Filip Memches Filip Memches
67
BLOG

Nie oburzajmy się, Gross to typowy kontrkulturowiec

Filip Memches Filip Memches Polityka Obserwuj notkę 2

Ci, którzy oburzają się „Strachem” J. T. Grossa, sami sobie są winni. Jeśli traktują autora tej książki jako poważnego historyka, to tym samym oczekują od niego rzeczy niemożliwych. Gross unika konfrontacji ze swoimi polemistami i to mówi samo za siebie. Tymczasem jest on wyłącznie eseistą, który stawia sobie za cel szokowanie polskiej opinii publicznej. Jest prowokatorem, którego działania są obliczone na sprowokowanie jak największej ilości ludzi w Polsce. Jego „Sąsiedzi” – inna, co najmniej równie kontrowersyjna książka – zostali uhonorowani Nagrodą Literacką Nike, a więc wyróżnieniem z dziedziny literatury, a nie historiografii. Gross to tak naprawdę typowy kontrkulturowiec, dziecko rewolucji’68 (w sensie zachodnim, bo jego udział w wydarzeniach marcowych przestaje mieć w tym kontekście jakiekolwiek znaczenie). Robi rzeczy typowe dla pewnego pokolenia i jego spadkobierców. Swoimi opiniami bulwersuje Polaków i ubaw ma po pachy – jeśli tak nie jest, to przynajmniej tak to wygląda. Jedni kreując się na tak zwanych performerów delektują się maczaniem krucyfiksu w urynie, inni uprawiają rewizjonizm pseudohistoryczny (bo z prawdziwym rzetelnym rewidowaniem historii nie ma to nic wspólnego). W obu przypadkach chodzi o obrazoburstwo, które wywołuje burzliwe reakcje. Pozostaje więc albo zejście na poziom takich żenujących akcji (czemu nie?) albo lekceważące milczenie.

***Katolicy z zadowoleniem przyjęli stanowisko kardynała Dziwisza w sprawie „Strachu”. Nie należę tu do wyjątków. Chociaż... Odnoszę wrażenie, iż po raz kolejny ujawnia się coraz mniej znośny konserwatyzm Kościoła w Polsce. Do pewnego stopnia rozumiem ten konserwatyzm i się z nim utożsamiam – Kościół jest instytucją, a instytucje z natury rzeczy powinny unikać rozmaitych rewolucji. Ale Kościół to nie tylko instytucja, to jednocześnie wspólnota wiary, a co za tym idzie wspólnota sumień. Że coś z tymi sumieniami jest nie tak, widać było na przykładzie traktowania księdza Isakowicza-Zaleskiego i w ogóle ustosunkowania się hierarchów kościelnych do problemu lustracji duchowieństwa. Nie chcieli oni jątrzenia w tej kwestii, bo chcą – jak mniemam – „świętego” spokoju. Obawiam się, choć pragnę się mylić, że podobna motywacja kieruje metropolitą krakowskim jeśli chodzi o książkę Grossa. A co gdyby to dotyczyło jakiejś poważnej pozycji historycznej i ujawniałoby rzeczy, które nakazywałyby jednak dokonać zbiorowej skruchy? Czy mielibyśmy podobne chowanie głowy w piasek jak – takie przynajmniej można było odnieść wrażenie – w przypadku lustracji?

Publicysta magazynu tygodnik.tvp.pl. Poza tym mąż i ojciec, mol internetowy, autsajder, introwertyk.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka