"Pistolet" listy PSL-u (sic!) w Warszawie, Pan Łukasz Foltyn, na swoim blogu dał ostatnio wyraz dobrego humoru na temat zakładania firmy w Polsce (http://lukaszfoltyn.salon24.pl/38392,index.html).
Napisał tak:
"W tym celu wystarczy udać się do urzędu gminy, gdzie rejestruje się działalność, odczekać owszem kilka dni na wydanie zaświadczenia o wpisie do ewidencji, a następnie odwiedzić urząd skarbowy, statystyczny i oddział ZUS. To wszystko! W sumie wizyty w urzędach nie zajmują więcej niż 1 dzień roboczy."
Nie wiem - kogo i za ile Pan Foltyn wynajął do załatwienia spraw formalnych, gdy zakładał swoją firmę. Jednakże "powyższy" tekst jasno dowodzi, że jego autor nie ma zielonego pojęcia o praktyce rozpoczynania prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce. Innymi słowy - jak typowy lamer - powtarza historie "w tym temacie" zasłyszane przy piwie.
Może więc - mniej lewackich teorii na temat rzeczywistości, a więcej rzeczywistości (sorry Winetou - będzie długi tekst, ale niestety - musi być):
I. Aby założyć w Polsce firmę trzeba na początek wypełnić druk zgłoszenia w gminie. Druk wypełnia się na papierze i korzystając z własnych nóg zanosi do urzędu. Nie da się go niestety przesłać za pomocą GG;) no - ale e-mailem (nawet z podpisem elektronicznym) lub faxem też "się nie da".
W tym druku obok typowych danych ewidencyjnych należy określić przedmiot prowadzonej działalności, wpisując nazwę i odpowiedni kod z Polskiej Klasyfikacji Działalności. Oczywiście - każdy przyszły hydraulik, szewc, budowlaniec czy fryzjer zna PKD na pamięć, a jeśli nie - trzyma egzemplarz tej Klasyfikacji w szufladzie biurka:) Bez numeru PKD firmy nie budziet! W urzędach gmin można więc obserwować grupki ludzi pochylonych nabożnie wokół publicznie użyczanych małych książeczek. W praktyce i teorii działalności firmy - numer PKD do niczego więcej nie będzie już służył.
Na wpis do komputerowej ewidencji gminnej trzeba czekać kilka dni - standardowo 5-7. W tym czasie nie da się i nie wolno wykonywać żadnej działalności - nie wolno świadczyć żadnej usługi, sprzedać żadnego towaru, a co najważniejsze - nie wolno wystawić żadnego rachunku.
Owe 5-7 dni przedsiębiorca czeka na wydanie mu jednej zadrukowanej kartki papieru, bez której nie jest przedsiębiorcą. Jak mawiali starożytni sowieci - "niet bumagi, niet czelovieka (tu - przedsiębiorcy)".
II. Z gminną bumagą w dłoni - dla zaoszczędzenia czasu, znów osobiście, przedsiębiorca udaje się do Urzędu Statystycznego. Urzędu Statystycznego nie znajdzie się w każdej gminie. Tam sprawa bywa raczej krótka (od 15 min. do 7 dni) - trzeba wypełnić formularz - dla przyszłego programisty komputerowego to pestka;)
Również REGON, generalnie do niczego w praktyce nie służy. Wpisuje się go w kilku zeznaniach i deklaracjach składanych w trakcie prowadzenia działalności.
Zaświadczenie o numerze "REGON" to kolejna "świątobliwa" bumaga. Mając dwie bumagi, trzeba jednak uzupełnić je o jeden cenny gadżet - pieczątkę firmową. Tu sprawę można załatwić w 15 min. - jeśli w siedzibie Urzędu Statystycznego jest agenda firmy "pieczątki od ręki". Jeśli nie ma - trzeba znaleźć jakiś "punkt" na mieście (łatwiej w Warszawie, trudniej w Mysłakowicach). W dzisiejszych czasach pieczątka służy wyłącznie do założenia rachunku w banku i "podbijania" niektórych urzędowych zgłoszeń lub deklaracji.
III. Z dwoma bumagami, dowodem i pieczątką można udać się do jednego z banków oferujących rachunki firmowe. Tam - warunkowo (bo nie mamy jeszcze bumagi o nadaniu NIP) rozpoczną procedurę zakładania takiego rachunku. Bez NIP generalnie można liczyć, że podpiszemy umowę z bankiem ale trwa to kolejne kilka dni (zwykle do 2 tygodni), w czasie których przedsiębiorca nadal może tylko podziwiać przyrodę oraz chodzić, w trybie warunkowym (umowę rachunku bankowego "się doniesie") po urzędach.
IV. Kolejny urząd rejestracyjny teoretycznie jest do wyboru - ZUS lub US. Proponuję zacząć od US - obsługa jest sprawniejsza w ZUS ale... w ZUS nie można załatwić niczego bez zaświadczenia o nadaniu NIP. W praktyce to urozmaicenie ubarwia nieco monotonię życia urzędników (można np. przyjąć niekompletną dokumentację, a potem wysłać pocztą delikwentowi wezwanie do usunięcia braków).
Siedziba US także nie znajduje się w każdej małej, przyciśniętej bezrobociem miejscowości. Z Mysłakowic znów trzeba pojechać do Jeleniej Góry. W znanych mi (stołecznych) urzędach skarbowych system informacji jest raczej surowy. Przyszły przedsiębiorca musi albo wiedzieć wszystko sam, albo wytrzaskać się po wielu pokojach, w których po kawałku będzie zdobywał niezbędny know how.
W US są dwie niezależne strefy rejestracyjne - NIP i VAT. Zdarza się, że miejsce prowadzenia firmy leży poza terytorium US właściwego dla miejsca zamieszkania. Wtedy rejestrację NIP i VAT trzeba przeprowadzać w dwóch urzędach skarbowych. Jeśli przedsiębiorca nie jest chętny, by od razu płacić VAT (oczywiście - świetnie wie kiedy i na jakich warunkach korzysta się ze zwolnienia podmiotowego VAT - wszakże ustawę o podatku od towarów i usług razem z rozporządzeniami wykonawczymi w dzieciństwie do snu czytywała mu matka), całość formalności sprowadzi się do rejestracji NIP. Oprócz wypełnienia formularza NIP-1 zażądają kopii (xero nie robią na miejscu, trzeba przynieść ze sobą) bumag z gminy i REGON, umowy firmowego rachunku bankowego (całej) i dokumentu potwierdzającego tytuł prawny do lokalu, w którym siedzibę ma firma. Tytuł prawny to albo akt własności, albo umowa najmu, czasem wystarczy zaświadczenie o zameldowaniu. Te dokumenty też trzeba sporządzić lub wystać w kolejkach we właściwych urzędach. W momencie rejestracji NIP można znowu błysnąć wiedzą podatkową - trzeba bowiem zgłosić formę prowadzonej księgowości (wynikającą z wybranej lub obowiązkowej formy opodatkowania). W związku z tym oprócz wypełnienia odpowiedniej rubryki w NIP-1 należy sporządzić zawiadomienie o rozpoczęciu prowadzenia odpowiednich ewidencji (ksiąg) podatku dochodowego. Przy okazji jest też miejsce do skorzystania z opodatkowania ryczałtem lub podatkiem liniowym (kolejne pisemne zawiadomienie).
Niezależnie od ewidencji podatku dochodowego, każdy przedsiębiorca musi prowadzić jeszcze ewidencje na potrzeby VAT, ewidencję środków trwałych i wyposażenia, ewentualnie zaś - ewidencję przebiegu pojazdu.
Rejestracja na VAT to złożenie druku VAT-R - bardzo fajnej łamigłówki kwadracików, które należy prawidłowo zaznaczyć na podstawie wiedzy o treści poszczególnych przepisów ustawy - podanych tylko z numeru np. "czy korzystasz ze zwolnienia z art. 113 ust. 1 lub 9 ustawy". Jest to czynność o tyle przydatna, że w jej efekcie wydają bumagę kryptonim "VAT-5" czyli potwierdzenie firmowego NIP i rejestracji VAT, która i tak kiedyś musi się odbyć. Jeśli nie chcemy mieć na razie do czynienia ze strefą VAT (gdy mamy do tego prawo), potwierdzeniem nadania NIP jest bumaga kryptonim NIP-5 - tę US wydał kiedyś, przy rejestracji danego podatnika. Jeśli zawieruszyła się, trzeba złożyć wniosek o jej ponowne wydanie. Urzędy skarbowe nie serwują zaś żadnych dokumentów, zaświadczeń itp. od ręki. Przedsiębiorca może więc spędzić kolejne 14 dni na zielonej murawie, ćwicząc cierpliwość, myśląc o społeczeństwie i wpatrując się w wolno sunące obłoki.
V. Typowe "podejście" do druków zgłoszeniowych ZUS rozkłada się na dwa razy. Przeciętny przedsiębiorca nie wie bowiem, że musi zarejestrować się jako dwie osoby w jednym - płatnik ZUS i osoba ubezpieczona ZUS. Nie zna "kryptonimów" formularzy (ZFA i ZUA), a już na pewno nie będzie umiał prawidłowo ich wypełnić. Dlatego w każdym oddziale ZUS znajduje się stanowisko informacyjne. Tam można się dowiedzieć - jakie kryptonimy formularzy dotyczą danego przypadku, poznać tajniki cyfrowych oznaczeń rodzajów działalności, otrzymać ściągawkę z bieżącej wysokości składek. Jeśli wykazuje się ochotę by wypełniać dane formularze ręcznie - trzeba zapoznać się z wzorcami pisania liter, które są akceptowane przez ZUS-owskie skanery. Można też wypełnić formularze komputerowo - korzystając z programu Płatnik (płytkę instalacyjną dostaniemy w oddziale ZUS). Niestety obsługa programu Płatnik nie jest intuicyjna - opanowanie jej wymaga kilku godzin prób i błędów lub odbycia odpowiedniego szkolenia. Zapewne przy okazji można pozyskać wiedzę np., że formularze drukowane z Płatnika podpisuje się i pieczętuje na odwrocie:) Prawidłowość wypełnienia formularzy warto skonsultować znowu w punkcie informacyjnym ZUS. Tam też trzeba będzie, razem z formularzami, złożyć kopie dotychczasowo zebranych bumag - gminnej, REGON-owej, NIP-wej i bankowej. Ponowna konsultacja przydaje się także w sytuacji, gdy trzeba złożyć pierwszą "zwykłą" deklarację miesięczną ZUS. Cóż - żaden problem 2, 3 razy postać w kolejce, w miłej atmosferze...
VI. Po skutecznym zarejestrowaniu się w US i przy odpowiednim skoordynowaniu daty rozpoczęcia działalności (tu - temat, o którym dało by się napisać małą broszurkę), można wreszcie zająć się zwiększaniem wzrostu gospodarczego.
Jeśli ktoś ma ochotę działać w spółce, podlegającej wpisowi do Krajowego Rejestru Sądowego - jego droga formalna do tego celu jest wielokroć bardziej urozmaicona. Nie będę tu opisywał dodatkowo kwestii sporządzenia umów, zapisania odpowiednich uchwał i prawidłowego wypełnienia wszystkich niezbędnych formularzy KRS.
Jak widać - w trakcie zakładania działalności gospodarczej przechodzi się przez serię żmudnych, czasochłonnych i czasem zupełnie bezsensownych zajęć. Ich podstawowym walorem jest przyzwyczajenie przedsiębiorcy do kontaktu z urzędami, posługiwania się "bumagami" i do skrupulatnego wypełniania setek różnych druków, formularzy, zgłoszeń, deklaracji, ewidencji i tym podobnego biurokratycznego szajsu. Czynności te będą towarzyszyć przedsiębiorcy przez cały okres prowadzenia działalności. Będzie on poświęcał przynajmniej 3 dni robocze w miesiącu na prace formalne, związane z urzędowymi rozliczeniami firmy. Wielokrotnie będzie miał wrażenie, że sprzedaż i uzyskiwanie dochodów są tylko jakimś mało znaczącym dodatkiem do wypełniania formalności i obciążeń urzędowych.
Panu Foltynowi życzę wielu sukcesów na niwie biznesu - chyba jest do tego znacznie bardziej predestynowany niż do dywagowania na tematy polityczno-gospodarcze. Gdyby jakimś cudem zakwalifikował się do grona posłów i musiał uczestniczyć w procesie legislacyjnym - miałby chyba przed sobą zbyt wiele czynności obciążających jego wrażliwe społecznie sumienie.
Polskie podatki w prasie
Myślę, że nadszedł czas, by nieco usystematyzować posiadaną wiedzę podatkową. Oderwać uwagę od przyziemnych, szczegółowych problemów, które zaciemniają obraz całości. Pozwolić sobie na odrobinę syntezy, garść ogólnych przemyśleń. Zbiorę te przemyślenia w przewrotny "Samouczek fiskalny".
e-mail salon24@interia.eu
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka