Filip Memches Filip Memches
90
BLOG

Ordoliberalizm – jeszcze o jednej strategii imitacyjnej

Filip Memches Filip Memches Polityka Obserwuj notkę 1

Poprzedni mój wpis dotyczył neokonserwatyzmu jako strategii imitacyjnej. Teraz chcę przypomnieć o innej tego typu strategii, która odgrywała bardzo istotną propagandową rolę u początków III RP.

W konsekwencji szoku wywołanego reformami własnościowo-rynkowymi Rakowskiego i Wilczka, kontynuowanymi następnie przez Leszka Balcerowicza, pojawiło się zapotrzebowanie na rozwiązania polityczno-gospodarcze, amortyzujące bolesny upadek polskiego społeczeństwa na twardą glebę rodzącego się w bólach kapitalizmu. Tym należy tłumaczyć m.in. fenomen popularności Jacka Kuronia, który wziął na siebie zadanie bycia kimś w rodzaju ambasadora takich powszechnych oczekiwań. Jeśli jednak przypomnimy sobie co od strony propagandowej było celem pierwszych polskich rządów po roku 1989 to była nim „społeczna gospodarka rynkowe”, a więc model ucieleśniony w Republice Bońskiej.
 
O „społecznej gospodarce rynkowej” mówił deklarujący się jako lewicujący (ale chyba nie lewicowy) chadek Tadeusz  Mazowiecki, mówili o niej również postkomuniści. Jednak formację, która w sposób szczególny wzięła wówczas na swoje sztandary twórcę powojennego twórcę niemieckiego cudu gospodarczego, Ludwiga Erhardta,  byli gdańscy liberałowie.
 
Latem 1991 roku ukazał się numer Przeglądu Politycznego, w którym ówczesny premier J. K. Bielecki i ówczesny minister przekształceń własnościowych Janusz Lewandowski wychwalali ordoliberalnych ojców założycieli Republiki Bońskiej oraz nadreński kapitalizm. Lewandowski opublikował mniej więcej w tamtych latach książkę „Neoliberałowie wobec współczesności”, w której wśród bohaterów znaleźli się Erhardt i Wilhelm Roepke.
 
Propaganda ta nie miała oczywiście pokrycia w rzeczywistości. Bardzo łatwo było mamić Polaków wizją „żeby u nas było tak jak w RFN”, a więc niby powtórzeniem drogi przebytej przez Niemcy Zachodnie od totalitaryzmu do demokracji i dobrobytu. Tyle że Polska lat 90. znalazła się rzecz jasna w innych warunkach niż Niemcy lat 50. Dla nas nikt nie przygotował programu pomocowego na miarę planu Marshalla, transformacja ustrojowa miała swój specyficzny przebieg, ogromny wpływ na nią miały zorganizowane grupy wywodzące się z ancien regime’u.
 
Tymczasem KLD bronił postkomunistycznego etatyzmu. Deklaracje ideowe gdańskich liberałów nie miały żadnego pokrycia w ich czynach jako polityków sprawujących kluczowe funkcje w państwie.  Rodzącej się drobnej przedsiębiorczości ówczesne państwo raczej rzucało kłody pod nogi aniżeli wychodziło naprzeciw jej potrzebom. I nie chodzi o to, żeby przywódców KLD teraz za to potępiać i z tego rozliczać, bo ci młodzi ludzie właściwie dopiero uczyli się wówczas rządzić. Ale propagandę jaką uprawiali wpisywali się w nurt postkolonialnego i postkomunistycznego imitowania ideologicznych mitów założycielskich ziemi obiecanej – Republiki Bońskiej.
 
W tym miejscu należy zauważyć, że PO na tle KLD nie jest w sensie ideologicznym partią imitacyjną. Donald Tusk w ogóle nie operuje już w swojej retoryce kategoriami ideologicznymi. Wydaje się, że jest w tym znacznie bardziej swojski, znacznie bliżej ludu. Dawni KLD-owcy zmienili strategię. Chociaż obiecywanie „cudu gospodarczego” i „drugiej Irlandii” (zamiast „drugiej RFN”) coś tu przypomina. Ale to chyba jednak inna bajka.

Publicysta magazynu tygodnik.tvp.pl. Poza tym mąż i ojciec, mol internetowy, autsajder, introwertyk.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka