Stary Wiarus poruszył na swoim blogu ważny problem. Rzeczywiście, rozpatrując problem Kosowa nie sposób pominąć kwestii przytłaczającej demograficznej przewagi Albańczyków nad Serbami. Podobną sytuację mamy w Izraelu. Tam Żydzi, zamiast wrócić do tradycyjnego modelu wielodzietnej rodziny – jaki praktykowali od tysiącleci – i podejmować się trudu rodzenia i wychowywania potomstwa, próbują się ratować przed demograficzną nawałnicą Arabów sprowadzaniem dorosłych imigrantów z terenów dawnego ZSRS. Cóż, Serbowie tak rozległej i dobrze zorganizowanej diaspory nie mają. Ale przede wszystkim trzeba im zadedykować słowa JP II: naród, który zabija własne dzieci, staje się narodem bez przyszłości (bo jeśli chodzi o aborcje, Serbowie byli przodownikami w Europie).
Swoją drogą zadziwia mnie ten owczy pęd z jakim mamy do czynienia w Polsce po ogłoszeniu niepodległości Kosowa. Nagle wszyscy współczują Serbom, a przynajmniej część ludzi podkreśla, iż trzeba się z Serbami liczyć, więc nie można ich historycznych ziem wyrywać na chama (jak to się w tej chwili dzieje). Co za subtelność. Gdzie ci przyjaciele Serbów (od lewa do prawa, od „Gazety Wyborczej” do „Gazety Polskiej”) byli w roku 1999? Pamiętam, że wtedy, gdy ktoś miał odwagę mieć inne zdanie niż w lansowanej przez Zachód proalbańskiej propagandzie, obwoływany był mianem sojusznika Miloszevica, „komucha” lub „faszysty”. Parę lat później Władimir Bukowski w rozmowie, którą z nim przeprowadziłem na łamach „Nowego Państwa”, mówił: czystki etniczne [w Kosowie] były elementem zwyczajnej propagandy. Z telewizji dowiadywaliśmy się o setkach tysięcy Albańczyków wypędzanych ze swoich domostw gdzieś w góry, bestialsko mordowanych, straszono powtórką drugiej wojny światowej. Tymczasem w Kosowie odkryto sześć tysięcy mogił uczestników obu stron konfliktu, i Albańczyków i Serbów, a także ofiar nalotów NATO. Gdzie się więc podziały te setki tysięcy zabitych Albańczyków? Czyli politycy NATO wykorzystali propagandę, żeby uzasadnić atak na Jugosławię. Zaatakowano suwerenne państwo, bo w tej chwili NATO decyduje, czy dany kraj podąża we właściwym kierunku. Co się tyczy Miloszevicia, to nie mam wątpliwości, że jest on zbrodniarzem. Ale, według mnie, to samo można powiedzieć o Putinie. Tymczasem samoloty NATO nie bombardują Rosji. Jeżeli już stawiamy przed sobą zadanie walki z politycznymi przestępcami, to nie róbmy wyjątków. Prawo międzynarodowe musi być jednakowe dla wszystkich. Nie można działać w ten sposób, że bombardujemy tylko słabych, a silnych nie ruszamy. Działania NATO w Jugosławii były przeciwko prawu międzynarodowemu, była to agresja na suwerenne państwo. ONZ dając w tym konkretnym przypadku przyzwolenie na interwencję zbrojną, wystąpiła przeciwko własnym, ustanowionym przez siebie regułom. Miloszevica można nie lubić - ja go osobiście nie trawię i ucieszyłbym się, gdyby go powiesili - ale to jeszcze nie oznacza, że wolno bombardować jego kraj (Wolność uratują komedianci, "NP" VI/2002). Bukowski to jednak niepoprawny idealista.
Publicysta magazynu tygodnik.tvp.pl. Poza tym mąż i ojciec, mol internetowy, autsajder, introwertyk.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka