Powiedzmy to sobie szczerze. Debata Tusk - Kwaśniewski miała swoje ciekawsze momenty ale w większości była nudna jak flaki z olejem (może poza ostatnimi 10 minutami). Po pierwsze dlatego że przewodniczący PO już na początku próbował powtórzyć ten sam manewr na którym poległ premier, zadał pytanie na które żaden człowiek, a tym bardziej były prezydent wcale nie musi znać odpowiedzi na wyrywki (Kwasa zapytał jak i ile się zakłada firmę, Kaczora o ile zdrożały jabłka i kartofle). Kwaśniewski bogatszy o doświadczenie premiera bardzo celnie zauważył że nie musi tego wiedzieć, bo nigdy nie zakładał firmy, i powiedział też to co Tuskowi powinien wcześniej powiedzieć Kaczyński, że nie po to budował wolny rynek aby teraz ustalać na szczeblu rządowym ceny owoców. Kwaśniewski obnażył koniunkturalny populizm Tuska, któremu jako liberałowi takie pytania nie powinny nawet przychodzić do głowy.
W dalszej części relacji ja i osoby ze mną oglądające odnieśliśmy wrażenie ze ta debata to miła rozmowa dwóch przyszłych koalicjantów. Pytanie Kwaśniewskiego do Tuska czy jest on gotów stanąć na czele rządu było tego kulminacją. Panowie przypisywali sobie także cudze zasługi (wyjątkową bezczelnością Tuska było stwierdzenie że to Platforma wywalczyła dla Polski korzystne warunki akcesji do UE, zresztą przewodniczący PO mówił tak mętnie że nie wiem o co mu tak do końca chodziło, ale coś tam wywalczył...) i co chwila wbijali szpile w nieobecnych, zwłaszcza w PiS i premiera. Moja mama która na codzień nie interesuje się polityką stwierdziła że "panowie rozmawiają tak jakby umówili się przed programem że będą atakować PiS"
Zaskoczenie przyszło w trzeciej części i to w gruncie rzeczy mówi mi najwięcej o osobowości Tuska. Jeśli wcześniejsza debata była spokojna i jałowa (jałowa ze względu na lawinę pustosłowia wytaczającą się z ust obu panów), to trzecia część była popisem nadspodziewanej agresji Tuska. Kiedy przewodniczący PO zaczął ostro mówić o korupcji widziałm przerażoną twarz Kwaśniewskiego. Miałem wrażenie że były prezydent miał wtedy w głowie myśl "mieliśmy o tym nie rozmawiać". Tu Tusk był w całkowitej ofensywie, były prezydent był kompletnie zaskoczony. Wydaje mi się że przed spotkaniem dogadano się co do wspólnych ataków na PiS i Kwaśniewski myślał że wokół tego skupi się cała debata (świadczy o tym jego pojednawczy ton na początku). Tusk okazał się bezwzględnym cynikiem który nie zawahał się złamać ustaleń aby na końcu programu zyskać wyraźną przewagę nad rywalem. Taka miła debata byłaby dla niego straconym czasem, on musiał pokazać wyborcom LiD, a może i bardziej liberalnym wyborcom PiS ze jest silny i zdesperowany aby osiągnąć swoje cele. Potrzebny był mu mocny akcent na koniec więc zaatakował Kwaśniewskiego. Sukces odniósł połowiczny, bo były prezydent mimo że zaskoczony nie przestał ripostować i nie dał się zepchnąć do narożnika.
Z dwu debat jakie odbyły się z udziałem Donalda Tuska wyłania się on jako osoba bez poglądów, zdolna do posługiwania się największym i najbardziej prostackim populizmem. Potrafi kłamac w żywe oczy (reakcja na cytat kwaśniewskiego na temat prywatyzacji szpitali), potrafi stosować też ciosy poniżej pasa (łobuzy z PO jako publiczność w debacie z Kaczyńskim). Jednego tylko brakuje Donaldowi Tuskowi, charyzmy... Żaden sztab spin doctorów tego nie zmieni.
Jestem miłośnikiem logiki. Dzisiejsze jej powszechne lekceważenie, powoduje u mnie wyraźny ból głowy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka