W związku ze znaną sprawą kontrowersji wokół faktur wystawianych przez Mateusza Kijowskiego organizacji, której przewodniczy, w internecie pojawiły się informacje o liście wystosowanym przez jego żonę, Magdalenę, do współpracowników z Komitetu Obrony Demokracji.
W tym liście Magdalena Kijowska podobno wyjaśnia działaczom KOD, że wraz z mężem znajdują się w szczególnie trudnej sytuacji życiowej spowodowanej ciężką chorobą i kłopotami finansowymi, równocześnie prosząc o nieujawnianie szczegółów opinii publicznej.
W zasadzie należałoby uszanować prośbę państwa Kijowskich o zachowanie prywatności, życzyć im pomyślnego rozwiązania ich problemów osobistych oraz pozwolić opinii publicznej odpocząć od całej tej żenującej sprawy.
Z drugiej strony, przypadek Kijowskiego powinien być okazją do wyciągnięcia wniosków natury ogólnej, bowiem chodzi o zjawisko, które dawało o sobie znać już wcześniej i które się będzie powtarzać.
Zbyt często okazuje się, że za działalność publiczną, wpływającą na życie całej społeczności, biorą się ludzie, którzy nie potrafią sobie poradzić z własnymi problemami życiowymi.
Owszem, zdarza się, że ludzie mają problem z ułożeniem swojego własnego życia – popadają w kłopoty rodzinne, zawodowe i finansowe, walczą z chorobami, uzależnieniami i schorzeniami emocjonalnymi – ale czy to naprawdę oni powinni stawać na czele ruchów społecznych oraz nauczać wszystkich co jest właściwe, a co nie?
Może czas powrócić do konsekwentnego stawiania samozwańczym liderom spójnego zestawu wymagań etycznych i charakterologicznych, zamiast wyśmiewać tradycyjne i rozsądne kryteria oceny osobistych predyspozycji niezbędnych w działalności publicznej.
Majster, który z kawałka drewna wystrugał Kijowskiego, najwyraźniej starał się nadać mu atrakcyjne cechy popkulturowe w przekonaniu, że to wystarczy.
Zrobił to tak jak umiał, ale zupełnie nie poradził sobie z tym, co powinno być niezbędną cechą prawdziwego przywódcy i co jest nie do podrobienia.
Inne tematy w dziale Polityka