Rosyjski teolog, duchowny Prawosławnego Kościoła w Ameryce, Aleksander Szmeman zanotował 8 kwietnia 1982 roku w swoich „Dziennikach”: Narastająca konfrontacja między Anglią a Argentyną. Jak w bajce z przeszłości: flota brytyjska przesuwa się w kierunku Falklandów, zaanektowanych przez Argentynę. Argentyna „naruszyła honor” Anglii, Anglia broni swego honoru. Głupio powiedzieć, ale doświadczam radości. Kiedyśmy ostatni raz słyszeli o honorze?! A nie o handlu i nafcie? Dosłownie zamiast Freuda (...) czytasz starą, dobrą powieść „awanturniczą”. Wszystko we mnie po stronie Anglii...
Wychwalanie przez chrześcijańskiego myśliciela awanturniczej narracji, tyle że napisanej przez życie, brzmi dzisiaj skandalicznie. Tymczasem Szmeman dostrzegł, że może niezupełnie sprawdza się przeświadczenie Aleksandra Sołżenicyna o tym, iż kulturę europejską trapi zmierzch odwagi. Podziwiał więc to, co w człowieku wielkie i szlachetne – co wymyka się różnorakim współczesnym teoriom psychoterapeutycznym przeciwstawiającym eteryczną człekopodobną istotę („osobowość demokratyczną”) człowiekowi z krwi i kości („osobowości autorytarnej”). Rosyjski teolog nie wierzył w szczęśliwe zakończenie ludzkich dziejów, które zdaje się być obiektem naiwnej politycznej wiary „ostatnich ludzi”. Wraz z końcem zimnej wojny świat nie przemienił się w bezpieczne miejsce powszechnego konsensusu. Honor, odwaga, odpowiedzialność, patriotyzm nie tylko pozostają jak w czasach antycznych cnotami, lecz zgodnie z duchem pragmatycznej epoki na coś się przydają. Konflikt jest nadal konstytutywną cechą polityczności, a walka – w sensie również wewnętrznych zmagań człowieka – objawem życia.
Publicysta magazynu tygodnik.tvp.pl. Poza tym mąż i ojciec, mol internetowy, autsajder, introwertyk.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka