Filip Memches Filip Memches
59
BLOG

A ja zajrzałem do Le Pena

Filip Memches Filip Memches Polityka Obserwuj notkę 9

Media polskie ekscytują się batalią prezydencką nad Sekwaną. Sarkozy i Royal, Royal i Sarkozy – i przed pierwszą rundą i po niej uwaga obserwatorów oraz komentatorów zwrócona jest na tę dwójkę polityków.

A ja tymczasem – pomny tego, że o francuskiej scenie politycznej co niektórzy mawiają, że rządzą nią na zmianę nie różniący się od siebie członkowie „bandy czworga” (gaulliści z liberałami, socjaliści z komunistami) – sięgnąłem po wydaną kilkanaście lat temu w Polsce książkę „Nadzieja” – wywiad-rzekę z przywódcą Frontu Narodowego, Jean-Marie Le Penem. W przeciwieństwie do wyborów roku 2002, teraz Le Penowi nie udało się przejść do następnej tury. W ostatnią niedzielę uplasował się na czwartym miejscu. Ale jego opinie i refleksje z końca lat 80. – bo w tym czasie przeprowadzana była z nim wspomniana rozmowa – pozostają aktualne po dziś dzień.

Przywódca Frontu Narodowego ośmielał się wskazywać na problemy związane z imigracją w czasach, gdy Sarkozy być może bał się o tym nawet pomyśleć. Ale imigracja to w przypadku Le Pena temat ograny. Mnie zaciekawiło co innego. Na ile wizerunek tego polityka w mediach odbiega od tego, co wypowiada on bezpośrednio w książce. Le Penowi przyjęło się przypinać łatkę rusofila, amerykanofoba, antyliberalnego i antyeuropejskiego etatysty. Tymczasem w „Nadziei” jako głównego wroga Francji i Europy wymienia on ZSRS. Być może czytałem książkę zbyt pobieżnie, lecz nie znalazłem w niej śladu gaullistowskich iluzji na temat mitycznej Europy „od Atlantyku po Ural”. Le Pen nie ma też złudzeń co do „pierestrojki”, która jego zdaniem stanowi fasadę dla konfrontacyjnej polityki reżimu sowieckiego. Dla francuskiego nacjonalisty USA to ważny sojusznik Europy – kłopot jednak pojawi się wtedy, jeśli podatnicy amerykańscy nie będą chcieli dłużej dokładać do interesu, jakim jest amerykańska obecność militarna na Starym Kontynencie. Stąd Le Pen optując za zachowaniem suwerenności państw europejskich i sprzeciwiając się federalizacji UE, uważa za pożądane podjęcie prac nad powołaniem wspólnych, unijnych sił zbrojnych. W sprawach zaś gospodarczych przywódca Frontu Narodowego deklaruje się jako liberał i krytyk etatystycznych rozwiązań ekonomicznych, które są przypadłością francuskiej klasy politycznej od lewa do prawa.

Kto więc ma rację? Komu wierzyć? Czy mediom i establishmentowym politykom, którzy wieszają na Le Penie psy jako na ksenofobicznym demagogu? Czy może jemu samemu, kiedy prezentuje się jako francuski patriota, obrońca chrześcijańskiej Europy, świadomy współczesnych wyzwań cywilizacyjnych?

Publicysta magazynu tygodnik.tvp.pl. Poza tym mąż i ojciec, mol internetowy, autsajder, introwertyk.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka