W dzisiejszym „Dzienniku” (konkretnie w dodatku „Kultura”) Andrzej Stasiuk wyjaśnia, dlaczego nazywa Polskę Głupim Jasiem Europy.
Niemiecko-rosyjskie sąsiedztwo dałoby się (...) potraktować jako dar z niebios, który zmusza cię cały czas do ciężkiej mentalnej pracy. Nie możesz, jak obywatel księstwa Luksemburg, żyć w słodkiej nicości, ale cały czas kombinujesz nad sobą, nad rzeczywistością, czyli, w gruncie rzeczy, jesteś pełnym człowiekiem. Taki, który pyta Stwórcę: po co mnie stworzyłeś? Za to właśnie Polskę kocham i nigdy sobie nie wyobrażałem, że mógłbym żyć gdzie indziej. Być może to sąsiedztwo jest właśnie takim wiecznym wyzwaniem, wieczną odpowiedzią na pytanie, dlaczego Polak jest Polakiem, a nie kimś innym? Należy mu się przecież, żeby czasami być kimś innym i tak się strasznie nie męczyć, ale jednocześnie ciągle tym Polakiem pozostać. Poza tym Głupi Jaś to jest taki jurodiwyj i pozwala oglądać rzeczy pozornie oczywiste w zupełnie nowym świetle.
Stasiuk wypowiadając te słowa okazuje się promotorem mesjanizmu, co prawda mesjanizmu ponowoczesnego (w przypadku którego dawny patos romantyków ustąpił na rzecz postmodernistycznej ironii), ale jednak... A więc Polska – zdaniem pisarza – to w gruncie rzeczy Boży szaleniec Europy, barbarzyńca (w najlepszym znaczeniu tego słowa) budzący Stary Kontynent ze snu „końca historii”. Utożsamianie pełni człowieczeństwa z postawą zmagania się, walki (także tej wewnętrznej, o określenie swojej tożsamości i sensu swojego istnienia) to kwintesencja myśli Carla Schmitta. Poza tym to jest jeszcze mocniejsze niż opinie prof. Krasnodębskiego i środowiska „Teologii Politycznej”, w których jednak pobrzmiewają bardziej racjonalne argumenty. Czy Stasiuk zdaje sobie sprawę, że choć Kaczorami gardzi (czemu daje wyraz robiąc sobie z premiera w tej samej rozmowie jaja), to zarazem Kaczorami gada (a może i też myśli)?
Publicysta magazynu tygodnik.tvp.pl. Poza tym mąż i ojciec, mol internetowy, autsajder, introwertyk.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka