Gdyby prześledzić doniesienia głównych mediów z ostatnich miesięcy (lat zresztą też), można by odnieść wrażenie, ze Platforma Obywatelska i jej środowisko cały czas triumfują. Rząd bez sondażowego uszczerbku przetrwał kryzys finansowy, katastrofę smoleńską, a teraz obronną ręką działacze PO wychodzą z łódzkiego zamachu na biuro PiS, mimo, że w każdym innym, demokratycznym kraju byliby o to - przynajmniej pośrednio z racji tego co wcześniej mówili - obwinieni. Z medialnego mainstreamu – wbrew oczywistym wskaźnikom i faktom - codziennie wyłania się coraz bardziej klarowny obraz partii rządzącej jako siły skutecznej, sprawnie zarządzającej krajem, opierającej się barbarzyńskim hordom antysystemowej opozycji. Czyli z punktu widzenia Donalda Tuska jest po prostu dobrze…
Tymczasem ja sobie nieustannie zadaję pytanie co tak naprawdę będzie dalej? Jakie długoterminowe cele stawia sobie obecnie formacja rządząca i co chce rzeczywiście w tym kraju zrobić? Skoro przy użyciu ciężkich armat praktycznie spacyfikowano jedyną realną opozycję – czyli PiS – władza powinna przystąpić do realizacji jakiegoś ambitnego planu, który sobie wcześniej wyznaczyła. Jeżeli tak ostro atakowano Kaczyńskiego, chcąc go zdyskredytować w oczach opinii publicznej, a tłumaczono to na przykład chęcią obrony „rozwoju” przed czynnikami nieodpowiedzialnymi, to jakiż to pomysł na ów „postęp” ma tak skoncentrowana na jego obronie grupa? Staram się, ale nie mogę tego dostrzec. Determinacja z jaką niszczy się w mediach PiS jest godna jakiejś większej sprawy. Siła ataków, odwracanie pojęć, jawne manipulacje i naciąganie faktów w zaprzyjaźnionych z PO rozgłośniach sugerowałyby, że istnieje jakiś większy program, w realizacji którego znienawidzony Kaczor mógłby przeszkodzić.
W tym momencie jest jednak tak, że mimo iż „przeszkoda” została niemal całkowicie, fizycznie wręcz pokonana (udało się nawet wmówić ludziom, że za zabójstwo działacza PiS odpowiada sam PiS), zamiast planu systemowych zmian, mamy dalsze zaostrzenie ataków na wszystkich myślących inaczej i ostateczne – jak to nazwał Rafał Ziemkiewicz – uszczelnianie systemu medialnego, polegające na likwidacji wszystkich nieprzychylnych ośrodków (zdjęcia programów w TV publicznej, atak na Rzeczpospolitą, radykalizacja języka w GW i TVN, zastosowanie jawnego, oczywistego kłamstwa w miejsce dotychczasowych przeinaczeń).
Skoro zatem Platforma Obywatelska nie chce reformować kraju, to do czego zmierza? Po co chce kontrolować wszystkie sfery życia obywateli, dlaczego niszczy pluralizm, kwestionuje prawo do funkcjonowania opozycji? Po co rządowi jednolity front medialny, skoro władzę i tak – patrząc na wyniki mocno propagowanych sondaży – i tak ma zapewnioną na długie lata?
Według mnie w tej chwili na to pytanie są dwie możliwe odpowiedzi (zresztą wcale nie wykluczające się). Albo oficjalne samozadowolenie jest tylko przykrywką dla w rzeczywistości topniejącego poparcia społecznego, i władza po prostu boi się utraty steru – a co się z tym wiąże ujawnienia jej nie do końca legalnych i uczciwych działań, albo PO po prostu nie zamierza w demokratyczny (a za prawdziwą demokrację uważam system, w którym ludzie mają dostęp do obiektywnych, rzeczowych informacji) oddawać władzy ani teraz, ani w najbliższej przyszłości. W głowach ekipy Tuska mógł się bowiem zrodzić plan utrzymania pełni rządów przez kilkanaście-kilkadziesiąt lat, na wzór tego z czym mieliśmy do czynienia na przykład w Meksyku. Czyli nie poprzez sukcesy własnych działań (Meksyk przez lata „sukcesów” PRI nie stawał się krajem bogatszym), ale poprzez masową, administracyjną marginalizację opozycji. Do realizacji takiego scenariusza jest potrzebna pełna fraternizacja władzy z mediami, które w takich warunkach mają się zajmować wszystkim, poza rozliczaniem rządów. W tym celu należało usunąć wszelkie niezależne i indywidualne dziennikarskie jednostki – i tak też się dzieje. Kto dziś robi kariery? Ludzie tacy jak redaktor naczelny Polityki, który tytuł dziennikarza XX-lecia uzyskał mimo iż w tym czasie nie napisał żadnego znaczącego tekstu. W obu scenariuszach mamy także do czynienia z polityką zagraniczną prowadzoną „na kolanach” wobec silniejszych (gazociąg północny) i krzykliwą wobec słabszych (vide ostatnie noty MSZ w sprawie Litwy). Efektem będzie oczywiście stopniowe pogarszanie się pozycji Polski na arenie międzynarodowej, spowolnienie rozwoju gospodarczego (bowiem nawet przy pełni władzy rząd PO będzie w tych sprawach całkowicie indolentny) i narastanie ekonomicznego oraz społecznego dystansu Polski do rozwiniętych państw Zachodu.
Wnioski jakie z tego płyną nie są optymistyczne. Rządzący krajem nie mają pomysłu na jego rozwój, i mimo, że cynicznie zarzucają to samo opozycji, nic nie wskazuje na to, że taka wizja mogłaby się w ogóle pojawić. Jeszcze bardziej przygnębia stan intelektualny sporej części polskich elit, dla których nie ma nic złego w tym, że rządzący niszczą demokrację. Jeśli nie uda się tego przełamać, czeka nas dekada zastoju i zmarnowanych szans.
Jestem miłośnikiem logiki. Dzisiejsze jej powszechne lekceważenie, powoduje u mnie wyraźny ból głowy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka