Pamiętam jak mniej więcej sześć lat temu spierałem się z pewnym moim znajomym, zaangażowanym w rozmaite inicjatywy Kościoła, na temat „praw człowieka” i ich miejsca w nauczaniu katolickim. Mówiłem wtedy, że nie podoba mi się ich formuła, gdyż są one w wielu przypadkach ideologicznym uzasadnieniem postaw antyewangelicznych albo zwykłym pustosłowiem. On mi z kolei odpowiadał Papieżem, a więc że Jan Paweł II jest za „prawami człowieka”, bo jest za równouprawnieniem kobiet, jest przeciwko wszelkim przejawom dyskryminacji kogokolwiek itd.
Od kilku dni media trąbią o burzy, jaką wywołało oświadczenie Stolicy Apostolskiej o zaprzestaniu wspierania przez Kościół Amnesty International. Dzisiejszy „Dziennik” w nadtytule jednego z artykułów oznajmia: „Upada dzieło Jana Pawła II: sojusz Kościoła i obrońców praw człowieka”. Stanowisko Watykanu klarownie wyłożył Rocco Buttiglione: To nie Stolica Apostolska zerwała tę współpracę. Przed laty chodziło przecież o wspólne przeciwstawienie się komunizmowi, o obronę tradycyjnych praw człowieka, takich jak wolność myśli i zakaz prześladowań z powodów politycznych czy religijnych. A dziś jesteśmy świadkami forsowania tzw. nowych praw człowieka. To prawo do aborcji, czyli do zabójstwa nienarodzonej osoby ludzkiej. Na to nie może być zgody Kościoła. Być może istnieje prawo do nieposiadania dzieci, ale prawo dziecka do życia jest ważniejsze. Inną nowością jest prawo do realizowania własnych preferencji seksualnych. Towarzyszy mu prześladowanie osób, które uważają te preferencje za zboczenie. To również nie podoba się Kościołowi. Te „nowe prawa człowieka” są dla mnie prawami antyludzkimi.
Czy rzeczywiście mamy odejście od linii Jana Pawła II. Papież Polak naznaczył swój pontyfikat nie tylko swoją osobowością, ale i też specyficznie polskim doświadczeniem historycznym. W tym doświadczeniu mieści się wrażliwość na krzywdę ludzką, na dominację silniejszego nad słabszym itp. Chociaż nauczanie Jana Pawła II w sprawach małżeństwa, rodziny, godności ludzkiej i prawa do życia było zawsze jednoznaczne, to jednak jego „wrażliwościowa” retoryka nie do końca. Z jednej strony oczywiście dzięki takiej retoryce Papież zjednywał sobie dla różnych ważnych spraw ludzi spoza Kościoła, a także pozyskiwał nowych wiernych, którzy na osłchły, pozbawiony charyzmy, ton pozostaliby głusi. Z drugiej zaś owa retoryka dawała w Polsce wielu osobom o poglądach „Papież – tak, nauczanie Kościoła – nie” nadzieję, że on tak naprawdę nie chce nikomu ograniczać „wolności” i „swobodnego wyboru”, bo przecież jest „taki dobry”.
Tymczasem dawny „pancerny kardynał”, a dziś głowa Kościoła coś zmienia w tej materii, i to nie tylko w warstwie retorycznej. Być może jego poprzednik też by w końcu podjął taką decyzję. O tym nigdy nie zdołamy się dowiedzieć. Ale kres sojuszu Kościoła z organizacjami, które kierują się ideami sprzecznymi z jego nauczaniem jest czymś zgoła naturalnym. Kończą się sentymenty. Osobiście tego nie żałuję.
Publicysta magazynu tygodnik.tvp.pl. Poza tym mąż i ojciec, mol internetowy, autsajder, introwertyk.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka