Obejrzałem wczoraj wreszcie „Rok 1612”. Pierwsze wrażenia – kiczowata bajka. Natomiast trudno się w filmie dopatrzyć jakiegoś politycznego przesłania. Konwencja żartu, ironii rozmywa przekaz o „dobrych Russkich” i „złych Lachach”. Zresztą zdradzieckich „złych Russkich”, też tu nie brakuje. Wątek obrony wiary prawosławnej rozpływa się w przywoływaniu jakiejś z ducha newage’owej legendy o jednorożcu mającym chyba symbolizować wolność Rosji (choć ponoć jednorożec w średniowieczu symbolizował… Chrystusa, tyle że w chrześcijaństwie zachodnim). Michał Żebrowski zagrał w niby antypolskim filmie, równie jajcarskim co niby antyukraińskie „Ogniem i mieczem”.
Można odnieść wrażenie, że reżyser Władimir Chotinienko (nie znam jego oficjalnych deklaracji) chciał zrobić po prostu film rozrywkowy na miarę jakiejś baśniowej hollywoodzkiej produkcji, a tło historyczne potraktował jedynie jako element postmodernistycznej zabawy. Do Hollywood jest jednak w tym przypadku bardzo daleko. A postmodernizm w takim wydaniu wydaje się po prostu obciachem. A przy pomocy obciachu trudno realizować jakąkolwiek polityką historyczną (zwłaszcza w przypadku kraju, którego kinematografia może się poszczycić takimi dziełami jak „Aleksander Newski”). W samej Rosji "Rok 1612" uznano za marny film.
Publicysta magazynu tygodnik.tvp.pl. Poza tym mąż i ojciec, mol internetowy, autsajder, introwertyk.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka