Opublikowano niedawno wyniki sondażu, z których wynika, że Hanna Gronkiewicz-Wltz, jako kandydatka PO na urząd prezydenta Warszawy może liczyć na miażdżące zwycięstwo już w pierwszej turze wyborów samorządowych. Nie chcę się wdawać w dyskusję o jakości tego typu badań, bowiem wszyscy wiemy jak jest – PO i jej działacze są niekwestionowanymi liderami sondaży, a w prawdziwych wyborach bywa delikatnie mówiąc różnie, (choć zakładam, ze PO i tym razem w stolicy wygra strasząc złym „Kaczorem”). Jest jednak coś, co mnie w tym wszystkim niezwykle fascynuje. Jest to obecne w komentarzach i towarzyszące wypowiedziom wielu moich znajomych, sympatyków PO i warszawiaków poczucie, że „Hanka w przeciwieństwie do Lecha Kaczyńskiego dużo robi, inwestuje, na mieście sporo się dzieje. Kiedy się pytam owych znajomych, dlaczego, mimo tych wszystkich zawirowań (deficyt finansów miasta, ubogość intelektualna kandydatki), chcą jeszcze głosować na PO, odpowiadają mi, ze po prostu HGW jest lepszym zarządcą miasta niż jej poprzednik.
Tymczasem rzeczywistość jak zwykle okazuje się być inna, od tej, w którą wierzą zwolennicy obecnych władz. W ostatnim sondażu przeprowadzonym wśród warszawiaków, opublikowanym przez Gazetę Wyborczą w 2005, jeszcze zanim Lech Kaczyński został prezydentem Polski, jego prezydenturę w stolicy dobrze oceniało 57% mieszkańców miasta, (choć nie ufam sondażom, nie zakładam, aby GW fałszowała wynik na swoją niekorzyść). Wynik ten dramatycznie pogorszył się dopiero później, kiedy media rozpętały pierwszą (jak się potem okazało nie ostatnią) histeryczną kampanię przeciwko PiS. Nagle zaczęto pisać i mówić o wszystkich rzekomo najgorszych rzeczach i plagach, jakie spotkały Warszawę za rządów Kaczyńskiego, brutalnie ośmieszano też ludzi z ekipy prezydenta. Krytykowano wszystko, od uruchomienia SKM, (kto z wyborców PO dziś pamięta, że szybka kolej miejska to pomysł i wdrożenie PiS-u?), po Most Północny. Drwiono, szydzono, że to przedwyborcza kiełbasa narażająca miasto na straty, a zamysł z miejską kolejką uznawano za na poły szalony. Krytykowano zakup taboru, strategiczne kierunki rozwoju, dosłownie wszystko. Dziś ta sama SKM jest oczkiem w głowie Gazety Wyborczej, wytykającej czasem miastu, iż nawet za wolno rozwija jej sieć… Podobnie było z tak dziś chwalonym wspólnym biletem komunikacji miejskiej (pomysł ekipy Lecha Kaczyńskiego, umowa sfinalizowana za komisarza Kochalskiego lub Marcinkiewicza, ale na pewno przed rządami PO). Wtedy pochwał dla władz miasta nie było. Gdyby spojrzeć na sztandarowe inwestycje HGW, które są jednym tchem wymieniane jako sukcesy obecnej ekipy, czyli budowa mostu północnego, drugiej linii metra, modernizacja tramwajowej trasy średnicowej, Krakowskiego Przedmieścia… Wszystkie te projekty rozpoczęto lub przygotowano za kadencji Lecha Kaczyńskiego. Most Północny zapewne już by dziś stał, gdyby nie dziwne ruchy nowej pani prezydent (umowy były już niemal zawarte, niestety je zerwano i rozpoczęto procedury od nowa), druga linia metra miała być ukończona na początku 2012 roku, będzie znacznie później, w powijakach jest też trasa tramwajowa na Tarchomin, a węzeł Marsa – jedno z największych skrzyżowań w stolicy, zostanie ukończony dopiero w przyszłym roku – po bodaj 7 latach budowy. Nie ma w mieście ani jednej dużej inwestycji, która byłaby autorskim projektem obecnej ekipy. Nawet Centrum Nauki Kopernik, które niebawem z wielką pompą zostanie otwarte (ku splendorze pani prezydent) nie jest pomysłem obecnych władz, i to nie one rozpoczęły jego realizację.
Wyniki sondażowe obecnej pani prezydent są dla mnie dobitnym przykładem na to, jak wielce ogłupiający wpływ na zdezorientowanych ludzi może mieć machina propagandowa i jak krótka pamięć ma wielu mieszkańców miasta. Poparcie dla Kaczyńskiego zmalało z 57% do wartości dziś uznawanych za „obowiązujące”, wiele miesięcy po oddaniu przez niego władzy w stolicy. Przypominam, że nawet przegrana Marcinkiewicza (wtedy jeszcze gorącego zwolennika braci Kaczyńskich) w walce o fotel prezydenta Warszawy nie była tak dotkliwa jak to dziś się może niektórym wydawać. Po rzekomo bardzo złej prezydenturze Kaczyńskiego powinien być zmieciony, tymczasem przegrał z HGW nieznacznie (47 do 53, a pierwszą turę nawet wygrał, przy szalejącej już w tym czasie „antykaczystowskiej” propagandzie).
Wszystko to jest dowodem na to, jak łatwo można manipulować ludźmi. Dziś z medialnych krzykaczek (zresztą rozpalonych do czerwoności) słychać, że głosowanie na HGW, to blokada powrotu do władzy nieudolnych rządów PiS w stolicy, połączona z obroną nowoczesności, postępu i inwestycji (które rzekomo „kaczor” blokował). Tymczasem warszawiacy wcale tak źle tych rządów nie traktowali i nie oceniali w chwili ich zakończenia. To dopiero później wtłoczono im do głów, jak mają myśleć - i jak się okazuje do dziś niezwykle skutecznie. Ot, magiczna moc propagandy...
Jestem miłośnikiem logiki. Dzisiejsze jej powszechne lekceważenie, powoduje u mnie wyraźny ból głowy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka