W miniony weekend byliśmy z Zosią w Krakowie. Przechadzając się w niedzielę - w dniu, w którym Kościół powszechny obchodzi uroczystość świętych Apostołów Piotra i Pawła - z moją żoną po starym cmentarzu żydowskim na Kazimierzu przypomniałem sobie cmentarz żydowski w Minneapolis. Dwa różne światy, które dzieli przełom sekularyzacyjny, jaki się dokonał od czasów oświecenia. W Minneapolis zdarzają się nagrobki, na których widnieją portrety zmarłych osób i leżą kwiaty - jest to wyraźny objaw laicyzacji i dopasowywania się do modernizującego się świata, wbrew tradycji mojżeszowej. Na krakowskim Kazimierzu tego nie ma, czas się zatrzymał.
Cmentarz, a wcześniej stara synagoga, do której zajrzeliśmy, są znakiem prawdziwej tożsamości żydowskiej, tożsamości, którą stanowi relacja człowieka z Bogiem. Współczesny Żyd-ateista jest zaprzeczeniem żydowskości. Ateizm zabija żydowskość - o czym niektórzy rabini mają odwagę dziś mówić.
W trakcie mojej rozmowy z Zosią, doszliśmy do dość brutalnego, choć może niezbyt oryginalnego, wniosku. Bycie ateistą jest czymś gorszym niż bycie przerobionym na mydło. Prawdziwym holocaustem jest zabicie duszy, a nie ciała. Ta myśl nie mieści się w głowie współczesnego zsekularyzowanego człowieka, również takiego jak ja czy moja żona (bo czymże my katolicy na co dzień różnimy się od ludzi deklarujących się jako niewierzący, kiedy zachowujemy się tak jak gdyby Boga nie było?). Nie mieści się w głowie również zsekularyzowanego Żyda (także takiego, który formalnie pozostaje członkiem synagogi), oburzającego się na taką myśl, a bywa że i dopatrującego się w niej elementów "antysemityzmu".
Gdy nasze ciało jest zabijane odczuwamy to bardzo konkretnie. Ale gdy dusza idzie na zatracenie to jednak często nie jesteśmy nawet tego świadomi. Dzięki świadectwu i słowom świętych Apostołów chyba nieco łatwiej to pojąć. Ale tylko nieco...
Publicysta magazynu tygodnik.tvp.pl. Poza tym mąż i ojciec, mol internetowy, autsajder, introwertyk.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura