokazał je raz Macierewicz.]
Lepiej, choć też jak zobaczymy źle, zostały wykonane w NIAR w 2017 r. obliczenia hipotetycznego, wybuchowego wystrzelenia z kadłuba drzwi 2L w kierunku ziemi. Chodziło o to czy mogą zagłębić się na 1 m pod ziemię, gdzie je znaleziono na wrakowisku. Przyjęta prędkość początkowa w kierunku poziomym kompletnie fałszowała realia (wynosiła nie więcej niż 20 m/s zamiast ponad 70 m/s). Zastosowano również błędny model materiałowy gruntu, pozbawiony członów zależnych od prędkości wbijania przedmiotu: standardowy model elasto-plastyczny z LS-Dyna, zamiast wisko-plastycznego. Dlatego NIAR przewidział dwa razy za duże zagłębienie drzwi 2L. Przy założonym wektorze prędkości drzwi w istocie zagłębią się jedynie na pół metra. Prawidłowe obliczenie kategorycznie obala hipotezę wstrzelenia drzwi 2L pod ziemię. Proponowane wstrzelenie 1m pod grunt wymaga prędkości drzwi rzędu prędkości dźwięku (dla porównania, wybuch termobaryczny nadaje im prędkość kilkadziesiąt razy mniejszą, < ~10 m/s), a to z kolei spowodowałoby kompletne zniszczenie strukturalne ramy drzwi, do którego nie doszło. W obliczeniu NIAR skierowano drzwi tendencyjnie i nieprawdopodobnie, brzegiem w kierunku ziemi, w sprzeczności z proponowanym wybuchem parę metrów nad wrakowiskiem, przy znanym kącie obrotu kadłuba. A jeśli wystrzelone byłyby drzwi 2L, to drzwi 2R też, w przeciwnym kierunku, i te poleciałyby daleko poza niewielkie wrakowisko, gdzie były faktycznie. Drzwi 2L zostały w rzeczywistości wepchnięte pod ziemię w procesie fragmentacji samolotu. Grupa G. Olivaresa nie została jednak zaznajomiona z danymi i wiedziała ogólnie bardzo niewiele o katastrofie. Łatwo się domyślić komu to zawdzięczają.
2. Wybuchy, nie mówiąc już o zamachu, lub jak to Macierewicz nazywał "działaniu osób trzecich", można tylko udowodnić znajdując: zapalnik, materiał wybuchowy, duże ilości osmaleń z częściowego spalania materiału bomby, liczne mikrocząstki z ładunku wybuchowego zatopione z wielką prędkością w blachach wraku, zniszczenie płuc i bębenków usznych u wielu ofiar falą wybuchu oraz liczne inne charakterystyczne ślady wysokiej temperatury i ciśnienia. Śledczy prokuratur i komisji badania wypadków lotniczych zwracali oczywiście uwagę na taką możliwość i zebrali przez minione 10 lat wielką liczbę próbek chemicznych i materiałowych. Ani polskie laboratoria kryminalistyczne ani zagraniczne nie znalazły dowodów na scenariusz wybuchu lub wybuchów, i wykluczyły tę hipotezę. O szczegóły proszę koniecznie pytać Prokuraturę Krajową i osobiście prok. Pasionka, który ma obowiązek informować o postępie prowadzonego przez siebie śledztwa, oraz zaznajomić się z zeszłorocznym przeciekiem prasowym Opinii Kompleksowej Zespołu Biegłych.
3. Aby przyjąć zlecenie analizy komputerowej wypadku, każdy rzetelny naukowiec musi zmierzyć siły na zamiary. W NIAR nie zrobiono tego. Dla częściowego ich usprawiedliwienia, nie zostali oni poinformowani o faktycznej złożoności zadania. Może Binienda zlecił im modelowanie spadku na gładką powierzchnię? Przecież sam robił takie nonsensowne modele pancernego "biniendolotu" nie rozpadającego się na kawałki w zderzeniu z płaską pustynią. Biniendolot "amortyzuje upadek" i orze ziemię statecznikiem, poza tym, jest nim ogólnie bezpieczniej lądować do góry kołami niż normalnie. Proszę zwrócić uwagę, że nie żartuję, tylko cytuję prelekcje komisarzy ludowych urzędujących tuż obok izby wytrzeźwień.
Dr Gerardo Olivares to jedyny samodzielny i doświadczony pracownik naukowy, który był w grupie 3 osób robiących na zamówienie nielegalnej "podkomisji" obliczenia. Dwaj pozostali to jego byli studenci, dziś młodsi pracownicy naukowi bez zauważalnej historii staży naukowych gdziekolwiek poza uniw. w Wichita, Kansas, którego częścią jest instytut NIAR. Nota bene, również Olivares miał taką anomalną karierę naukową, gdyż całą edukację i stopień doktora, a teraz pracę, zawdzięcza jednemu wydziałowi uniw. stanowego w Wichita. Nie podjąłbym się na miejscu szefa niewielkiego laboratorium zadania szczegółowego modelowania rozpadu spadającego na las tupolewa, gdyż:
(i) Nie ma żadnych konkretnych danych o przeszkodach terenowych i drzewach (o położeniach, rozmiarach i ich właściwościach materiałowych) oprócz zdjęcia satelitarnego sprzed wypadku, gdzie widać korony drzew w lesie, lesie który został skoszony w czasie destrukcji tupolewa. Dlatego nie wiadomo którą część tupolewa cięły które pnie, która część wyhamowała na jakim lokalnym dołku lub górce ziemi, prowadząc do pęknięcia jakiego elementu. To wyklucza zgodność wyników modelu komputerowego ze szczegółowym rozkładem odłamków na wrakowisku.
(ii) Grupa musiałaby wykonać dla zebrania statystyki długą serię dynamiki rozpadu modeli TU-154 w wysokiej rozdzielczości, takiej by elementy konstrukcyjne były właściwie odwzorowane i realistycznie pękały. Rozdzielczość musi być poniżej centymetra. Takich obliczeń się nie prowadzi, gdyż nie są wykonalne dla całego samolotu z zawartością. Robiono tylko pojedyncze modele w małej rozdzielczości, w prostych przypadkach spadku na betonową lub piaszczystą płaszczyznę. Do obliczeń hi-res potrzebne są też odpowiednio wysokiej rozdzielczości dane wejściowe o wyżej wymienionych przeszkodach terenowych, których nie ma; por. (i)
(iii) Potrzeba bardzo dużych mocy obliczeniowych, którymi NIAR nie dysponuje. W modelowaniu na superkomputerach (massively parallel distributed computing) nie mają koniecznego doświadczenia. Wnoszę to z licznych rozmów z Olivaresem i koordynatorem jego laboratorium, dzięki wizycie na jego zaproszenie w NIAR latem 2018 r., gdzie nota bene poleciałem swoim samolotem. Wspominam o tym, bo traf chciał, że podejście końcowe i lądowanie wykonałem jak w Smoleńsku, w bardzo złożonych warunkach meteorologicznych - jednak nie łamiąc minimów podejścia nieprecyzyjnego o czynnik dziewięć, jak piloci PLF 101 10 lat temu. Jeśli kogoś to bardzo interesuje, niech poszpera w internecie, a zobaczy, że laboratorium Olivaresa głównie zajmuje się testowaniem i certyfikowaniem foteli z przypiętymi manekinami. Pokazano mi ich tam tyle, że miałem potem koszmary. Natomast w zestawieniu z szumną nazwą instytutu i laboratorium, ich umiejętności (obsługa LS-Dyna) i moce obliczeniowe rozczarowują; są na poziomie tych, którymi dysponuje omówiony wyżej Binienda i jego studenci w Akron.
4. Zadanie wiernej reprodukcji rozpadu samolotu na znaczną liczbę odłamków przy odwróconym spadku na las jest niewykonalne, nie tylko na obecnym etapie rozwoju technik obliczeniowych (którym poświęciłem ponad 30 lat pracy zawodowej), ale też ze względów fizycznych -- wyniki zależą w sposób bardzo czuły na bardzo liczne parametry i dane wejściowe modelu. Ostatecznie to katastrofa i chaos, a nie spacer w parku! Żaden model nie ma szansy odtworzy rozkladu tysięcy szczątków. I o to chodzi zamawiającym obliczenia manipulantom. W zleceniu Biniendy chodziło o reprodukcję jego własnych błędnych obliczeń, a nie odtworzenie katastrofy w komputerze, i to się poniekąd udało: rozdzielczość i modelowanie były nieadekwatne i fragmentacja w porównaniu z rzeczywistą oczywiście za mała. Dobrze, że "wichitolot" jednak się w ogóle rozpadł, w odróżneniu od biniendolotu, przecząc kompetencji Biniendy. Macierewicz wyciąga z rozbieżności typowe dla niego sensacyjne wnioski, podczas gdy są z góry do przewidzenia.
Jest też kwestia jak zacząć symulację rozpadu. Problem NIAR jest taki, że nie posiadają tam wiarygodnych danych o locie przed spadkiem na ziemię środka masy i o obrocie uszkodzonego wcześniej na brzozie tupolewa 101. Dlatego nie wiedzą, jak prawidłowo zacząć modelowanie rozpadu. Jedyne co mieli, to pomierzone w Mińsku Maz. grubości niektórych blach tupolewa 102, choć i tak nie wszystkich ważnych. Wykonałem modelowanie dynamiczne ruchu tupolewa, podające w dobrym przybliżeniu (jak pokazało zestawienie z ciętymi drzewami) położenie i kątowe ułożenie obracającego się samolotu. Olivares dowiedział się o tym i dlatego był ze mną w kontakcie, od czasu pomiarów 102-ki. Chciałem pomóc przekazując pełne dane z moich symulacji. Na przeszkodzie temu stanęły m.in. dwukrotne, publiczne i personalne ataki Biniendy na mnie. Współpracę z NIAR musiałem zakończyć. Pewnie o to właśnie chodziło Biniendzie w jego bezczelnych kłamstwach. Bóg jeden wie co NIAR-owcy wrzucili jako input do LS-Dyny. Powinni opublikować zbiór dynain. Wątpię, by ich symulacje, choćby i z tego dodatkowego względu, były do czegokolwiek przydatne. Jednak spośród uwag 1-4, niewątpliwie najważniejsze są dwie pierwsze.
A zatem twierdzenie jakoby ćwiczenia rachunkowe na PC-tach w Wichita miały stanowić jakikolwiek decydujący dowód w sprawie katastrofy smoleńskiej 10.04.10 są kolejną prymitywną manipulacją Antoniego Macierewicza.
Im dalej w las, a minął właśnie dziesiąty rok jego ciągłego Kłamstwa Smoleńskiego, tym Macierewicz mniej wie czego się chwycić. Kiedyś były to: umysłowo upośledzone (i wzajemnie sprzeczne) teorie aerodynamiczne Biniendy, Nowaczyka i Berczyńskiego o locie z przyciętym skrzydłem, potem sfabrykowane dowody o wybuchu wetknięte przez Macierewicza do ręki Rońdzie, 'element Obrębskiego' dany mu do potrzymania i schizofreniczne analizy tej blachy ze śmietnika, potem chore opowieści o trzech takich co przeżyli, hodowla blaszanych ptaków do łamania brzóz i wysadzanie szopy z pojedynczej blachy bez okien i bez deformowalnej podłogi przez wojskowych bez honoru, a na koniec solenne obietnice sensacyjnych nagrań z Łotwy. Nic nie wypaliło. Teraz pozostają już tylko, dokładnie tak jak na początku 9 lat temu, amerykańskie wprawki obliczeniowe, kiedyś made in Akron, teraz zlecone Wichita przez tego samego ignoranta. Robione bez zrozumienia metodologii badań wypadków ani fizyki obliczeniowej, są warte mniej niż zero, gdyż wrednie deprecjonują w oczach laików ideę modelowania numerycznego w badaniach katastrof.
Nic więc dziwnego, że zapytany o to niedawno rzecznik prokuratury zapewnił, że po pierwsze nie dostali raportu końcowego podkomisji Macierewicza, po drugie ten raport ich zupełnie nie interesuje, a po trzecie ich własne wyniki dochodzenia Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ będą się różniły. Uważny czytelnik właśnie zrozumiał dlaczego.
(c) Paweł Artymowicz, 10.04.20
Postscriptum: Metody i wyniki obliczeń NIAR recenzuję w następnym rozdziale bloga.
Nazywam się Paweł Artymowicz, ale wolę tu występować jako YKW. Moje wyniki zatwierdził w 2018 r. i podał za wzór W. Biniendzie jako wiarygodne wódz J. Kaczyński (naprawdę! oto link). Latam wzdłuż i wszerz kontynentu amerykańskiego (link do mapki), w 2019 r. 40 godz. za sterami, ok. 10 tys. km; Jestem niezłym (link), szeroko cytowanym profesorem fizyki i astrofizyki [link] (zestawienie ze znanymi osobami poniżej). Kilka krajów nadało mi najwyższe stopnie naukowe. Ale cóż, że byłem stypendystą Hubble'a (prestiżowa pozycja fundowana przez NASA) jeśli nie umiałbym nic policzyć i rozwikłać części "zagadki smoleńskiej". To co mówię i liczę wybroni się samo. Nie mieszam się do polityki, ale gdy polityka zaczyna gwałcić fizykę, a na dodatek moje ulubione hobby - latanie, to bronię tych drugich, obnażając różne obrażające je teorie z zakresu "fizyki smoleńskiej". Zwracam się do was per "drogi nicku" lub per pan/pani jeśli się podpisujecie nazwiskiem. Zapraszam do obejrzenia wywiadów i felietonów w artykule biograficznym wiki. Uzupełnienie o wskaźnikach naukowych w 2014 (za Google Scholar): Mam wysoki indeks Hirscha h=30, i10=41, oraz ponad 4 razy więcej cytowań na pracę niż średnia w mojej dziedzinie - fizyce. Moja liczba cytowań to ponad 4100 [obecnie 7500+, h=35]. Dla porównania, prof. Binienda miał wtedy dużo niższy wskaźnik h=14, 900 cytowań oraz 1.2 razy średnią liczbę cytowań na pracę w dziedzinie inżynierii. Inni zamachiści (Nowaczyk, Berczyński, Szuladzinski, Rońda i in. 'profesorowie') są kompletnie nieznaczący w nauce/inż. Częściowe archiwum: http://fizyka-smolenska.blogspot.com. Prowadziłem też blog http://pawelartymowicz.natemat.pl.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka