Piotr Skwieciński w ostatnim Plusie-Minusie poszedł pod prąd. Generalnie stwierdził on, że w stosunku polskiej opinii publicznej wobec Rosji jest za dużo zacietrzewienia, które zaciemnia sedno wzajemnych relacji. Pewnie coś w tym jest, tyle że Polska w tej kwestii nie różni się od innych krajów, których elity może bardziej finezyjnie w formie, ale często znacznie bardziej twardo w treści grają o swoje interesy. Mniejsza jednak o to, bo na co innego chcę zwrócić uwagę.
Skwieciński pisze: najpotężniejszą bronią Związku Radzieckiego nie była Armia Czerwona. Były nią – kiedyś gigantyczne, potem mniej liczne, ale do końca znaczące – zastępy obywateli Zachodu tworzących potencjalną lub rzeczywistą radziecką piątą kolumnę. Ludzi zafascynowanych ideologią komunizmu. Ideologią, której centrala była w Moskwie.Otóż teraz Rosja takiej broni nie ma. Nie stworzyła – i nic nie wskazuje, by miała stworzyć – ideologii, która mogłaby zafascynować kogokolwiek poza Rosjanami.
Takie przekonanie to poważny błąd.
Na Zachodzie bowiem funkcjonuje ideologia, która znakomicie wkomponowuje się w rosyjską politykę dzielenia wspólnoty transatlantyckiej. Jest nią po prostu antyamerykanizm. Może on przybierać różne formy: zarówno „prawicowe”, jak i „lewicowe”. Amerykę można przecież krytykować i za promowanie zsekularyzowanej, liberalno-kosmopolitycznej cywilizacji, i za lansowanie protestanckiego „fundamentalizmu religijnego” czy po prostu bycie „żandarmem świata”.
W tym kontekście antyamerykanizm w XXI wieku może stać się ideologicznym narzędziem rosyjskiej ekspansji, tak jak w ubiegłym stuleciu zachodni komunizm (taką tezę niegdyś postawiła znana francuska sowietolog Francois Thom).
Publicysta magazynu tygodnik.tvp.pl. Poza tym mąż i ojciec, mol internetowy, autsajder, introwertyk.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka