Minęła kolejna rocznica powstania listopadowego - oddając cześć bohaterom warto zastanowić się nad różnymi aspektami niepodległościowego zrywu.
Dzień 30 listopada kojarzy się większości ludzi z tzw andrzejkami i okazją do zabawy. Części ludzi, zwłaszcza osobom interesującym się historią data ta kojarzy się z rocznicą wybuchu powstania listopadowego. Choć wydarzenia te miały miejsce prawie 200 lat temu (za 6 lat jak Bóg da będziemy obchodzić okrągłą rocznicę) to rozważania na temat zrywu Polaków budzą zainteresowanie wielu osób. Powszechnie docenia się bohaterstwo uczestników powstania, pojawiają się także głosy potępiające inicjatorów insurekcji. Twierdzi się, iż wojna ta nie miała szans na zwycięstwo, a ostatecznie zaszkodziła sprawie polskiej poprzez dostarczenie carowi pretekstu do ograniczenia swobód Polakom.
Tytułem wstępu należy przeanalizować ówczesną sytuację. Powszechnie uważa się, iż Polska była po zaborami przez 123 lata. Pomija się jednak fakt, iż w latach 1815 – 1830 istniało Królestwo Polskie z własną armią, walutą, sejmem i rządem. Posiadało konstytucję nadaną mu na kongresie wiedeńskim przez cara Aleksandra I. Wydawało się, że sytuacja taka zadowalała Polaków, zwłaszcza w sytuacji gdy car Aleksander I sugerował możliwość przyłączenia w przyszłości przynajmniej części ziem zabranych w rozbiorach. Jak wiadomo (a może nie do końca wiadomo, gdyż istnieją teorie jakoby Aleksander I tylko upozorował śmierć i przeszedł na katolicyzm lub ukrył się w klasztorze) po śmierci Aleksandra I następcą tronów rosyjskiego i polskiego został Mikołaj I. Zasłynął on w historii jako władca autokratyczny, zyskując przydomek „żandarma Europy”. Znajomość tych faktów jest istotna w ocenie powstania listopadowego. O ile przeciwnicy zrywu zarzucają powstańcom, iż przyczynili się w ten sposób do pogorszenia losu Polaków to otwartym pozostaje pytanie, czy bez walki nie doszłoby do tego samego. Działania Mikołaja, który nie respektował konstytucji Królestwa wskazują na wysoce prawdopodobne, że z czasem swobody nadane Polakom przez Aleksandra I byłyby ograniczane, a z czasem może i zlikwidowane. Z drugiej strony pamiętajmy, że próby zaprowadzenia w Polsce samodzierżawia właśnie wzmagały opór. Perspektywa wysłania armii Królestwa do dalekiej Belgii i obsadzenia go przez wojska rosyjskie budziła uzasadnione obawy.
Powyższe rozważania o sytuacji politycznej to jedno, ale w wojnie liczą się przede wszystkim militarne szanse na zwycięstwo. Przeciwnicy podkreślają, że Polska żadnych szans nie miała. Jeśli przyjmiemy taki punkt widzenia to faktycznie, walka bez żadnych szans zwycięstwa wydaje się bezzasadna (chyba że ktoś woli zginąć w walce niż żyć w hańbie lub niewoli, wtedy człowiek taki zasługuje na najwyższy szacunek). Na pierwszy rzut oka Królestwo Polskie faktycznie nie miało szans na zwycięstwo militarne. Rosja dysponowała największą armią w Europie, do tego żyła cały czas w chwale państwa, które pokonało Napoleona. Potencjał gospodarczy i ludnościowy przemawiał zdecydowanie na korzyść zaborcy. O ile w niektórych okresach historii to jakość wojsk górowała nad ilością, czego przykładem może być choćby husaria bijąca wielokrotnie liczniejszego przeciwnika to okres postnapoleoński zaliczał się do tych momentów, gdzie co do zasady to liczba siły żywej w polu decydowała o zwycięstwie, a potencjał państwa o zwycięstwie bądź przegranej.
Pomimo powyższych faktów Polacy odnieśli liczne sukcesy w powstaniu, zarówno w mniejszych potyczkach jak i większych bitwach. Słynna Olszynka Grochowska, choć nierozstrzygnięta okazała się taktycznym sukcesem Polaków – oddaliła w owym czasie ryzyko upadku stolicy. Była to największa bitwa w Europie od czasów Napoleona. Należy dodać do tego wiele zakończonych sukcesem mniejszych bitew, takich jak Stoczek, Wawer czy Iganie. Czy miały one znaczenie wobec przewagi potencjału państwa rosyjskiego? Musimy pamiętać, iż Rosja mimo posiadania znacznej armii nie mogła zaangażować całości ani nawet większości sił na odcinku polskim – posiadając olbrzymie terytorium musiała utrzymywać znaczne siły na innych odcinkach. Biorąc pod uwagę także ówczesne możliwości przemieszczania wojsk to przybycie armii np. z Kaukazu czy Finlandii niewątpliwie zajęłoby wiele miesięcy zakładając że car by się na to zdecydował. Na naszą korzyść działał także fakt, iż walczyliśmy na swoim terenie. Do tego na tyłach Rosjan działała partyzantka – silna przede wszystkim na Litwie, obecna także na Wołyniu. Nasz przeciwnik miał z tego powodu problemy z aprowizacją wojska (a każdy kto ma choć minimalne pojęcie o wojnie to zdaje sobie sprawę jak istotna jest logistyka podczas działań wojennych). Rosyjskie wojska dotknęła w owym czasie epidemia cholery, wpływając negatywnie na ich zdolność bojową. Polakom zaś udawało się odnosić zwycięstwa nawet nad liczniejszym przeciwnikiem, dzięki dobremu wyszkoleniu oraz morale.
Jeśli faktycznie Polska posiadała szanse to dlaczego pomimo powyższych faktów powstanie ostatecznie zakończyło się porażką? Może to tylko splot sprzyjających okoliczności sprawił że powstanie tak długo się utrzymało ostatecznie nie mając szans powodzenia? Mówiąc o sukcesach oraz porażkach należy także wspomnieć o niewykorzystanych szansach. Już na samym początku zaprzepaszczono szansę na przyłączenie się Korpusu Litewskiego do powstania. Powszechnie zarzuca się także niewykorzystanie zwycięstw na polach bitew w wymiarze strategicznym. Pamiętajmy, iż naczelne dowództwo powstania to byli ludzie, którzy zaczynali kariery w okresie napoleońskim, jednak dalszą część życia związali z dworem petersburskim. Inicjatorami zrywu przypomnijmy byli podchorążowie, a generałowie zostali niejako postawieni przed faktem dokonanym (niektórzy przeciwni powstaniu zostali zamordowani podczas nocy listopadowej co stanowi niewątpliwie niechlubny wątek tego wydarzenia). Czy niektórzy z dowódców celowo nie działali w interesie powodzenia powstania lub przynajmniej nie chcieli prowadzić pełnoskalowej wojny traktując powstanie jako demonstrację zbrojną? Szczególnie ta druga teza wydaje się prawdopodobna.
Kończąc rozważania na temat powstania listopadowego należy zwrócić uwagę, iż niewiele wcześniej jeden z europejskich narodów odzyskał wolność po prawie 400 latach niewoli. Byli to Grecy, których powstanie zakończyło się ostatecznie sukcesem. Z początku byli w dużo trudniejszej sytuacji od Polaków – nie posiadali bazy w postaci regularnej armii oraz państwa, toczyli jedynie walkę partyzancką w sprzyjającym górskim terenie. Ich zwycięstwo dokonało się przede wszystkim dzięki interwencji zbrojnej innych państw. Polaków oficjalnie nikt nie poparł, nie mniej jednak mieliśmy spore poparcie moralne społeczeństw Europy. Czy gdyby walka potrwała dłużej i odnieślibyśmy więcej zwycięstw moglibyśmy liczyć na wsparcie innych państw? Na to pytanie nie poznamy odpowiedzi, choć przykład Greków może stanowić tu pewną wskazówkę. Z pewnością za to niewykorzystaną szansą był brak prób pozyskania mas ludowych dla powstania przez choćby zamianę pańszczyzny na gospodarkę czynszową.
Jak zostało wspomniane, współcześnie często pojawiają się głosy jakoby powstanie z początku było skazane na porażkę a przez to aktem szaleństwa sprowadzającym na Polskę represje. Faktem jest, że upadek insurekcji takie konsekwencje sprowadził, choć w pewnym sensie tylko przyspieszył procesy odbierania Polakom wolności. O ile rusofile i realiści chętnie winią Polaków za brak roztropności to rzadko wspomina się o ewidentnej winie Rosjan. Wina ta polegała na braku zrozumienia polskiej mentalności i kultury politycznej, gdzie w przeciwieństwie do Moskwy samodzierżawie się nie sprawdziło. O ile eksperyment cara Aleksandra I się udał, a monarcha zyskał uznanie i szacunek polskich poddanych to próba rządzenia Polakami za pomocą moskiewskich metod po prostu się nie udała, co nieuchronnie prowadziło do kolejnych zrywów. W ostatecznym rachunku stracili na tym tak Polacy jak Rosjanie.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo