Bogumiła Tyszkiewicz w jednym z komentarzy na swoim blogu napisała o trwającym do chwili obecnej konflikcie między przywódcami Marca’68 Adamem Michnikiem i Józefem Dajczgewandem: „To jest cos w rodzaju West Side Story, czyli bananowa, warszawska mlodziez kontra akademiki z Kickiego, co sie ciagnie do dzisiaj. Tyle ze to ma juz niewiele wspolnego z polemikami o racje stanu Polski dzisiejszej”.
Obraz wydarzeń sprzed prawie 40 lat wciąż kształtowany jest przez pryzmat wojny „chamów” z „Żydami”, „natolińczyków” z „puławianami”. Były jednak też inne podziały. Tyle że uwzględnianie ich przeszkadza w utrzymaniu jako powszechnie obowiązującej tej wizji dziejów, a raczej legendy, która legitymizuje rząd dusz, jaki od roku 1989 próbuje sprawować w Polsce samozwańcza, „antyfaszystowska” elita. Chodzi bowiem o utwierdzenie Polaków w tym, że występuje genetyczny związek łączący endecję z „narodowym” skrzydłem PZPR (oczywiście istniało „światłe”, „reformatorskie” skrzydło, które było cacy). Tymczasem marcowych wydarzeń nie można (tylko) sprowadzić do antysemickiej kampanii „betonowych” komunistów, bo polscy Żydzi i wtedy i później opowiadali się za różnymi opcjami politycznymi.
Warto w tym miejscu przypomnieć słowa, które po upublicznieniu listy Wildsteina, wypowiedziała pewna redaktor pewnej kierowanej przez marcowych weteranów gazety: „Najgorsi są Żydzi, którzy wysługują się prawicy”. Pani ta, popierając pluralizm w wolnej, demokratycznej Polsce przypuszczalnie liczyła jednocześnie na salonową jednomyślność wśród Żydów. A tu taki niewypał.
PS. Skoro West Side Story sprzed prawie czterech dekad ma juz niewiele wspolnego z polemikami o racje stanu Polski dzisiejszej, to może czas temat zamknąć.
Publicysta magazynu tygodnik.tvp.pl. Poza tym mąż i ojciec, mol internetowy, autsajder, introwertyk.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka