„Pan Waszczykowski ma krew na rękach” oświadczyła pewna aktywistka „Kampanii Przeciw Homofobii” po tym, jak były minister SZ uznał niedawny atak nożownika w Krakowie za przypadek incydentalny, a jego podłoże za niewyjaśnione. KPH i inne organizacje skrajnej lewicy wiedzą lepiej: w Polsce narasta fala nienawiści o podłożu „homofobicznym”, cokolwiek to znaczy.
Przyjrzyjmy się w takim razie faktom. Niedługo minie pół roku od samobójczej śmierci 12-letniej uczennicy z Kozienic. Nazajutrz po tej tragedii organizacje „LGBT” - a w ślad za nimi większość mediów – ogłosiły, że dziecko do śmierci doprowadziła „homofobiczna” nienawiść otoczenia. Nie wiadomo, skąd się to przekonanie wzięło i nie wiadomo, kto pierwszy rzucił takie oskarżenie. Wtedy nie był to właściwy moment na zadawanie takich pytań.
Kilka dni później, podczas inauguracji roku akademickiego na Uniwersytecie Warszawskim z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy, organizacje „LGBT” urządziły demonstrację, podczas której polskim władzom zarzucono wzniecanie „homofobii”. W przekonaniu tęczowych aktywistów prezydent ma „krew na rękach”. Krew „dzieci LGBT”.
Równocześnie na murze Ministerstwa Edukacji pojawiły się napisy z imionami kilkorga młodych ludzi, którzy zostali rzekomo doprowadzeni do samobójczej śmierci przez „homofobiczną” nienawiść w polskim życiu publicznym. Ministerstwo też ma ich „krew na rękach”. Imię Zuzi z Kozienic umieszczono tam m.in. obok Dominika z Bieżunia i Kacpra z Gorczyna – dwóch nastoletnich chłopców, którzy popełnili samobójstwa jakoby zaszczuci przez otoczenie. Tylko, że dziś już wiemy, że w obu przypadkach nic nie potwierdziło pierwotnych zarzutów. Nic nie wskazuje na seksualną odmienność obu chłopców i nic nie wskazuje na to, by byli przez rówieśników prześladowani z tego powodu lub jakiegokolwiek innego.
W sprawie samobójstwa Zuzi z Kozienic było prawie sześć miesięcy na sformułowanie konkretnych zarzutów prześladowania dziecka i doprowadzenia go do tragicznej śmierci. Gdzie był przez ten czas cały aktyw „LGBT” i gdzie były wspierające go lewicowe media? Gdzie są jakieś konkrety i dowody wskazujące na to, kto i w jaki sposób dziewczynkę prześladował oraz skąd wiadomo o jej seksualnej odmienności, która miała być tego przyczyną? Przez pół roku nikomu się nie udało porozmawiać z bliskimi dziecka, z kierownictwem szkoły, z uczniami i nauczycielami?
Rzucono potworne oskarżenie i nie ma winnych? Nie ma śladu zapisów maili, wiadomości tekstowych, zdjęć, filmów albo zeznań świadków z bliskiego otoczenia ofiary?
Mówimy o autentycznych tragediach, a sprawy zaszły już za daleko i czas powiedzieć: dość!
Klepanie pustych sloganów o „krwi na rękach” nie wystarczy. Najwyższy czas by winni zasiedli na sali sądowej - winni okrutnych prześladowań albo winni rzucania fałszywych oskarżeń.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo