Filip Memches Filip Memches
136
BLOG

O "dionizyjskim liberalizmie" i nie tylko

Filip Memches Filip Memches Polityka Obserwuj notkę 11

Bronisław Wildstein odpowiedział sarkastycznie w krótkim komentarzu na łamach „Rzepy” na duży, napisany błyskotliwie, ze swadą, tekst Agaty Bielik-Robson w ostatniej „Europie”. Oczywiście obu gatunków publicystycznych nie sposób z uwagi na ich rozmiary porównywać, tym niemniej pod jednym względem twórczość ABR góruje nad twórczością BW. Sięgając po jakikolwiek artykuł Bronisława Wildsteina można przewidzieć tezy, jakie autor w nim stawia, co skutecznie może zniechęcać do lektury, natomiast Agata Bielik-Robson potrafi jednak zaskoczyć. Tyle pochwał dla niej (na marginesie, z Wildsteinem w zasadniczych kwestiach skłonny jestem się zgodzić, z nią nie). Teraz chcę krytycznie się odnieść do pewnego fragmentu tekstu z „Europy”.

 

Agata Bielik-Robson odpowiada na zarzut, jaki parę miesięcy temu postawił jej w wywiadzie udzielonym „Arcanom” Jarosław Kaczyński. Przywódca PiS określił poglądy ABR jako „dionizyjski liberalizm”. Bielik-Robson „dionizyjskość” od razu skojarzyła się z Nietzschem, więc zaprzęgła filozofa „woli mocy” jako młot na Kaczyńskiego. Tyle, że Kaczyńskiemu przypuszczalnie o co innego chodziło. Można różnie oceniać zachowania polityczne byłego premiera, ale ten człowiek nie jest ignorantem i świadomie operuje pewnymi pojęciami, których sens jak najbardziej rozumie. Otóż JK może i w mało elegancki sposób, ale jednak nawiązał do deklaracji ideowych ABR, jakie składa ona od pewnego czasu na łamach „Europy”. Bielik-Robson broni liberalizmu i szuka dla niego formuły, która zdejmowałaby z niego ciężar niechętnej namiętnościom politycznym, chłodnej, rzekłbym „apofatycznej” ideologii (skądinąd tak liberalizm swego czasu postrzegał Ryszard Legutko, przeciwstawiając go rozmaitym „gnozom politycznym”: komunizmowi, nazizmowi i innym). ABR jest za liberalizmem jako żarliwą, twardą postawą walki o tzw. wolności osobiste (jak wolność słowa, wolność działalności gospodarczej, „prawo do aborcji” itd.)  zagrożone z lewa (przez ideokratyczne utopie) i z prawa (przez „autorytarne” tradycjonalizmy). Według Bielik-Robson, liberalizm taki cechuje nie nudna proza zdroworozsądkowości (o co oskarżają go różnoracy radykałowie lewicowi i prawicowi), lecz radosna poezja wiary w wolność człowieka. Nic więc dziwnego, że Kaczyński określił liberalizm Bielik-Robson mianem „dionizyjskiego”, a więc gorącego, radosnego i ekstatycznego.

 

Dalej Agata Bielik-Robson wyznaje, ze należy do „liberalno-demokratycznego”, „mieszczańskiego” elektoratu Platformy Obywatelskiej („choć bez entuzjazmu” na tę partię głosuje). Czy jednak owo deklaratywne utożsamienie się liberalnej intelektualistki z konserwatywnym, konformistycznym ze swej natury mieszczaństwem, pragnącym „świętego spokoju”, a nie walki o nowy lepszy świat, chociażby i liberalny (walka to zawsze jednak jakąś ofiara), nie przypomina miłości lewicowych intelektualistów do uciskanego przez kapitalizm ludu? Wiadomo powszechnie czym się ta miłość skończyła i jak zgoła groteskowy miała charakter. W tym kontekście przekonująco się zachowują politycy PO. Zamiast iść na wojnę z Kościołem i „moralną większością” wsłuchują się w głos nie apostołów „dionizyjskiego liberalizmu”, lecz wspomnianego konserwatywno-konformistycznego elektoratu. Jak na razie politycznie się to im opłaca. Choć we mnie budzi to mieszane odczucia (dlaczego, o tym może przy innej okazji). 

Publicysta magazynu tygodnik.tvp.pl. Poza tym mąż i ojciec, mol internetowy, autsajder, introwertyk.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Polityka